Rozdział XXXII

14.1K 1.3K 1K
                                    

Na początek chcę tylko powiedzieć, że zauważyłam ostatnio spadek aktywności, mniej komentarzy i tak dalej. Dla was to tylko minutowa więcej, jedno kliknięcie i dajecie gwiazdkę, kilkanaście sekund na napisanie opinii, a dla mnie wielka motywacja do tworzenia. Naprawdę zależy mi na tym bardzo:(
No, ale koniec żalów, zapraszam na 32 rozdział!

Sowa wyleciała przez okno, a Albus Dumbledore ciężko usiadł przy biurku. Teraz, kiedy nikt go nie widział, mógł dać upust swojemu zmartwieniu. Na jego czole pojawiły się zmarszczki, w oczach zgasły zazwyczaj błyszczące w nich wesołe ogniki.
Nie chciał mowić tego Ronowi, ale miał złe przeczucia co do jego siostry.
Właśnie wysłał list do państwa Weasley z prośbą o przybycie. Przypuszczał, że ich obecność będzie potrzebna.
Dyrektor oparł twarz na dłoniach.
Ah, Ginny - pomyślał, a na jego oblicze wstąpiły kolejne zmarszczki.

* * *

Mężczyzna szedł pewnie ciemnym korytarzem. Im szybciej to załatwi, tym lepiej. Skręcił w lewo, potem w prawo. Już niedaleko.
Nie był w ogóle świadomy postaci, która deptała mu po piętach.
Zatopiony w swoich myślach i planach, nawet nie zauważył zaklęcia oszałamiającego, które poleciało w jego stronę. Padł na ziemię. Po chwili poczuł zimne ostrze tuż przy gardle. A potem był już tylko ból, a następnie wszechogarniająca ciemność.

* * *

Idąc śladem mężczyzny, czuła niepohamowaną ekscytację i chorą satysfakcję, pomieszaną z uczuciem zemsty i mściwością.
Umysł miała zamglony, kierował nią tylko instynkt. Gdzieś z tyłu głowy słyszała głos rozsądku, ostrzegający, by tego nie robiła, ale zignorowała go. Wszystko było dokładnie zaplanowane. Nareszcie nadarzyła się okazja i zamierzała ją wykorzystać,
Nie zastanawiała się, kiedy rzucała zaklęciem oszałamiającym, ani kiedy przyciskała nóż do szyi mężczyzny. Jednym szybkim ruchem przecięła główną tętnice. Z rany tryska krew. Zaśmiała się histerycznie, a ofiara straciła przytomność.
Zabójczyni została przy trupie mężczyzny, z chorobliwą mściwością obserwując, jak ten się wykrwawia.

* * *

- Dobrze, że już jesteście, Molly - powiedział Dumbledore, wstając z miejsca.
- Co się stało?! - zazwyczaj zarumieniona pani Weasley była teraz biała jak kreda.
- Chciałbym to z wami omówić na osobności, jeśli można - dyrektor spojrzał wymownie na Rona, który nerwowo skinął głową i opuścił gabinet.

* * *

Kiedy Dumbledore wyjaśniał jego rodzicom całą sytuację, Ron chodził wzdłuż korytarza w tą i z powrotem. Nerwowo przygryzł wargę. Czemu dyrektor nie chciał, żebym uczestniczył w tej rozmowie? - zastanawiał się.
Zmęczony ciągłym krążeniem po holu, spoczął na schodach.
Siedział jak na szpilkach, czekając na rodziców i Dumbledore'a, kiedy nagle Chimera odskoczyła i ujrzał dyrektora oraz mamę i tatę. Molly, o ile to możliwe, była jeszcze bledsza niż wcześniej, Artur miał ponury wyraz twarzy, tylko Albus wydawał się pozornie spokojny.
Rudowłosy poderwał się na nogi i już miał zapytać mamy, co powiedział im dyrektor, ale dorośli bez słowa wyjaśnienia, pośpieszyli w dół, do lochów. Ronowi nie pozostało nic innego, jak ruszyć ich śladem.

* * *

Już ostatni - pomyślała, jeszcze raz przejeżdżając nożem po policzku mężczyzny. - Ostatni...
- Ginny! - kobiecy wrzask przepełniony był złością, zdumieniem, ale przede wszystkim strachem. - Ginny, kochanie...
Dziewczyna gwałtownie odwróciła się i spojrzała prosto w rozszerzone oczy matki.
- Merlinie, Ginny! - Głos Molly drżał, po policzkach spłynęły łzy. - Dziecko, coś ty najlepszego zr... - z jej gardła wyrwał się szloch.
Rudowłosa spojrzała ponad ramieniem matki na pozostałe osoby - równie zdruzgotanego ojca, przerażonego brata i wzburzonego Dumbledore'a.
- Zasłużył sobie, skurwysyn... - warknęła Weasley cicho.
Molly wciąż płakała, więc Artur objął ją ramionami.
- Czy on żyje? - zapytał mężczyzna, zwracając się do Albusa.
Ten w odpowiedzi podszedł do leżącego na posadzce ciała i powoli pokręcił głową.
Ron poczuł gulę w gardle. To się nie dzieje naprawdę - powtarzał w myślach. - To tylko sen, jakiś cholernie popierdolony sen, tak, na pewno...
Podświadomie jednak wiedział, że tylko okłamuje sam siebie.
Ginny, jego siostra, zabiła człowieka. Zabiła Lucjusza Malfoya.

* * *

Harry rozglądał się nerwowo po Wielkiej Sali. Śniadanie zaczęło się dziesięć minut temu, a Ron wciąż się nie pojawił, co było dość dziwne, bo zazwyczaj to on pierwszy zasiadał przy stole.
Potter zaczął się martwić, bo jego przyjaciel nie wrócił też na noc do dormitorium.
Brunet pochwycił wzrok Malfoya, siedzącego przy stole Slytherinu naprzeciwko.
Blondyn uśmiechnął się do niego, widząc, że jest zdenerwowany.
Gryfon odpowiedział też uśmiechem, jednak trochę wymuszonym, i wrócił do przeczesywanie Sali wzrokiem.
Po chwili przez okna wleciały setki sów, niosących listy, przesyłki i gazety.
Harry nie zwrócił na nie większej uwagi, i tak nikt nie wysyłał mu listów, ale zauważył, że jeden z ptaków podleciał do Dracona.
Ślizgon zdziwiony uniósł brwi i zaczął odwiązywać zwitek pergaminu z nogi potężnego puchacza, a kiedy skończył sowa wzbiła się w powietrze i zniknęła za oknem.
Blondyn rozwinął list, a z każdą przeczytaną linijką jego twarz robiła się coraz bledsza. Nagle poderwał się gwałtownie od stołu i wybiegł z Sali.
Potter, który obserwował Malfoya przez ten cały czas, popędził za nim, nie zważając, że wszystkie oczy w pomieszczeniu są skierowane na niego.
Harry dogonił Ślizgona niedaleko lochów. Chłopak stał tyłem, więc nie mógł dostrzec jego twarzy.
- Draco... - zaczął, starając się brzmieć spokojnie.
Blondyn natychmiast odwrócił się. W jego oczach błyszczały łzy, ale chłopak nie pozwalał im spłynąć.
Podszedł do Pottera i nic nie mówiąc, podał mu list.
Gryfon, wahając się chwilę, wziął pergamin do ręki i zaczął czytać. Z każdym słowem czuł narastającą gulę w gardle, a pod koniec myślał, że zwymiotuje

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz