Silny podmuch wiatru otworzył szerzej uchylone okno, a zimne powietrze oplotło ciało Eilis. Dziewczyna zadrżała, pocierając ramiona. Ostrożnie postawiła bose stopy na szorstkim dywanie i wstała z miękkiego łóżka, chwiejnym krokiem kierując się w stronę dźwięku uderzających okiennic. To był dla niej swojego rodzaju test. Odkąd przybyła w to miejsce tydzień temu, nie wyszła z łóżka, tym bardziej z tego pokoju.
Badając drogę przed sobą dłońmi, starała się nie wejść na żadną przeszkodę. Jeszcze nie wróciła do pełni zdrowia i nie przyzwyczaiła się... do utraty wzroku.
Momentalnie poczuła, jak szary bandaż na jej oczach w zastraszającym tempie nasiąka ciepłymi łzami. Gdy uświadamiała sobie, że już nigdy więcej nie ujrzy roześmianych twarzy swoich braci, klasztoru, Anny, całej rodziny, złocistych kłosów na polach Aurum, błękitnego nieba, rozległych lasów, wysokich szczytów w oddali, bystrych rzek, obcych krain, wielkich miast, cudów architektury... Nie mogła nawet zobaczyć pokoju, w którym spędziła dzisiejszą noc!
Panna Lasair była dla niej bardzo miła. Mówiła spokojnym i opanowanym głosem oraz sprawiała wrażenie, jakby cieszyła się z jej obecności. Ją również dziewczyna chciała ujrzeć. Za dnia słyszała też śmiechy, radosne wołania i jak wiele różnych ludzi codziennie przechadza się korytarzem za drzwiami. Dowiedziała się, że znajduje się w miejscu, którego nie planowała nigdy odwiedzić w najgłębszych snach — w Causamali, ogromnej akademii, gdzie mieszkała zaledwie nieliczna część szlachty. Ci, którzy obdarzeni zostali mocą wieki temu. A Eilis miała do nich wkrótce dołączyć z polecenia Eny.
W normalnych okolicznościach mogłaby nawet być z tego powodu szczęśliwa, jednak teraz... Teraz się bała. To, że nie mogła nikogo dostrzec, sprawiało, że czuła się niezwykle bezbronna. Niczym dziecko, które nic nie potrafi zrobić samo.
Upadła na ziemię, przewracając się najprawdopodobniej o jedną z drewnianych części lalek Eny. Kobieta ostrzegała, że nie ma teraz czasu ich posprzątać, więc aby Eilis uważała, ale ta nigdy nie sądziła, że już tak wcześnie będzie musiała nauczyć się dodatkowej ostrożności.
Zaczęła wstawać, podciągając się na grubym materiale baldachimu łóżka, jednak jej ciężar zniszczył drewnianą konstrukcję podtrzymującą zasłony. Z hukiem, ponownie wylądowała na szorstkim dywanie, uderzając w niego głową.
Przeklęła cicho pod nosem, waląc pięścią w ziemię i zaciskając zęby. Była słaba. Tak bardzo słaba... Gdyby miała więcej siły, mogłaby ochronić mieszkańców Mabh. Nadal pamiętała kuchnię Arabeli, która opustoszała z dnia na dzień. Pamiętała też zakrwawione ciało Ahena, czy słowa wiedźmy mówiącej o śmierci Brama. Wciąż słyszała krzyk Przewodnika i widziała jego przerażoną twarz na chwilę przed śmiercią w Matuti.
Odkąd tylko opuściła klasztor, zauważyła, jak wiele osób w Furantur cierpi, krzycząc bezgłośnie i wołając o pomoc, której nie mogą otrzymać. Odkąd tylko wyruszyła z Vinem, została wykorzystana przez Vanorę, a następnie usłyszała historię Tary... Nie wiedziała, co należy zrobić. Była zagubiona i bezsilna. Tonęła w morzu wątpliwości, a one pochłaniały ją kawałek po kawałku, nieodwracalnie wyniszczając umysł.
— Przestań się już mazać. — Usłyszała znajomy jej głos, przepełniony chłodem i powagą, a następnie dotarło do niej, że właścicielka głosu zamknęła zamiast niej okno, tym samym powstrzymując napływ nieprzyjemnego, zimnego powietrza.
— Sowa...? — wyszeptała, a słowa te ledwo przeszły jej przez gardło.
Poczuła na swoim ciele dotyk jej delikatnych dłoni, które podciągają ją i pomagają wrócić do pozycji siedzącej, na łóżko.

CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasíaOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...