Zeno zaśmiał się głośno, gdy ujrzał zaskoczenie na twarzy staruchy. No tak, w końcu była wiedźmą, więc to oczywiste, że rozpoznała w tym płaszczu to, czym sama stanie się po śmierci. Istnienie Sheridanów było mocno wypierane przez społeczeństwo, a wręcz nawet można było się pokusić o stwierdzenie, iż ludzie zupełnie je negowali. Wystarczyło nie spalić jednej wiedźmy, a po zatrzymaniu akcji serca rodził się z niej prawdziwy potwór. Te bestie były w stanie unicestwić całe miasto w ciągu nocy, zanim zniknęły w cieniu tuż przed świtem i nie pojawiały się nigdy więcej. Nikt nie wiedział, gdzie się kierowały, ale jedno było pewne — nie wracały w to samo miejsce. Powodem mógł być fakt, że to, co za sobą zostawiały, to tylko szkarłatne rzeki, w których pływały resztki rozszarpanych ciał i kości. Czarna Magia w zmrożonych żyłach kierowała je daleko na zachód, a przynajmniej tak było kiedyś, zanim ludzie zaczęli masowo palić każdą wiedźmę, którą napotkali, broniąc się w ten sposób przed Sheridanami. Młodsi z czasem zapomnieli, jaki jest w tym cel, ale najstarsi mieszkańcy Furantur nadal pamiętali o okropnościach wyrządzanych przez Dzieci Mroku. Zeno spotkał raz w życiu prawdziwego Sheridana i wiedział, że nie mógł teraz zabić tej wiedźmy, inaczej przyszłoby mu się mierzyć z prawdziwym potworem, a tego by nie przeżył. Spojrzał w zamglone oczy staruchy i podparł się na łokciach, wciąż leżąc w gruzie ze zniszczonych ścian. Zastanawiał się, jak dużo wiedziała wiedźma.
— Nazwałaś mnie Pożeraczem Magii... — zaczął, ocierając krew z ust. Widać obrażenia zadane przez Enę wcale nie były tak błahe, jak mogłoby mu się wydawać na początku. — Wiesz chociaż, co to oznacza?
— Że jesteś dzieciakiem z rodu Dara — jednej z trzech zdradzieckich rodzin, które po Trzydziestoletniej Ciemności przeszły na stronę Czarnej Magii — odpowiedziała, robiąc krok w jego stronę, tym samym przebijając się przez utworzoną wcześniej chmurę dymu z fajki. — Nadal powinieneś posiadać wasz rodzinny artefakt. O ile się nie mylę, były to...
— Dwa kolczyki w kształcie smoków — dokończył za nią, wzruszając ramionami. Ta kobieta była naprawdę dobrze poinformowana w sprawach magicznych rodów, mimo że była wiedźmą. Chociaż może właśnie dlatego, że była wiedźmą, wiedziała o rodzinie Dara. — Mój ojciec jest głową rodziny Hugh, ale matka była z rodu Dara. Po jej śmierci odziedziczyłem artefakt.
— I pożarłeś Sheridana. Jakim cudem? — dopytywała, marszcząc gniewnie brwi. — To nie jest coś, co można było zrobić z użyciem mocy, jaką oferują twoje kolczyki. Dzięki nim możesz żywić się białą magią oraz chłonąć specjalne zdolności niektórych istot. Twój płaszcz to siła, która zazwyczaj oplata martwe ciała Dzieci Mroku. Myślałam, że artefakt rodziny Dara nie może żywić się czarną magią.
— Nie mógł — poprawił ją, wyjmując z kieszeni srebrny kolczyk i pokazał wiedźmie z oddali czarny diament, jaki pożerał smok. — Został zmodyfikowany.
— Absurdalne!— krzyknęła, uśmiechając się szeroko. — Aczkolwiek interesujące. Robota innej wiedźmy?
— W rzeczy samej — mówił, wstając ostrożnie. Wyprostował się, na nowo tworząc cieniste pazury u prawej dłoni. — Isabell Dara była wiedźmą z wielkimi ambicjami. Jako pierwsza w historii podjęła się próby ulepszenia srebrnego artefaktu, która zakończyła się powodzeniem. Była też moją matką. Niestety, mój ojciec nie potrafił docenić jej geniuszu. Im potężniejsza się stawała, tym bardziej darzył ją szczerą nienawiścią. Zaczął jej unikać, izolować się od niej, aż w końcu rozkazał ją zamknąć i nie dopuszczał do niej nikogo z zewnątrz. Ukrył przed światem oraz najzwyczajniej w świecie... wstydził się jej. Nie mógł znieść myśli, że kobieta, którą poślubił, okazała się wiedźmą. Matka popadła w rozpacz, którą z czasem zastąpiło szaleństwo. Uznała, że już dłużej nie potrzebuje takiego życia, więc przywołała mnie do siebie, by przekazać smocze kolczyki. Po wszystkim wypiła truciznę, umierając na oczach swojego dziesięcioletniego syna. — Uśmiechnął się nostalgicznie, jakby naprawdę miał jej to za złe. — Całość trwała wiele godzin, które wtedy wydawały mi się wiecznością. Ciągle cierpiała, trzymając mnie mocno za rękę i nie pozwalając odejść od łóżka. Widziałem na własne oczy, jak stopniowo Czarna Magia zabiera to, co wiedźmy obiecują jej przy zawarciu kontraktu — jak zabiera jej ciało. Im bliżej była śmierci, tym bardziej przypominała Sheridana. Magia, która dotąd zbierała się tylko wokół niej, wtedy siłą wdzierała się do organizmu, a gdy jej serce niemalże przestało bić, wypowiedziała ostatnią wolę.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...