Rozdział LXIX

9.4K 879 275
                                    

Nie mam zbyt wiele do powiedzenia, także po prostu zapraszam na rozdział 69!
Enjoy

Harry uderzył stopami o brukowaną drogę. Wciąż trzymał palce zaciśnięte na nadgarstku milczącej Pansy.
Rozejrzał się dookoła, próbując rozpoznać okolicę.
– Gdzie my jesteśmy? – nagle Parkinson przerwała ciszę. – I dlaczego, do cholery, mnie tu ściągnąłeś?!
– Mówiłem, żebyś się zamknęła. – Warknął Potter, starając się myśleć.
I tym razem, o dziwo, dziewczyna wypełniła polecenie i posłusznie zamilkła.
Gryfon odwrócił się w prawo i nagle poczuł, jakby jakaś niewidzialna lina ciągnęła go w stronę potężnego, białego domu, stojącego na lekkim wzniesieniu.
Bez wahania ruszył w stronę budynku, a ponieważ nadal trzymał Pansy za rękę, Ślizgonka musiała podążyć za nim.
Harry był pewien, że w środku znajdą Rona.
Niepewnie podszedł do drewnianych drzwi i chwycił mosiężną klamkę, która natychmiast ustąpiła.
Weszli do środka.
Potter starał się stąpać po cichu, mimo że wykładzina leżąca na podłodze tłumiła ich kroki.
Dom niczym się nie wyróżniał, poza panującą w nim grobową ciszą.
Brunet rozejrzał się. Po prawej stronie znajdowały się kamienne schody, wyłożone wydeptanymi dywanem, prowadzące na wyższe kondygnacje.
Po lewej zaś mnóstwo drzwi.
Jednak najbardziej niepokoił go zupełny brak kurzu i pajęczyn.
Budynek wcale nie wyglądał na zamieszkany, a jednak było tu względnie czysto.
Tak nie powinien wyglądać opuszczony dom – pomyślał Harry i wzdrygnął się.
W tej willi było coś nienaturalnego. Cała aż buzowała od zgromadzonej w niej magii.
Gryfon spojrzał na towarzyszącą mu Pansy.
Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną i lekko przestraszoną. Spojrzała na niego z niemym pytaniem w oczach.
Brunet uniósł palec do ust, nakazując jej milczenie i ruszył wzdłuż korytarza.
Po drodze mijali wiele drzwi, lecz tylko jedne były otwarte – stalowe, potężne, znajdujące się na końcu holu.
Gryfon uchylił je i wsunął się do środka, krzywiąc się, gdy źle naoliwione zawiasy zaskrzypiały.
Odwrócił się w stronę Pansy.
– Zostań tu. – Szepnął. – Jeśli coś będzie się działo, to nie czekaj na mnie i uciekaj stąd.
Parkinson przez chwilę wyglądała jakby chciała zaoponować, jednak ślizgoński instynkt przetrwania najwyraźniej zwyciężył i tylko bezradnie kiwnęła głową.
Potter wyciągnął różdżkę i zaczął schodzić po kamiennych stopniach.
Dookoła było ciemno i jedyne źródło światła stanowiły wiszące co jakiś czas na ścianach pochodnie.
Cienie tańczyły po murach, przez co wszystko nabierało jeszcze bardziej przerażającego klimatu.
Dotarłszy do końca schodów, Harry rozejrzał się. Dookoła niego było mnóstwo zakratowanych, ciemnych pomieszczeń. Znalazł się w lochu.
Nie miał pojęcia, dlaczego nie zawrócił. Coś kazało mu dokładniej przyjrzeć się celom.
Podszedł do jednej z nich i o mało nie krzyknął, kiedy zauważył leżący na podłodze kształt. W porę zakrył sobie usta. Ktoś tu był! (No shit, Sherlock XD dop. Autorki)
Lumos – wyszeptał i skierował snop światła na postać na posadzce.
– Do cholery, możecie przestać tak świecić?! – Tak bardzo znajomy, chłodny ton. Potter zamarł.
– Draco? – wyjąkał.
Zapadła cisza. Kształt poruszył się, a po chwili podniósł z ziemi.
Malfoy zerwał się z miejsca i podbiegł do krat.
– Harry? – jego głos drżał niepokojąco. – Co ty tu robisz?
– To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie! – Gryfon miał w głowie pustkę. Dlaczego Draco tu był? Co to za miejsce? I czemu, do cholery, on jak zwykle nic nie rozumiał?!
– Chyba mamy sobie sporo do wyjaśnienia – stwierdził Ślizgon. – Ale, skoro już tu jesteś, mógłbyś łaskawie mnie uwolnić? Byłbym wdzięczny, gdybyś wybrał rozmowę w Trzech Miotłach, a nie siedzibie Czarnego Pana.
Brunet drgnął.
– Powtórz. – Powiedział sucho.
Draco uniósł brwi.
– Chyba mamy sobie sporo do...
– Nie to! Ostatnie zdanie – przerwał mu Potter nerwowo.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś wybrał rozmowę w Trzech Miotłach, a nie siedzibie Czarnego Pana. Czego nie zrozumiałeś?
– Jesteśmy w domu Voldemorta?! – Gryfon prawie krzyknął, lecz w ostatniej chwili zdążył zapanować nad głosem.
– Właśnie to powiedziałem. – Malfoy spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. – A teraz mógłbyś mnie uwolnić zanim Śmierciożercy wproszą się na imprezę?
Harry drgnął.
– Tak... Już... – mruknął i skierował różdżkę w stronę kłódki wiszącej na prętach. – Alohomora! – Nic się nie wydarzyło.
– Spróbuj Apertus – podpowiedział Draco.
Potter użył wspomnianego zaklęcia. Zadziałało. Drzwi celi otworzyły się, a Malfoy natychmiast z niej wybiegł.
Brunet rzucił się i złapał Ślizgona, mocno go przytulając.
– Nigdy więcej mi czegoś takiego nie rób – mruknął w jego włosy. – Nigdy.
– Och, wybacz mi, że zostałem porwany – prychnął blondyn. – Następnym razem postaram się cię uprzedzić jeśli coś takiego będzie miało miejsce.
Harry zachichotał i odsunął się delikatnie, po czym pochylił się i pocałował drugiego chłopaka.
– Chodź – powiedział, uśmiechając się. – Wracamy do szkoły.
Tak, pomyślał Potter, wrócimy do Hogwartu i wszystko będzie dobrze i tak, jak dawniej.
Wybaczcie chłopcy – obaj drgnęli i odskoczyli od siebie jak oparzeni, słysząc tak dobrze im znany, syczący głos – że przerywam wam tę jakże wzruszającą chwilę – Voldemort wyszedł z cienia, a za nim trójka postaci odzianych w czarne szaty – ale obawiam się, że nigdzie stąd nie pójdziecie.

PS. Połowę rozdziału straciłam nawet nie wiem w jaki sposób:')
A że obiecałam sobie, że nigdy nie spóźnię się z wstawieniem kolejnej części, to dopisałam tę połowę właśnie teraz:)))))
Jestem bardzo zła, bo wyszło o wiele gorzej niż gdybym wstawiła wczesniej przygotowany rozdział, ale cóż – nic na to nie poradzę.
Starałam się, żeby wyszło jak najlepiej:(

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz