Yria raz jeszcze wygładził prześcieradło złożone w kostkę i położone na łóżku. Chciał dopilnować, aby chociaż dzisiaj jego pokój był w jak najlepszym porządku, stąd zaraz po obiedzie wziął się do pracy. Dwukrotnie umył podłogę, pościerał kurze, uporządkował księgi i wywietrzył pościel. Zdecydował się nawet, co zazwyczaj mu się nie zdarzało, odsunąć ciężki, dębowy kredens, aby pozbyć się wszystkich pająków, które dotychczas gnieździły się w jego pokoju, a to wszystko z jednego powodu — dziś była noc, w czasie której plan schwytania bóstwa wojny miał zostać wcielony w życie. Chciał, żeby Mistrz nie martwił się przynajmniej o stan pokoju pozostawionego przez chłopaka. Być może niektórzy z nich mogli zginąć, ale Yria uporczywie wierzył, że przeznaczenie nie pozwoli mu zakończyć życia, zanim nie dokona czegoś wielkiego. Czegoś, co będzie warte zapamiętania przez przyszłe pokolenia. Uśmiechnął się, zadowolony z rezultatu swojej ciężkiej pracy, a choć nie miał w swoim pokoju okien, był święcie przekonany, iż na zewnątrz już dawno zapadła noc. Atak na kryjówkę wroga miał odbyć się dopiero koło północy, lecz nie wypadało kazać czekać pozostałym kapłanom.
Chłopak przeczesał dłonią jasne włosy i oparł się na srebrnym kole zawieszonym na okrągłej tarczy, która pozwalała mu zakręcić przedmiotem. Przygryzł dolną wargę i zamknął oczy, robiąc głęboki wdech. Przez chwilę jeździł opuszkami palców po drewnianej konstrukcji, cyklicznie wyczuwając pod palcami te same metalowe symbole, które od szczęśliwej śmierci jego babki dwanaście lat temu, zaczęły naginać także jego własne przeznaczenie. Miał świadomość, iż tak samo, jak jego babka, musi zawierzyć wszystko, co posiada, magii rodziny Roue. To właśnie ta pokręcona siła wiedziała najlepiej, jaką drogę powinien obrać w tej chaotycznej rzeczywistości.
Nie zwlekając dłużej, Yria ostrożnie zakręcił kołem i patrzył, jak kolejne symbole przelatują mu przed oczyma. Na moment wszystko wokół umilkło i zrobiło się tak cicho, że słyszał bicie własnego serca, które sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz rozsadzić mu klatkę piersiową. Przełknął głośno ślinę i zaczął gorliwie modlić się w duchu, aby wskazówka nie zatrzymała się na grawerunku Śmierci.
Zamarł, gdy pierwszy raz w historii nie wiedział, jak odczytać inskrypcję. Niewielka srebrna gałązka zawsze wskazywała jeden, i tylko jeden, symbol, ale tym razem nie pokazała żadnego. Zatrzymała się idealnie pomiędzy Śmiercią a Błogosławieństwem. Na ostatnim słowie zdania "Kiedy życie staje się pełne" oraz pierwszym "Błogosławieństwo potrzebuje podróży w nieznane".
— Pełne Błogosławieństwo... — wyszeptał, odwracając wzrok.
Nie miał pojęcia, do czego to zmierzało. Nigdy nie słyszał, żeby srebrny artefakt rodziny Roue mógł się wahać. Bywało, że "pełne" oznaczało bezpowrotny koniec, osiągnięcie celu, albo osiągnięcie żywota, ale w noc, w którą ludzie staną do walki z bogiem, śmierć zdawała się czymś zupełnie normalnym. Bardziej intrygowało go znaczenie "błogosławieństwa". Nie ważne w jakich czasach, zawsze oznaczało coś dobrego. A więc czy "pełne błogosławieństwo" mogło oznaczać koniec szczęśliwych chwil? Tego nie wiedział, jednak tak długo, jak ufał swojej babce, tak długo mógł wierzyć w to, że dla jego przyszłej wersji będzie to niezwykle pomocne wydarzenie.
Pamiętał, jak opowiadała mu, gdy pierwszy raz zakręciła kołem. Wskazówka pokazała wtedy "Cierń", czyli problem, którego nie da się pozbyć od razu. Jeszcze tego samego dnia rodzice wysłali ją do sąsiedniego miasta, gdzie miała wyjść za mąż za obcego mężczyznę. To były przerażające chwile przepełnione strachem i cierpieniem, ale kiedy ponownie wykonała obrót srebrnego artefaktu, "Cierń" zamienił się w "Różę Cierniową" — piękno pełne kolców. I już wtedy wiedziała, że choć jej przyszły mąż jest okropnym człowiekiem, to tylko dlatego, że jemu również nie podobały się przymusowe zaręczyny. Świadomie odpychał ją od siebie, tak jak ona robiła to z nim. Wszystkim wydawało się, że z tego związku nic nie będzie, jednak babka Yrii postanowiła zaufać srebrnemu kołu i otworzyć się na młodego szlachcica. Następnie okazało się, że razem mają mnóstwo wspólnego i po jakimś czasie na świat przyszły ich dzieci, a następnie dzieci ich dzieci. Zestarzeli się razem, szczęśliwi i wdzięczni przeznaczeniu, które skrzyżowało ich drogi.
CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...