Rozdział 6.

4.8K 196 14
                                    

Razem z Jane siedziałyśmy ze skrzyżowanymi nogami, śmiejąc się z głupich rzeczy, które kiedyś zrobiłyśmy.

Kto normalny jeździ wózkiem sklepowym podczas wycieczki szkolnej w Londynie?

W sekundę zamilkłyśmy, słysząc otwieranie drzwi i ciche 'kurwa' Adama. Podążyłyśmy za głosem rudego, czyli do głównego pokoju. Na miejscu zastałyśmy Victorię z wielkim uśmiechem na ustach i Adama wpatrującego się w nią ze złością. W pewnym sensie go rozumiałam, bo również byłam trochę zła na Vic.

Chciałam zadać jej pytanie, ale Adam był szybszy.

-Pieprzyłaś się z Tomlinsonem?

Zaskoczył nas wszystkie, chyba dlatego, że od razu przeszedł do sedna sprawy, która go trapiła.

Z twarzy Victorii zniknął uśmiech, a jej źrenice rozszerzyły się.

Posłałam Jane porozumiewawcze spojrzenie, a ona odwdzięczyła mi się tym samym.

-Za kogo mnie masz? Znamy się pół życia, a ty nadal myślisz, że pójdę do łóżka z przypadkowym facetem?- strzela mu spojrzenie aka "nie jesteśmy razem, żebyś mógł mi mówić co mam robić".

Ja i Jane patrzyłyśmy na tą scenę zazdrości, nie mówiąc nic.

-Więc co z nim robiłaś?- dopytywał rudy, nie dając za wygraną.

Victoria głośno wzdychała.

-Wczoraj odbywał się w parku festiwal amatorskiej muzyki. Spotkałam Louisa przypadkiem, kiedy niósł piwo siostrze po jej występie. Zaczęliśmy gadać, było wiele młodych talentów CAŁOWALIŚMY SIĘ no i scena była okej, a Lou to dobry chłopak. Dzisiaj zaprosił mnie na śniadanie no i teraz jestem.

Adam patrzył na nią otępiałym wzrokiem, jakby chciał jej jeszcze coś powiedzieć. Niestety, nie dał mu dojść do słowa mój telefon, sygnalizujący nową wiadomość.

Wszyscy rzucili się na mnie jak hieny na mięso, gdy odblokowywałam telefon.

"Już po wszystkim, mam się całkiem nieźle. Will"

Na moją twarz powędrował szeroki uśmiech i z okrzykiem radości owinęłam ramiona wokół szyi rudowłosego chłopaka.

-Wierzyłam w niego.- oświadczyłam bardziej sobie, niż im.

-Aaaa tak swoją drogą, może zabierzecie się na jakieś zakupy? Ja i Adam musimy posprzątać w domu... Duh, napiszę do Alyson i pójdziecie w trójkę...- zaproponowała nam Jane po zmierzeniu Vic wzrokiem.

-Właśnie, przy okazji spędzimy trochę czasu w trójkę, a oni no, posprzątają...- kontynuowała Victoria, a mi wydawało się to być nieco podejrzane.

Im wszystkim bardzo na tym zależało, dlatego poszłam z nimi na te zakupy. Przecież i tak nie miałam nic do stracenia.

-Okej.- wzruszyłam ramionami, na co oni próbowali ukryć uśmiechy.

----------

-Już nigdy, kurwa nie idę z wami gdzieś sama.- poinformowałam Alyson i Victorię, mając na myśli ich awanturę w Zarze.

Były po dwóch końcach sklepu krzycząc na siebie. Ekspedientka gdyby mogła, zabiłaby nas wzrokiem. Nie mówiąc o tym, że Al zafundowała mi fryzjera, a Vic kupiła czarne vansy.

To nie tak, że się nie sprzeciwiałam, po prostu one są tak uparte. Nie zostało mi nic innego, jak powiedzieć 'okej kurwa'.

-Niespodzianka!- wykrzyczeli wszyscy, kiedy weszliśmy do mieszkania.

Oh, no tak, mam urodziny.

Każdy rzucał mi się po kolei na szyję, życząc wszystkiego najlepszego.

-Dusicie mnie, suki.- zdołałam powiedzieć, na co mnie puścili.

-Yay, czas na tort!

Jane wzięła z wyspy kuchennej jednopiętrowy śmietankowy tort z dziewiętnastoma świeczkami.

Czułam, jak ciepło rozlewało się w moim sercu. Co roku każdy z nas ma takie urodziny i nikomu się to nigdy nie nudzi. Myślę, że dobrze się dobraliśmy.

-Zdmuchnij świeczki!

Zrobiłam to i pomyślałam życzenie, po czym zaśpiewali mi 'sto lat'. Nie obyłoby się bez płaczu wzruszenia.

-Dobra, jest po 16:00, więc za niedługo musimy się zacząć szykować.- stwierdziła Vic.

-Szykować gdzie?- zapytałam retorycznie, kątem oka patrząc na Adama.

Byłam przekonana, że chodziło o ten koncert, o którym miałam nie wiedzieć.

-Skarbie, masz urodziny! Musimy gdzieś wyjść, musisz się w końcu zabawić.

-Co konkretnie masz na myśli?

-Koncert.

-Yaay!- krzyknęłam z wymuszonym zaskoczeniem, a wszyscy zaczęli wiwatować razem ze mną.

Desperate Ideally •H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz