Rozdział 37.

2.4K 102 6
                                    

Mój ojciec przyglądał mi się uważnie, do czasu, gdy podeszła do niego jakaś kobieta, mierząc mnie wzrokiem, sugerującym "jesteś dnem, ja jestem bogata".

-Kochanie, kim jest ta dziewczyna?

Położył dłoń na jej dłoni, nie odwracając wzroku ode mnie.

-Uspokój się, Margaret. Musiała zajść jakaś pomyłka.- mówił, ale dobrze wiedział, że nie pomyliłam się i jestem jego córką.

Brzydziłam się nim nawet bardziej, niż matką.

Skoro on spieprzył mi życie, czemu ja nie mogłam jemu?

-Jestem jego córką, tępa arystokratko.- syknęłam i popchnęłam człowieka, który mnie podobno spłodził.

Bez wyjaśnień znów ruszyłam do wyjścia. Odpaliłam papierosa i na moje szczęście zadzwonił Adam, informujący mnie, że zaraz po mnie będzie.

Nie zdziwiłam się, że ani ojciec, ani ta jego żona nie postarali, by po całej zaistniałej sytuacji ponownie mnie odnaleźć. Gdybym mogła, cofnęłabym czas i poszłabym tym cholernym korytarzem pięć minut później.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego od moich urodzin spadła na mnie taka lawina problemów. Kiedy już myślałam, że jestem w stanie się podnieść, coś od nowa podcinało mi skrzydła. Byłam bliska załamania i wiedziałam o tym, ale nie miałam już nawet ochoty oraz siły, by płakać.

-Co się stało?- z auta szybko wybiegł Adam, zamykając mnie w uścisku.

Widocznie wyglądałam gorzej, niż myślałam.

-Zostałam ciocią.- poinformowałam go, a on spojrzał na mnie podejrzliwe.

-Gratuluję, ale wiem, że jest coś jeszcze.- oznajmił pewnie.

Uwolniłam się z jego uścisku, by wejść do środka samochodu. Chłopak podążył moimi śladami, zajmując miejsce kierowcy.

Zanim ruszyliśmy, Rudy chwycił butelkę, upijając z niej duże łyki wody.

-Wpadłam na ojca w szpitalu.- rzuciłam bez zastanowienia, na co mój przyjaciel zaczął się krztusić, przy okazji wypluwając zawartość ust na przednią szybę.

Mimo wszystko, parsknęłam na to śmiechem.

-Jak to kurwa, na ojca?- wytarł twarz, a następnie wziął chusteczki, żeby wytrzeć szybę.

-No normalnie.- przewróciłam oczami. -Ta sama twarz i ten sam głos, plus on też mnie poznał. Jedyne, co uległo zmianom to to, że on ma nową rodzinę oraz żyje w luksusie, o którym ja czy ty możemy pomarzyć.

Adam w końcu odpalił auto, wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.

-Cóż, niech spada.- powiedział ostatecznie, a ja mu przytaknęłam.

Kiedy już byliśmy w domu, pierwsze co zrobiłam, to pognałam do swojego pokoju i wyjęłam stary album. Odnalazłam zdjęcia z pierwszych lat swojego życia, na których wszystko wyglądało normalnie: dwójka uśmiechniętych rodziców i mała córeczka, nie wiedząca jeszcze, że jej życie będzie bardzo skomplikowane.

Uśmiechnęłam się smutno na ten widok. Przez całe życie powtarzałam sobie, że są ludzie, którzy mają gorzej ode mnie i tylko ta myśl była nadzieją, że podniosę się z dna.

Patrząc na obraz tej pozornie szczęśliwej rodziny ze zdjęcia, utwierdziłam się w przekonaniu, że mężczyzna ze szpitala to mój ojciec. Nie chciałam ponownie się z nim spotykać, jednocześnie bardzo chcąc usłyszeć jego wymówkę. Wiedziałam jednak, że to raczej się nie wydarzy.

Z impetem zamknęłam i rzuciłam album w kąt pomieszczenia.

W salonie siedziała cała czwórka moich przyjaciół. Wyglądali, jakby tylko czekali na mnie i moją reakcję. Zapewne Adam już wszystko powiedział reszcie.

Postanowiłam zająć myśli czymś innym, niż ojcem.

Przeskoczyłam kanapę, szybko zajmując wolne miejsce obok Victorii.

-Ellie nazwała synka Carol.- uśmiechnęłam się do nich.

W ogóle nie spodziewali się takiej pozytywnej reakcji z mojej strony, bo popatrzyli na siebie w zakłopotaniu, po czym szybko ogarnęli się, tryskając optymizmem.

Potem jak zwykle każdy z nas opowiadał, jak spędził dzień.

Gdy nadeszła kolej na mnie, w pierwszej kolejności podzieliłam się nimi sytuacją z kawiarni.

-Twój książę na motorze.- zachichotała Victoria, nawiązując oczywiście do Thomasa.

-Kiedy go poznamy?- zapytała podekscytowana Alyson, a reszta jej zawtórowała.

Zgromiłam ich wszystkich wzrokiem.

-Po pierwsze, każdy z was umawia się z kimś i jedyną osobą, którą znamy jest Louis. Jeśli ja poznam wasze obiekty westchnień, to ja was poznam z Thomasem. Po drugie, sama dziś widziałam go pierwszy raz. Jesteście niesprawiedliwi.

Jane zastanowiła się przez chwilę.

-Idę zadzwonić do Sama i zapytać, kiedy mógłby do mnie przyjechać.- oznajmiła.

Al, Vic i Adam rozpoczęli jakiś temat, a ja miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam.

Nagle, gdy mnie olśniło, zerwałam się ze swojego miejsca, szukając w kontaktach numeru nowo poznanego blondyna.

Na moje szczęście, odebrał niemal natychmiast.

-Thomas?- zapytałam, upewniając się, czy chłopak podał mi swój prawdziwy numer.

-We własnej osobie.- zachichotał po drugiej stronie słuchawki.

Zarumieniłam się, na co Adam widząc to, zagwizdał. Pokazałam mu środkowy palec.

-Um, zastanawiałam się, czy w ramach wdzięczności za dzisiejszą pomoc chciałbyś gdzieś wieczorem wyskoczyć?- zapytałam niepewnie.

-Pewnie, czekałem na twój telefon.- oznajmił, a mi zrobiło się ciepło. -Za ile możesz być gotowa? Przyjadę po ciebie.

Szybko podeszłam do Adama i podniosłam jego rękę, na której miał zegarek, by sprawdzić godzinę.

-Za... Dwie godziny?

-Okej, podaj mi jeszcze adres.- poprosił.

Zrobiłam to, a następnie pożegnaliśmy się.

Spojrzałam na Vic, Alyson i Jane, która właśnie wchodziła do pokoju.

Razem zaczęłyśmy piszczeć ze szczęścia, na co Rudy pokręcił głową i wyszedł z salonu.

Desperate Ideally •H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz