Rozdział XLV

10K 1K 481
                                    

Na początku chcę Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za ponad 50k wyświetleń! Wstawiając tu pierwszy rozdział nigdy nie śmiałam myśleć, że aż tyle osób będzie tu zaglądać:') Oczywiście dziękuję także wszystkim za komentarze, a szczególnie: KetsuekiAkuma, Tereni11, Pensivve, twerkwithmepliz i sis-iris. Wasze długie i naprawdę pracochłonne komentarze czytałam kilka razy i za każdym razem była taka sama reakcja - łzy w oczach i szeroki uśmiech. Nawet nie macie pojęcia ile takie długie opinie dla mnie znaczą:') dziękuję jeszcze raz wszystkim!❤️

- Nie znamy hasła - zauważył  Blaise, kiedy dotarli pod portret Grubej Damy.
- Kto nie zna, ten nie zna - Pansy uśmiechnęła się kpiąco. - Virtutem et fortitudinem - obraz posłusznie się odsunął i oboje wkroczyli do pokoju wspólnego Gryffindoru. Przywitało ich kilka zaskoczonych spojrzeń, jednak nikt nie próbował  zatrzymać Ślizgonów, co w tej sytuacji było zbawienne. Parkinson wcale nie uśmiechała się kłótnia z jakimś rozwydrzonym Gryfonem.
Szybko pokonali schody i, bez pukania, wpadli do dormitorium szóstorocznych.
Na jednym z łóżek siedział Ron, przytulając do siebie płaczącą Hermionę. Na dźwięk otwieranych drzwi, gwałtownie odskoczyli od siebie ze zdziwieniem wypisanym na twarzach.
- Pansy? Zabini? - Weasley pierwszy odzyskał głos. - Co wy tu robicie?
- Co jest nie tak z Potterem? - zapytała Parkinson prosto z mostu. Nigdy nie lubiła owijać w bawełnę.
Rudzielec i Granger zbledli.
- Co... Co masz na myśli? - zapytał Ron drżącym głosem.
- Do cholery, przecież widzę, że wiesz! - zawołała brunetka. - Blaise, może byś się odezwał? - zwróciła się do ciemnoskórego.
Zabini drgnął.
- Mnie w to nie mieszaj - mruknął. - To ty tu jesteś od gadek i kazań.
Ślizgonka przewróciła oczami, ale lekko się uśmiechnęła. Jednak kiedy spojrzała na Weasley'a i Hermionę, jej spojrzenie stwardniało.
- Co. Mu. Jest? - powtórzyła.
Granger zaczęła drżeć warga, a rudzielec spuścił wzrok.
- Kurwa mać! - warknęła Pansy. - Draco nam powiedział, że Potter go nie pamięta. Ponawiam więc moje pytanie - co mu się stało? Ludzie ot tak nie tracą pamięci, do cholery!
- Uderzył się w głowę - mruknął Weasley.
Parkinson zamrugała.
- Nie denerwuj mnie - syknęła. - Myślisz, że się nabiorę?
Hermiona znowu się rozpłakała, ale Ron wciąż milczał.
- Mieliście coś z tym wspólnego? - warknęła brunetka.
Rudzielec odwrócił wzrok, a Granger wciąż pociągała nosem.
- Ja pierdolę - Ślizgonka ukryła twarz w dłoniach, nagle rozumiejąc. - Proszę, powiedzcie, że to nie jest to, o czym myślę. Błagam, powiedzcie, że nie użyliście Obliviate!
- Pansy, my... - zaczął Ron.
Dziewczyna spojrzała na niego błyszczącymi oczami.
- Nawet się nie tłumacz - wydusiła. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. - Nie wierzę, że mogliście zrobić coś takiego... - szepnęła tylko, po czym wybiegła z dormitorium. Weasley patrzył za nią smutnym wzrokiem, a Hermiona zerknęła na Zabiniego, który stał jak wryty.
- Blaise... - zaczęła. Znowu była blisko płaczu.
- Nie - odparł Ślizgon. - Draco to mój przyjaciel i nie widziałem, żeby kiedykolwiek na kimś mu tak zależało jak na Potterze. Nie wierzę, że mogłaś to zrobić. Po nim - wskazał głową na Rona - jeszcze można się tego spodziewać. Ale po tobie? Zawsze byłaś taka mądra i rozsądna. Przykro mi, ale to koniec. - I wyszedł.
Granger spojrzała z rozpaczą na Weasley'a.
- Wiedziałam, że to był zły pomysł! - zaszlochała. - Oh, Boże, co myśmy zrobili...
- Dobrze postąpiliśmy - warknął Ron. - Ślizgonów nie obchodzi dobro Harry'ego, martwią się o Malfoya, który pewnie i tak już dawno o wszystkim zapomniał i ma to gdzieś.
Szatynka spojrzała na niego z niedowierzaniem, a następnie opuściła pokój. Ron został sam, bijąc się z myślami.

* * *

Kolejna spadająca gwiazda. Harry już przestał je liczyć. Ile czasu spędził na wieży astronomicznej? Trzy godziny? Cztery? Nie wiedział. Jeszcze raz spojrzał na ugwieżdżone niebo. Westchnął cicho. Ten dzień był niesamowicie nienormalny w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Przez pewien czas miał nadzieję, że to tylko głupi żart, potem, że sen. Teraz był po prostu skołowany.
Ciężko opisać to, jak się czuł. Zaskoczony, zszokowany, przerażony i jednocześnie wściekły. Jednak powodu swojej złości nie znał. Tak samo uczucia dziwnej, doskwierającej mu samotności. Przecież miał Rona, Hermionę i wszystkich cholernych Gryfonów! Czego mu w takim razie brakowało? Odpowiedzi na to pytanie nie znalazł.
Zapatrzył się w nocne niebo. Kolejna spadająca gwiazda przecięła granat.
Harry zamknął oczy i pomyślał życzenie:
Chcę, żeby wszystko się wyjaśniło. Żeby wszystko wróciło do normy.

* * *

Kiedy Pansy wpadła do sypialni Malfoya, Draco leżał tak, jak go wcześniej zostawiła. Blondyn podniósł głowę i spojrzał na przyjaciółkę.
- Rozmazał ci się makijaż - mruknął i opadł z powrotem na poduszki. - Gdzie Blaise?
Dziewczyna dopiero teraz zauważyła brak Zabiniego, ale miała ważniejsze rzeczy na głowie. Musiała przekazać Malfoyowi to, czego się dowiedziała.
- Draco - zaczęła, wycierając jednocześnie resztki łez z policzków - Byłam u Rona i Granger.
Chłopak nie odezwał się. Nieobecny wzrok miał wbity w ścianę. Wyglądał jakby całkowicie odłączył się od świata.
- Draco, to Obliviate - powiedziała brunetka i przymknęła oczy. Kiedy je otworzyła, Malfoy siedziała na łóżku wyprostowany z rozszerzonymi źrenicami.
- Co ty powiedziałaś? - wpatrywał się w nią przerażonym wzrokiem.
Gdy Parkinson powtórzyła zdanie, oczy blondyna zaszkliły się. Przyciągnął kolana do piersi i oparł na nich głowę.
- Nie, to nie może być prawda - szeptał gorączkowo. - Powiedz, że to nieprawda! - zawołał, podnosząc wzrok na Pansy. Dziewczyna przełknęła ślinę i nie odezwała się.
Malfoy spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Ale... Ale kto... - nie dokończył.
- Ron i Granger - powiedziała tylko Ślizgonka i odwróciła wzrok. Nie chciała widzieć bólu w oczach Draco.
- Wiedziałem. Wiedziałem, że mają coś z tym wspólnego. Ale żeby aż... Przecież Harry to ich przyjaciel!
Brunetka pokręciła głową, ale nie odpowiedziała. Przysunęła się do Malfoya i mocno go przytuliła. Blondyn wczepił się w nią jak małe dziecko i zaczął cicho szlochać. Ten właśnie moment wybrał sobie Blaise, żeby wparować do pokoju.
- Upss... Przepraszam - powiedział i już miał się wycofać, ale zatrzymał go głos Draco:
- Nie, zostań - chłopak pociągnął nosem. - Czekaliśmy na ciebie.
Pansy zerknęła na niego podejrzliwie.
- Dlaczego zostałeś tam dłużej? - syknęła.
Ślizgon spojrzał na nią znudzonym wzrokiem.
- Zerwałem z Granger - oparł się o ścianę i zaczął przyglądać swoim paznokciom. - Jeszcze rano myślałem, że ona jest normalna, a do Weasley'a miałem odrobinę szacunku. Ale teraz? Nie powinniśmy nigdy zbliżać się do szlamy i zdrajcy krwi. To był wielki błąd.
Nikt nie odpowiedział. Draco znowu wtulił się w Pansy, a po chwili podniósł głowę i obrzucił przyjaciół groźnym wzrokiem.
- Wszystko, co zobaczyliście i usłyszeliście w tym pokoju, ma nie wyjść poza te cztery ściany, jasne? Szczególnie ciebie się to tyczy, Zabini - powiedział ostro. Efekt jednak zepsuły jego zaczerwienione i spuchnięte od płaczu oczy i rozmazany na policzku smark.
Parkinson wyjęła z kieszeni chusteczkę i opiekuńczo wytarła twarz Malfoya.
- Oczywiście, jak słońce, Blaise też obiecuje - uśmiechnęła się i znowu przytuliła go do siebie. Blondyn, jakby uspokojony słowami dziewczyny, znowu zaczął łkać, mocząc jej szatę. Zabini ostrożnie usiadł obok na łóżku i pogładził plecy przyjaciela. Żadne z nich, ani Pansy, ani Blaise, nie wiedziało co więcej mogą zrobić.

Skoro już tu jesteś to może zostawisz komentarz?:)❤️

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz