Siedziałam przed tym pieprzonym sklepem, paląc papierosa. Ciocia zakazała zamykać przed 19:00, a jest 17:48.
Nie rozumiem, tak czy siak nie ma już klientów, więc dlaczego nie mogę sobie po prostu stąd iść?
Zgasiłam niedopałka i wróciłam do środka. Usiadłam za ladą, potem skrzyżowałam na niej ręce tak, jak robią to uczniowie na mało ciekawej lekcji.
-Ja pierdole.- powiedziałam to, co pierwsze przyszło mi do głowy.
Ostatecznie wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać Twittera.
-Nat?- ktoś pomachał mi ręką przed twarzą.
Kiedy podniosłam wzrok, rozpoznałam Adama. Swoje rude włosy postawił do góry, a ubrany był cały na czarno, począwszy od bluzy z logo Adidas, po obcisłe spodnie i air force.
-Um, cześć.- uśmiechnęłam się lekko. -Co tu robisz?
-Alyson pokłóciła się z Victorią, a Jane kazała mi po ciebie przyjść jak skończysz pracę.- wyjął z kieszeni słonecznik i gestem kiwnął, czy też chcę.
Zaprzeczyłam.
-Jak wychodziłem obydwie oglądały "Pamiętniki wampirów", a gdy złapały kontakt wzrokowy to kazały sobie wzajemnie spierdalać.- mówił mi, łuskając słonecznik, na co parsknęłam śmiechem.
One są takie niedojrzałe. Czasami czuję się jak matka, która każe swoje pięcioletnie córki.
Adam wziął z zaplecza taboret, po czym umiejscowił się po drugiej stronie lady, po chwili już robiąc coś na telefonie. Przybiłam głowę do owej lady, tak jak wcześniej.
-Która godzina?- zapytałam znudzona.
-18:36.
Jęknęłam, wyraźnie poirytowana, jak i niezadowolona. Naprawdę chciałam stamtąd już wyjść.
-A teraz?
-Dalej 18:36.
-Ja pierdole.- przeklnęłam kolejny raz w ciągu tej godziny.
Ostatecznie skończyłam na przyglądaniu się jakiejś starszej pani po drugiej stronie ulicy.
-O której możesz zamykać?- zapytał, odrywając się na moment od ekranu telefonu.
-19:00.
-Czyli za dziesięć minut.- uśmiechnął się przebiegle.
Już chciałam wytknąć mu, że nie umie liczyć, ale zrozumiałam co proponuje.
Właściwie dziesięć minut w tą czy w tą nie zrobi nikomu różnicy, prawda?
Adam wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro i otworzył ją, częstując mnie. Nie śmiałam odmówić.
Zaciągnęłam się dymem, kiedy on odpalał swoją fajkę.
-Wiesz, dziewczyny chcą ci zrobić niespodziankę z racji tego, że masz urodziny. Mają zamiar zabrać cię na koncert czy coś. Oczywiście miałem ci nie mówić, ale wiem jak nienawidzisz, gdy ktoś cię zaskakuje. Tylko nie mów, że wiesz to ode mnie.
-Jasne. Będę udawać, że się cieszę.
Adam zaczął się śmiać, a jego śmiech był zaraźliwy. Potem rozmawiałam z rudym o sklepie cioci Lucy, gdy trzech chłopaków stojących 20 metrów dalej w ciemnym miejscu przykuło moją uwagę. Widać było, że dwóch z nich, starszych od trzeciego nie miało dobrych zamiarów wobec niego.
Zmarszczyłam brwi i próbowałam nasłuchiwać o czym mówią.
-Natalie...- chciał mnie odciągnąć.
-Shh, zamknij się.- nakazałam mu.
Niestety, słyszałam tylko kilka zdań, kiedy któryś z nich podgłaśniał ton głosu.
"Masz czas do jutra do 12:00"
"Zamknij się nieproszony o głos"
"Tysiąc"
Kiedy jeden z tych zepsutych gówniarzy uderzył najmłodszego w twarz, nie wytrzymałam i pobiegłam w ich stronę. Adam zrobił to samo, bo słyszałam dźwięk biegu za sobą.
Chłopak upadł na ziemię, a drugi z kutasów zamierzał go kopnąć.
Stanęłam przed ofiarą i z całej siły odepchnęłam silniejszego.-Zostaw go, kurwa.- wycedziłam przez zęby.
-Woah, Will. Nie mówiłeś, że masz dziewczynę. Taką ładną dziewczynę.
To są, kurwa żarty. Gość pozwala sobie ze mną zadzierać.
-Nat?- w końcu pojawił się Adam z pytającym spojrzeniem, jednak szybko zauważył co się dzieje i postanowił mi pomóc. -Odjebcie się od niego, okej?- rzekł ostro.
-Jest nam winny pieniądze.- skwitowali, ale już nie byli tak pewni siebie jak kilka minut temu.
-Odda, teraz spierdalajcie.
Wymienili się spojrzeniami i odeszli, gdy rudy strzelił palcami.
-Jutro o 12:00, młody!- krzyknęli na odchodne.
Odwróciłam się twarzą do owego Willa. Z jego nosa sączyła się czerwona ciecz.
-Możesz wstać?- zapytałam go.
Chłopak próbował sam się podnieść, ale z powrotem wylądował na betonie. Złapałam go za rękę i podniosłam, po czym przełożyłam jego ramię na swoje. Adam zrobił to samo.
-Zabierzmy go do szpitala albo coś...
-Nie, do domu.- błagał Will, więc podał nam swój adres, by iść tam, po drodze wchodząc do apteki.
CZYTASZ
Desperate Ideally •H.S. ✔
Fanfiction"-Nigdy bym nie pomyślała, że zakocham się w takim uroczym dupku jak ty. -Nigdy bym nie pomyślał, że jestem uroczy." Okładka: @whitewine1