Zeno wszedł do swojego pokoiku, rzucając podręcznik wraz z papierową teczką, w której trzymał wszystkie dokumenty używane podczas wykładów, na łóżko. Właśnie skończył poranne zajęcia i do następnych miał nadal czas. Nieobecność Melli była mu na rękę. Dzięki temu mógł zdobyć więcej doświadczenia jako przyszły wykładowca Causamalii. Gdyby to od niego zależało, z pewnością sprawiłby, iż czarnoskóra nie powróciłaby w te mury. Podobało mu się obecne stanowisko. Nie lubił tych aroganckich dzieciaków, z jakimi musiał się użerać już ponad tydzień bez niczyjej pomocy, ale uwielbiał za to oglądać ich reakcję, gdy mógł im udowodnić, że czegoś nie rozumieją. Wmawiał im, że nie nadają się kompletnie na magów i że powinni jak najszybciej zakończyć tutaj naukę, wrócić do rodzinnego domu i zamknąć się tam na kilka lat, póki wstyd spowodowany niepodołaniu wymogom wspaniałej akademii magii na północy Aurum nie zniknie całkowicie. Oczywiście mówił to wszystko z politowaniem i przejęciem, jak przystało na prawdziwego nauczyciela, którego pasją było nauczanie młodych pokoleń. To wszystko było jedynie wynikiem jego troski o uczniów. A przynajmniej tak mieli myśleć.
Zaśmiał się radośnie, obracając na pięcie i oparł dłonie na ramie wysokiego lustra, które zatrzęsło się od nagłego pochwycenia. Nachylił się nad wypolerowaną taflą, wbijając wzrok w ziemię, a z początku łagodny i dźwięczny śmiech przemienił się w głośny, pełen pychy. To niewielkie osiągnięcie — prowadzenie wykładów, zanim odbędzie dostatecznie długą praktykę — z pewnością przybliży go do celu we wspinaniu się po szczeblach kariery. Naprawdę mu się podobało, gdy w pobliżu nie było Melli. Teraz wszystko układało się po jego myśli. Wciąż nie mógł uwierzyć, że życie w Causamalii może być aż tak wygodne. Co prawda jego mały pokoik nie mógł nawet równać się z wyposażeniem studentów, co dopiero pełnoprawnych wykładowców, ale to była tylko kwestia czasu, aż zadomowi się tu na stałe i dostanie własny przydział. Zeno de Hugh był cierpliwy, póki dobrze się bawił. A teraz bawił się wręcz doskonale. Ta posada była dotąd najlepszym, co go spotkało. Nie przeszkadzało mu, że drewniane belki podtrzymujące sufit pamiętały czasy Trzydziestoletniej Ciemności, że łóżko jest niewygodne i że stolik ciągle sprawia problemy, gdy Zeno chce obrócić go tak, by nie chwiał się za każdym razem, kiedy tylko ktoś oprze o niego dłoń. Nie widział problemu również we wszechobecnej wilgoci i w tym, że do wieży praktykantów nikt nie przychodził, ponieważ była za daleko od sal wykładowych. Właściwie nawet był z tego powodu zadowolony. Nie musiał ciągle się ukrywać. W końcu przebywanie w niepełnej formie sprawiało, że mięśnie sztywniały, robił się niespokojny, a magia w jego żyłach wrzała, stwarzając realne zagrożenie dla życia.
Zdjął niewielkie srebrne kolczyki przedstawiające wizerunek długiego smoka pożerającego czarny diament. Błoniaste skrzydła zdawały się poruszać, gdy oderwały się od skóry młodzieńca, zupełnie jakby próbowały podbić się do lotu, ale ciężar czarnego kamienia był zbyt wielki. Idealnie ułożone brązowe włosy zafalowały od uwalnianej energii, po czym szybko zmieniły kolor z czekoladowego na kruczoczarny, układając się niechlujnie. Nie poprawił ich po raz drugi. Podniósł spojrzenie, oglądając w lustrze twarz. Nie zmieniły się rysy, ale oczy uległy znaczącej metamorfozie. Dawniej szaroniebieskie tęczówki, teraz zaczęły jaśnieć intensywnym błękitem, całkowicie przepełnione magią, która aż wylewała się z bezdennej studni jego duszy. Gdyby jakiś świadomy mag zobaczył go w tej formie, wiedziałby, iż pragnienie mocy tego młodzieńca jest o wiele większe, niż można spodziewać się po zwykłym śmiertelniku.
Zeno odszedł od drzwi i ruszył bardziej w głąb pokoiku, lecz z racji tego, że pomieszczenie do wielkich nie należało, już po zrobieniu trzech kroków znajdował się na jego końcu. W tym czasie codzienny ubiór pokrył się cieniem, jaki uformował ciemny, skórzany płaszcz sięgający do ziemi. Srebrne sprzączki od licznych pasków brzęczały, zderzając się ze sobą, gdy usiadł na krześle. Położył ciężkie buty na stole, odchylając się do tyłu i zaczął kołysać się na meblu, plecami dotykając kamiennej ściany. Przeciągnął się leniwie, odkładając kolczyki na stolik.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...