Rozdział 21 - Wizyta z daleka

4.1K 512 61
                                    

 Vanora stała nieruchomo, uśmiechając się przy tym pewnie. Nie było na świecie osoby, która mogłaby jej zagrozić czymkolwiek w tej jaskini. Przez setki lat ta woda przesiąkała jej mocą, stając się czymś na podobieństwo boskiej broni. Wszystko wokoło było pod jej absolutną władzą i zupełnie nic nie mogło tego zmienić. Stara świątynia wybudowana ku czci Baronowej pelagialu doskonale spełniała swoją funkcję w latach świetności. Zrzeszała podróżników i prostych ludzi, którzy chcieli ujrzeć prawdziwą moc upadłego bóstwa, przy okazji z dnia na dzień wykradając część ich życia. Vindicate z pewnością też już tego doświadczył. Musiał czuć, jak powoli opuszczają go siły, jak robi się coraz bardziej zmęczony i słabszy, podczas gdy brązowowłosa rosła w siłę.

Nie bez powodu to Eilis została wysłana, aby uwolnić Tarę. Gdyby kobieta rozkazała uczynić to młodemu bóstwu, negocjacje musiałaby prowadzić z człowiekiem, a człowiek nie wytrzymałby tam dłużej niż dobę.

Matka Czarnej Magii lubiła grać na zwłokę, stąd jedynym logicznym wyjściem było podarować jej towarzyszącą Vinowi blondynkę.

— Daję ci ostatnią szansę, Vanoro. Wyślij mnie tam, póki nie jest zbyt późno — powiedział szatyn, zamykając na moment swoje czerwone oczy, by przywrócić im swój dawny, złoty blask. Niestety, gdy jego rozmówczyni raz jeszcze odmówiła, wróciła mu niekontrolowana żądza walki.

Podszedł w jej stronę, a ta wystawiła przed siebie dłoń, po czym odwróciła ją wewnętrzną stroną do góry. Setki wodnych igieł unoszących się w powietrzu wystrzeliły, chcąc podziurawić przeciwnika.

Nie zawahała się ani na moment. Nie zamierzała się bawić z młodzieńcem. Nie żartowała. Czuła się zobowiązana nauczyć go pokory. Nikt normalny nie porywa się przecież z uszkodzonym sztyletem na istotę boską pierwszego upadku.

— Tara jej nie zabije, spokojnie. Jeśli dostanie ją w swoje ręce, to jedynie zniszczy bezpowrotnie — tłumaczyła, gdy chłopak z wielką precyzją odbijał za pomocą sztyletu kolejne pociski w niego wymierzone.

Baronowa, korzystając z okazji, cofnęła się kilka kroków i zeszła ze skały, aby stanąć na ruchomej tafli wody, ta zaś uspokoiła się, jakby martwiąc o równowagę kobiety. W tym miejscu znajdowała się poza zasięgiem ataków Vina.

— To chyba nawet gorsze niż śmierć, nie sądzisz? — zapytał, przeklinając pod nosem ofensywę bogini, ale nawet mimo tego wciąż się uśmiechał. Miał rację.

Miał całkowitą rację. Vanora jest potężnym przeciwnikiem. Mogła robić z wodą w tym miejscu wszystko, co tylko się jej podobało, a rozkazy wciąż pozostawały milczeniem, stąd przeciwnik nie miał pojęcia gdzie i kiedy zaatakuje. Całość zależała jedynie od jej zachcianek. Nie wyglądała też, jakby szybko miały jej się skończyć siły.

Szatyn odskoczył na bok, unikając tym samym kilku śmiertelnych dla siebie ciosów i zrobił przewrót, docierając do krawędzi skały. Przykucnął, przygryzając sobie wargę, aż puściła się z niej krew, by następnie zetrzeć ją z ust szybkim ruchem lewej ręki.

Rozkaz: "Boskie ciało nie zna granic. Nie dostaje się nic za nic" — wyszeptał, po czym wszystkie jego mięśnie napięły się do granic możliwości.

Skoczył tak daleko, jak tylko zdołał, a siła z jaką się wybił, zniszczyła doszczętnie skalną wysepkę. Wylądował na ścianie jaskini, wbijając sztylet w szczelinę, aby nie ześlizgnąć się do jeziora. Tam straciłby jakiekolwiek szanse na wygraną.

— Jeśli chodzi o los gorszy od śmierci... Całkowite wymazanie egzystencji nie jest takie złe — powiedziała, a kąciki jej ust uniosły się ku górze z satysfakcją.

Śmierć NiebiosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz