Głębokie ciemności zebrały się wokół niewielkiego płomienia świecy, przytłaczając go swoją obecnością, a on — targany przez wiatr — tańczył w szale, ze wszystkich sił starając się nie zgasnąć. Do samego końca pragnął wykorzystać szansę daną mu przez los, świecąc najmocniej, jak tylko potrafił.
Kiedy w pobliżu czerń była jedyną możliwą barwą do ujrzenia, ten właśnie płomień stawał się najpiękniejszą rzeczą na całym świecie. Kuszący jak miód, zdołał zwabić do siebie niewielką ćmę, a uderzenia jej skrzydeł, niczym rytmiczne bicie serca, przerwały głuchą ciszę. Zanim owad zdążył dotknąć skrzyni, na której postawiono świecę, szybkim i drapieżnym ruchem został pochwycony przez drewnianą dłoń. Próbując się wydostać, trzepotał skrzydełkami jeszcze mocniej, a każdy dźwięk sprawiał, że rzeźbione palce marionetki zgniatały go z coraz większą satysfakcją.
Ronat przyłożył ledwo żywą ćmę do miejsca, w którym powinny być jego usta, zupełnie jakby chciał, tak jak dawniej, poczuć strach przed śmiercią swojej ofiary. Z wnętrza marionetki dało się słyszeć westchnienie pełne niepohamowanej nostalgii.
— Zu teph, przyjacielu... Zu teph — szeptał pochylony nad owadem, po czym ostrożnie przechylił dłoń. Dwa wirujące w powietrzu skrzydełka upadły na ziemię, pozbawione reszty ciała owada. Spłonęło w mlecznym świetle razem z jego życiem. — Choć dziś nazywają to chyba "Inwersją Magiczną".
Jeżeli byłoby to możliwe, na twarzy Ronata Hagana pojawiłby się teraz cień uśmiechu.
Drewniana dłoń nasiąknęła czarną magią i zmieniła się w dłoń prawdziwego człowieka, a sam Ronat, zamierzając wykorzystać ten moment do granic możliwości, z całych sił wbił w nią nóż. Ostrze zatopiło się głęboko w kości, sprawiając świadomości mężczyzny niewyobrażalny ból. Strugi krwi spływały nieregularnymi spiralami wydrążonymi w drewnie, po chwili znikając w szczelinach skrzyni nasiąkniętej czerwienią.
Ronat śmiał się głośno, kręcąc nożem, który ranił go coraz bardziej i bardziej. Przestał, dopiero kiedy na powrót nie był w stanie poczuć niczego. Pociągnął zdecydowanie za stalową rękojeść, wyrywając ostrze z dłoni wracającej do pierwotnego wyglądu. Wszystko trwało jedynie tyle, ile trwać może mrugnięcie oka. Zdecydowanie zbyt krótko, żeby poczuć prawdziwą przyjemność, ale wystarczająco długo, aby pozostawić po sobie rosnące pragnienie doświadczenia czegoś podobnego raz jeszcze.
Po wszystkim cofnął się kilka kroków, wracając w ciemność, poza zasięg płomienia. Butami zmiażdżył tysiące owadzich skrzydeł porozrzucanych wokół i z trudem zacisnął mechaniczne palce lalki, czując rosnącą pogardę do tego ciała. Pomijając fakt, że było niewygodne, to przede wszystkim było martwe. Zabawka podarowana mu przez Eilis nie umożliwiała zaspokojenia żadnej z jego wyższych ambicji. Nie posiadając w sobie życia, nie mogła stworzyć źródła białej magii, a to jej tak bardzo potrzebował, chcąc poprawnie wykonać Inwersję Magiczną. To zabawne, że musiał być człowiekiem, by na powrót nim zostać. Zabawne i niemożliwe. Nie bez poprzedniego ciała.
Na szczęście czarna magia była mu wierna nawet po śmierci. Znajdowała się ciągle w jego zasięgu, zaraz na wyciągnięcie ręki i otaczała go ze wszystkich stron. Dzięki jej naturze mógł swobodnie z niej korzystać nawet pod postacią lalki. Od ostatniego razu zmieniła się diametralnie, aczkolwiek obecna jej forma bardziej odpowiadała mężczyźnie. Dawniej była mocno ograniczona, jednak teraz... Teraz wydawała się wszechpotężna. Bliska temu, o czym przez długie noce zwykł rozmawiać z Tarą za dawnych lat.
Ronat oparł głowę o ścianę, czekając na kolejną ofiarę. W lewej dłoni tkał coraz dłuższe, mocniejsze i trwalsze nici z elementu bogini ciemności, zręcznie przekładając je między palcami. Zdarzało się, iż niekiedy okazywały się nietrwałe, pruły się i rozdzielały, ale z odrobiną poświęcenia zawsze znów łączyły się w całość. Silniejsze, grubsze, tym razem niezawodne. Stawały się potęgą wielu splecioną w jedno. Potęga istnień, które Ronat poświęcił w drodze ku wielkiej mocy, w czasie której niemalże otarł się o boskość.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...