Vindicate obudził się ze snu, otwierając swoje złote oczy. Leżał na ziemi, wśród trawy, zaraz obok placyku z marmuru, na którego środku wciąż pozostawał pień po srebrnym drzewie. Spojrzał z lekkim uśmiechem na listek wyrastający spośród sęków, po czym wzrok przeniósł na Eilis. Dziewczyna wciąż spała, leżąc niedaleko brązowowłosego. W dłoni trzymała otwartą księgę zatytułowaną "Inwersja magiczna". Gdy tylko miała czas, zawsze z pasją czytała stronice tego obszernego manuskryptu. Vina zadziwiał fakt, jak wiele czasu ktoś poświęcił, aby stworzyć ten egzemplarz. Każda karta zapisana była z największą starannością, a obrazki rysowane węgielkiem ułatwiały pojęcie wiedzy zawartej wewnątrz. Autor z pewnością miał mnóstwo czasu na spisanie swojej mądrości.
— Wkrótce nastanie ranek — poinformował go Lucus, podchodząc bliżej. Najwidoczniej wcześniej cały ten czas czaił się między drzewami, bacznie obserwując swoich gości. Wyglądało na to, że opiekun Lasu Błogosławionych wcale nie potrzebuje odpoczynku, co czyniło go jeszcze bardziej wartościowym wojownikiem.
— Rozumiem... — odpowiedział, wstając na równe nogi. Podszedł pod swoją towarzyszkę i przykucnął obok, by następnie odgarnąć jej włosy z twarzy. Rozwarł lekko swoje usta, nachylając się nad nią i dokończył spokojnym tonem. — Wstawaj.
— Co? — spytała zdziwiona, otwierając oczy. Gdy zaledwie kilka centymetrów przed sobą dostrzegła Vina, drgnęła lekko speszona, by następnie odwrócić wzrok. Czuła ciepło jego ciała i nie mogła uwierzyć, że mu to nie przeszkadza. Zmarszczyła brwi. — Co ty wyprawiasz?
— Wyruszamy — kontynuował, odsuwając się od niej i stanął naprzeciwko Lucusa. — Tylko dokąd?
— Wiem o miejscu pobytu czwórki upadłych — odpowiedział, wlepiając swoje czarne jak węgielki oczy w postać młodego bóstwa. — Jak wiadomo, Matuti jest pomostem między Niebiosami a Niższym Królestwem, więc każdy, kto zostaje strącony, musi tędy przejść. Miejsca, w których się pojawiają, są w większości losowe, niemniej jednak mogę to w pewien sposób korygować. Tak właśnie wyglądało to w twoim przypadku, Vindicate... Pozostawiłem cię w pobliżu klasztoru Anny, bo wiedziałem, że jesteś wyjątkowy.
— W jakim tego słowa znaczeniu? — dopytywała się Eilis, będąc ciekawa osoby swojego towarzysza, który niespecjalnie lubi o sobie opowiadać. — Co w nim jest wyjątkowego?
— Narodził się z wojny. Z wielkiej wojny krótko po strąceniu Helium. Z tej samej wojny, podczas której po raz pierwszy używano magii. Jest stosunkowo młody, więc ma ogromne pokłady mocy — wyjaśnił, łapiąc zbłąkanego świetlika.
Otworzył ostrożnie dłoń i wyszeptał do niego kilka słów, po czym lekko dmuchnął mu w skrzydełka. Owad pofrunął dołączyć do pozostałych, które właśnie udawały się na spoczynek, wciśnięte między pęknięcia w korze drzewa. Niebo pomału przechodziło z ciemnego granatu w jaśniejszy odcień, a gwiazdy stawały się coraz mniej widoczne. Nastawał ranek, a po ranku przychodzi dzień. Za dnia Matuti jest niebezpiecznym miejscem. Za dnia Lucus nie ma świadomości.
— Nie musisz jej rozpowiadać takich rzeczy — warknął niezadowolony szatyn, po czym spojrzał gniewnie na opiekuna Matuti, który stał obok i nachylał się, aby jego twarz była na poziomie twarzy młodego bóstwa. Uśmiechał się łagodnie, mrugając pytająco, gdy Vindicate dokończył to, co chciał powiedzieć. — Więc...? Gdzie znajdę pozostałych?
— Myślę, że powinniście zacząć od północnego wschodu Aurum. Znajdziecie tam Baronową Pelagialu — Vanorę. Niedaleko niej mieszka również Tara, czyli Matka Czarnej Magii. Później będziecie musieli opuścić granice Królestwa i udacie się do Cesarstwa Gementes. Właśnie w nim, w największym kościele poświęconym słońcu odnajdziecie Helium, jednak ostrzegam was... Ona nie cierpi gości. Co prawda nie potrafi tego, co trzydzieści dekad temu, ale wciąż jest w stanie zniszczyć kraj w jeden dzień. Ostatnia z czwórki, o których wiem, że ciągle żyją, odnajdzie was sama. — Uśmiechnął się zadziornie, jakby znał ją od dłuższego czasu.
Nikt nie był w stanie stwierdzić, co mu właśnie chodzi po głowie. Po chwili przygryzł dolną wargę, jakby nagle sobie przypomniał, że pozostało już niewiele czasu i zaczął pośpieszać dwójkę młodych przed sobą. Zagonił ich szybko na środek marmurowego placyku, po czym złączył ich dłonie. Gdy zobaczył, że młodemu bóstwu się to nie podoba, to wyjaśnił, że inaczej jedno z nich może przypadkiem zostać w tym miejscu i to nie on wybiera, kto to będzie. Otworzył torbę, którą nosił przerzuconą przez ramię i wyjął z niej srebrną broszkę w kształcie sowy.
— Co to? — zapytała Eilis, bacznie się przyglądając, jak Lucus przypina jej ten niewielki przedmiot do ubrania.
— Artefakt, który ci obiecałem — mówił, nie podnosząc jeszcze na nią wzroku, póki perfekcyjnie jej nie zapiął. — Przypomina mi ciebie. Sowa jest symbolem mądrości, a ty do tej mądrości nieubłaganie dążysz. Korzystaj z niej w odpowiedni sposób, śmiertelna istoto zwana Eilis. To miecz obusieczny.
— Dziękuję... — odparła zmieszana.
Spodziewała się czegoś, co bardziej przypominałoby broń niżeli biżuterię, jednak nie chciała tego mówić na głos. Podarowała mu swój przepiękny uśmiech i raz jeszcze podziękowała za wszystko.
— To ja dziękuję tobie... — szepnął, po czym obie dłonie położył na głowach swoich gości oraz wyprostował się, w pełnej okazałości eksponując swój wzrost.
Złudzenia potęgi dodawały mu potężne rogi przypominające rozrastające się gałęzie drzew. Zdecydowanie nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się z nim mierzyć, a już na pewno nie na jego terytorium. Promienie słoneczne uderzyły zza pleców Lucusa, oświetlając marmurowy placyk wewnątrz Matuti. Sprawiły one, że blondynka wraz z bóstwem wojny zniknęli tak samo nagle, jak się pojawili.
"Wasza podróż dopiero się zaczęła" — przemknęło mu przez myśl. Po chwili osunął się na ziemię i patrzył na swoje smukłe palce, które powoli przemieniały się w szpony. Wschód słońca był dla niego przekleństwem. Wschód słońca odbierał mu wolną wolę.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...