Eilis ostrożnie usiadła na kamiennej ławeczce przy fontannie, robiąc obok miejsce dla Zeno, by mogli w spokoju porozmawiać. Świeże powietrze otuliło łagodnie jej twarz, a ciepłe promienie słońca wywołały uśmiech na ustach. Od niedawna takie z pozoru nieznaczące zdarzenia sprawiały jej ogromną radość. Czekała chwilę w milczeniu, jednak mężczyzna nie spoczął przy niej. Duża, ciepła dłoń złapała ją za prawą rękę i pociągnęła w górę.
— Możemy porozmawiać w nieco innym miejscu? Nie martw się, to niedaleko. Zaprowadzę — zaproponował.
Nie czekając nawet na odpowiedź i ruszył w drogę. Zdezorientowana Eilis zdecydowała się mu zaufać i przyśpieszyła kroku, podążając za głosem praktykanta Causamalii. Mimo że rzeczywiście cel był niedaleko, blondynka tego nie mogła wiedzieć. Gdyby widziała, zauważyłaby, że tak naprawdę przez cały ten czas kręcą się w kółko i pewnie zareagowałaby jakoś. Kilka razy obchodzili dookoła fontannę z rzeźbą nimfy w centralnym punkcie, pod której bosymi stopami wił się w bólu smok. Gniewne spojrzenie gad wbił w twarz kobiety wlewającej w jego otwartą paszczę wodę z dzbana, jaka przelewała się mu między ostrymi kłami. Zanim usiedli ponownie na dokładnie tej samej kamiennej ławeczce co poprzednio, Zeno ponownie zdążył się utwierdzić w przekonaniu, iż Eilis naprawdę jest ślepa. Najpierw podłożenie nogi, teraz kręcenie się w kółko... Nikt normalny nie zniósłby takiego upokorzenia bez słowa, jeśli wiedziałby, że został właśnie upokorzony.
— O czym chciał pan mówić? — zapytała wreszcie po dłuższej chwili milczenia.
— Jesteś daleką krewną pani Eny Lasair, prawda? Czy wspominała coś o mnie?
— Niestety, pani Ena nigdy o panu nie mówiła. Przykro mi. Ostatnio bardzo rzadko mamy czas, żeby ze sobą rozmawiać prywatnie. Jak już pan zauważył, jestem niewidoma. Gdy się spotykamy, pomaga mi w nauce.
— Nie spodziewałem się niczego innego! — zaśmiał się dźwięcznie, klaszcząc w dłonie. — Cała Ena! Ukrywa przed światem wszystko to, co nas łączy. Ale nie ma co się dziwić, w końcu nie będzie rozpowiadała o tym wszystkim miernotom dookoła.
— Tak, myślę, że ma pan rację — odpowiedziała niewzruszona, siedząc w bezruchu.
W oczach Zeno zachowywała się dokładnie jak lalka. Posadzona na ławce, bezbronna, niemogąca się swobodnie poruszać na własną rękę. Mężczyzna zastanawiał się, ile rozrywki byłaby mu w stanie dostarczyć, gdyby się nią trochę zabawił. Postanowił od teraz mieć ją ciągle na oku, na wypadek, gdyby nadarzyła się okazja.
— Mógłby mi pan coś obiecać? — zapytała, przekręcając głowę w jego stronę. — Jeśli będę kiedyś potrzebowała pomocy, pomoże mi pan, gdy o to poproszę?
Mężczyzna spojrzał na nią z niedowierzaniem. Rzadko się zdarza, że ktoś przy pierwszym spotkaniu zadaje tak irracjonalne pytania. Prawdę powiedziawszy, zdarzyło mu się to dopiero pierwszy raz. Pomóc? On jej? Choć z całego serca chciał postąpić zgodnie ze swoją naturą — odmówić i wyśmiać — to uśmiechnął się przyjaźnie i kiwnął głową na znak zgody. Nie powiedział ani słowa, czekając na reakcję. Chciał jeszcze przez chwilę podroczyć się z niewidomą nastolatką, nieświadomą jego fałszywej obietnicy. I właśnie w tym momencie Zeno de Hugh poczuł ciężar na sercu nieporównywalny do wszystkich innych. Zdawało mu się, że ktoś przy jego gardle trzyma świeżo naostrzoną stal, a łańcuchy krępują mu całe ciało, jednak nie potrafił zobaczyć żadnej z tych rzeczy. Doświadczając czyjegoś zimnego oddechu na karku, odwrócił się, ale nikogo tam nie było. Nie widział nic podejrzanego, więc kto w takim razie tak naprawdę był ślepcem?
— Ena jest wspaniałym magiem — mówiła blondynka, powoli wstając. — Zawsze dotrzymuje danego słowa i jest szczera. Jednak pan jest zupełnym jej przeciwieństwem. Jest pan niezwykle zakłamanym człowiekiem, który bez chwili zawahania potrafi złożyć fałszywą obietnicę.

CZYTASZ
Śmierć Niebios
FantasyOd wieków mieszkańcy Furantur wystrzegali się znaków. Odkąd tylko aroganccy ludzie wykradli magię, chmara kruków nie znaczyła niczego dobrego. Co jednak może uczynić dziewczyna, która ujrzała w niej rannego człowieka? Eilis bez zastanowienia wzięła...