Rozdział 18 - Śmierć z wyboru

4.5K 540 34
                                    

 Arabela siedziała na kamieniu będącym pozostałością po czarnym murze, który swojego czasu miał za zadanie bronić wioskę. Przejechała dłonią po chropowatej powierzchni i uśmiechnęła się lekko. Niegdyś to wszystko było domami... Domami, które poświęcili mieszkańcy, aby chronić swoje dzieci. Dawniej nie wpadliby na pomysł, aby się bronić. Jednak gdy osiem lat temu w te rejony zawitał Ahen, poczuł się zobowiązany zmobilizować ludzi ogarniętych strachem. Starał się z całych sił  przemówić im do rozsądku. Zmusić do stawienia czoła wiedźmie. Powołując się na swój status jednego z dowódców wojska cesarstwa Gementes, obiecał, że ich poprowadzi. Niestety, Ahen nie miał pojęcia, jak wielki może być gniew czarownicy. Kiedy to po raz pierwszy jej bestie od prawie czterdziestu lat napotkały opór, wróciły do swojej matki, a ona nakazała zabrać wszystkie dzieci z wioski. Nigdy wcześniej tak nie postępowała. Zawsze czekała, aż osiągną odpowiedni wiek, by stać się pożywieniem dla jej cieni. Dopiero słowa Ahena wytrąciły ją z równowagi. Krzyczał w ciemność, że Tara jest ślepym tyranem i głupcem. Że żywi się przerażeniem i nie zna ludzkich uczuć, a ona mu na przekór okazała jedną ze swoich ludzkich słabości. Wpadła w szał i kazała na jego oczach wymordować młode pokolenie, tym samym podpisując wyrok śmierci na niewielką wioskę w środku lasu.

Potężny dowódca wojsk cesarskich przeżył prawdziwe załamanie. Mieszkańcy obrócili się przeciw niemu, parając coraz większą nienawiścią już nie do wiedźmy, przez którą ich życie stało się piekłem, a do samego "wybawiciela", jakim miał zostać nowy mieszkaniec przeklętej ziemi. Zapewne, gdyby nie Arabela, to Ahen już dawno zostałby zamordowany przez pozostałych. Wtedy jeszcze żył jej ojciec, dawny sołtys, więc nie było większych problemów z jego ochroną.

— Pamiętajcie imię wiedźmy, która dzieci wam zabrała. Pamiętajcie imię wiedźmy, co w kałuży krwi ich stała... — szepnęła pod nosem, po czym westchnęła głęboko i uniosła wzrok ku niebu.

Słońce powoli chowało się za koronami drzew, tym samym spowijając wioskę w coraz większym cieniu. Do zmierzchu nie zostało już wiele czasu. Arabela wciąż nie mogła uwierzyć, że poza jej jedynym domem, gdzieś daleko stąd, niebo również tak wygląda. Podobno wszystko w tym miejscu jest inne, ale ono pozostaje takie samo. Zawsze wyobrażała sobie świat zewnętrzny jako pozbawiony zmartwień i kłopotów. Jako miejsce, w którym w końcu można spać spokojnie, nie martwiąc się o utratę bliskich czy własnego życia. Gdzie cały świat przepełniony jest życzliwością, a ludzkie egoistyczne pragnienia nie są potęgowane przez ciągły strach. Chciała go zobaczyć. Bardzo chciała go zobaczyć, wyrwać się stąd i już nigdy tu nie wracać. Ale nie mogła, bo czuła się winna.

"Większość popełniła samobójstwo, a przetrwały jedynie największe szumowiny" — powtórzyła w myślach słowa, które niedawno powiedziała do Eilis. Nie kłamała. Dobrzy ludzie już dawno odeszli. Został jedynie morderca dzieci, egoistyczny tchórz i ona, córka sołtysa, która nie mogła nikogo ochronić. Wolała nie słyszeć, nie widzieć i nie czuć, za co nienawidziła się najbardziej. Postępowała tak od zawsze. A zawsze to zdecydowanie zbyt długo...

— Arabelo, ściemnia się — powiedział Ahen, idąc w jej stronę szybkim krokiem.

U prawego boku miał przypięty do pasa miecz, z którym zazwyczaj nie rozstawał się na krok. Kobietę nadal dziwiły jego stare przyzwyczajenia. Po ośmiu latach w okolicy nie było ludzi, jakich miałby się obawiać. Gdy raz go o to zapytała, to stwierdził, że z nim czuje się pewniej. Ale w tym miejscu przecież nic nie było pewne. To hazard, w którym czasem trzeba oszukiwać, a oszustwo niejednokrotnie może się obrócić przeciwko graczom. Arabela zawsze stosowała wszelkie środki ostrożności i ani razu nie przegrała. Dziś chciała odejść z podniesioną głową, jednak zatroskana mina mężczyzny zdawała się jej na to nie pozwalać.

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz