Rozdział LXVIII

9.5K 866 77
                                    

Krótko, bo krótko, ale niestety musiałam zakończyć w tym momencie. Kiedyś Wam wynagrodzę te godne pożałowania długości rozdziałów...
Nie przedłużając, zapraszam do czytania!

Następnego ranka Harry obudził się wcześniej niż zwykle. Na początku był zdezorientowany, jednak po chwili przypomniał sobie, że przecież dzisiaj musiał porozmawiać z Draco. Poczuł delikatne ukłucie niepokoju, ale zignorował je i wstał z łóżka, chcąc przygotować się do wyjścia.
Około godziny ósmej inni Gryfoni – poza Ronem – także zaczęli się szykować. Kiedy cała grupa już miała wybrać się na śniadanie, Harry stwierdził, że wypadałoby obudzić Weasley'a. Odsłonił wiszące przy jego łóżku kotary i szturchnął śpiącego chłopaka.
– Ron, wstawaj. Idziemy na śniadanie. – Dopiero to ostatnie słowo podziało na rudzielca. Otworzył oczy i podniósł się. Po chwili był już gotowy do wyjścia. Wszyscy razem zeszli po schodach, rozmawiając o błahostkach. Tylko Weasley wciąż milczał. W pokoju wspólnym dołączyła do nich Hermiona oraz parę innych dziewcząt i  całą gromadką ruszyli na śniadanie.
Dotarli do Sali, gdzie już zebrało się sporo uczniów.
Harry natychmiast zaczął wypatrywać Draco. Uważnie zlustrował wzrokiem stół Ślizgonów, jednak nie zauważył platynowych włosów w gąszczu innych głów.
Westchnął cicho i usiadł na swoim miejscu, automatycznie nakładając sobie na talerz jakieś jedzenie.
Spokojnie – pomyślał. – Może po prostu przyjdzie pózniej. Albo zaspał i pójdzie odrazu na lekcje. – Próbował sobie tłumaczyć, ale złe przeczucia nie pozwoliły się stłumić.
Niemrawo grzebał w swoim śniadaniu, co jakiś czas wkładając coś – nie był do końca pewien co – do ust, aby stwarzać pozory i nie zwracać na siebie uwagi przyjaciół.
Minuty mijały, a Malfoy nie pojawiał się.
Harry nie ukrywał, iż zaczynał niepokoić się coraz bardziej. Musiał to sprawdzić. Chciał być pewien, że z Draco wszystko w porządku.
Podniósł się z miejsca i mruknął do Hermiony, że musi iść jeszcze przed lekcjami do biblioteki, po czym ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali.
Miał zamiar udać się do dormitoriów Slytherinu i na siłę wyciągnąć ze Ślizgonów informacje na temat Draco.
Już kierował się do schodów prowadzących do lochów, kiedy usłyszał swoje nazwisko.
– Potter! – syknął ktoś.
Brunet odwrócił się i zaskoczony uniósł brwi.
– Parkinson? – zapytał, podchodząc do dziewczyny. – Co się stało?
– Draco jest u ciebie? – proste, zwyczajne pytanie, a jednak przyprawiło Gryfona o skręt żołądka.
– U... U mnie? – wyjąkał. – To znaczy, że nie ma go u siebie?
Ślizgonka przewróciła oczami.
– Nie wygłupiaj się. – Warknęła. – Ostatni raz widziałam go wczoraj przed spotkaniem właśnie z tobą. Musi być u ciebie, skoro nie wrócił do sypialni na noc. – Harry  zarejestrował tylko część wypowiedzi Pansy. Draco nie było w dormitorium ani gryfonśkim, ani ślizgońskim. Więc gdzie on, do cholery, się podziewał?!
Nie słuchał już dalej, co mówiła do niego Parkinson. Odwrócił się na pięcie i popędził do wieży Gryffindoru, odprowadzony krzykami Pansy.
Dziewczyna jęknęła i pobiegła za nim.
Potter dotarł do portretu Grubej Damy i wpadł do pokoju wspólnego, który pokonał w kilku susach. Zignorował głuchy łomot dochodzący zza wejścia – prawdopodobnie dobijającą się Pansy. Wbiegł po schodach i wtoczył się do sypialni.
Otworzył swój kufer i wyszarpnął z niego połowę ubrań, szukając mapy. W końcu wyciągnął triumfalnie kawałek pergaminu.
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – wymamrotał nerwowo, obserwując pojawiające się na papierze kontury zamku oraz poruszające się punkty.
Rozpaczliwie szukał kropki z napisem "Draco Malfoy" łudząc się, że znajdzie blondyna w jakiejś klasie lub bibliotece. Niestety, bezskutecznie.
Przerażony nie na żarty wcisnął mapę do kieszeni i wybiegł z dormitorium.
W pokoju wspólnym wpadł na Pansy, która najwyraźniej znalazła sposób, żeby się tu dostać.
– Potter! – zawołała rozwścieczona. – Co ty sobie właściwie myślałeś, uciekając...
Harry przestał jej słuchać. W jego głowie kołatało się jedno pytanie – gdzie był Draco?!
Nagle poczuł delikatne szarpnięcie swojej sygnatury. Natychmiast zorientował się, że to zaklęcie śledzące, które nałożył na Rona.
Weasley najwyraźniej właśnie deportował się z terenów Hogwartu.
Już miał to zignorować – w końcu musiał znaleźć cholernego Malfoya! – jednak jakieś przeczucie nie pozwoliło mu na to.
Szybko ruszył w stronę wyjścia z wieży, po drodze łapiąc za rękę wciąż krzyczącą Pansy.
– Co ty robisz?! – warknęła.
– Zamknij się wreszcie. – Odparł Gryfon z roztargnieniem, myślami wciąż będąc daleko stąd. Brunetka spojrzała na niego zaskoczona, jednak nie odezwała się.
Pokonali zamek w kilka minut, co było spektakularnym wynikiem.
Dotarłszy na miejsce, z którego – według zaklęcia Harry'ego – zniknął Ron, także się deportowali.

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz