Rozdział XLIV

11K 971 445
                                    

Cieszę się, że tak ciepło przyjęliście mojego one-shota! Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to w przyszłości możecie się spodziewać kolejnych;)
A teraz zapraszam do czytania!
PS. Mam nadzieję, że tęskniliście za Pansy i Blaisem, bo odgrywają tutaj kluczową rolę:D

Malfoy stał wciąż w tym samym miejscu, tępo wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął Harry.
- Co mu się stało? - warknął po raz kolejny, ale nie otrzymał odpowiedzi. Wszyscy Gryfoni wlepiali w niego spojrzenia. Jedni byli tak samo zdziwieni jak on, a inni, na przykład Weasley, wydawali się zadowoleni. Draco spiorunował Rona wzrokiem.
- Ty coś wiesz - syknął, mrużąc oczy.
Rudzielec podskoczył, jakby nie spodziewając się ataku ze strony Ślizgona. Zaraz jednak przybrał bojową postawę.
- Ale przecież to nic dziwnego, prawda, Malfoy? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem. - Harry po prostu przejrzał na oczy i ma cię już dosyć!
Blondyn odetchnął głęboko. Odpowiedź godna Weasley'a - pomyślał z pogardą.
- Czemu zachowywał się, jakby ktoś potraktował go Confundusem? - zapytał, ignorując zaczepkę Rona.
Po raz kolejny odpowiedziało mu milczenie.
- Nie masz tu czego szukać, Malfoy - Weasley był najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie. - Wynoś się!
- Świetnie - warknął Draco i skierował się do wyjścia. - Ale tu wrócę i dowiem się co ty masz z tym wspólnego.
Ron lekko zbladł, ale Malfoy nie mógł już tego zobaczyć, ponieważ właśnie opuścił pokój wspólny Gryffindoru.

             *                 *                  *

Przez dwa kolejne dni Harry skutecznie unikał Malfoya. Kiedy wychodził z wieży, pilnował, żeby zawsze być w towarzystwie któregoś z Gryfonów, ponieważ wiedział, że Ślizgon nie odważy się wtedy do niego podejść. Opuszczał sypialnię tylko na posiłki i lekcje, pozostały czas spędzał w pokoju wspólnym lub w dormitorium.
Hermiona i Ron zdawali się być zadowoleni z jego zachowania, nawet mu pomagali i starali się trzymać blisko niego.
Dzisiaj jednak Granger stwierdziła, że potrzebuje jeszcze kilku książek, aby móc wreszcie skończyć swój esej z transmutacji, który, nawiasem mówiąc, zadany był na dwa tygodnie wprzód.
Szatynka uparła się, że Potter nie może, jak to ujęła, wiecznie siedzieć w wieży lub zapuszczać korzeni w łożku.
I takim oto sposobem Harry właśnie maszerował za przyjaciółką do biblioteki. Kiedy weszli do środka, odrazu zostali zmrożenia wzrokiem przez panią Pince. Hermiona pokierowała go wsród regałów na dział poświęcony transmutacji.
Gryfonka zatrzymała się przy jednej z półek i ze skupieniem zaczęła przeglądać znajdujące się na niej książki. Brunet, widząc, że trochę to potrwa, jęknął i usiadł przy najbliższym stoliku, opierając głowę na ramionach złożonych na blacie.
Po chwili znudziła mu się ta pozycja, zresztą w bibliotece było okropnie duszno. Wstał i mruknąwszy do Hermiony, że poczeka na zewnątrz, opuścił pomieszczenie.
Gdy wyszedł, uderzył w niego chłód hogwarckich murów. Oparł się o jedną ze ścian i przymknął oczy, czując jak zimno przebiega przez jego ciało. Stał tak, nie wiedział ile, dopóki ktoś nie złapał go za rękę. Zdezorientowany i nieprzygotowany, nie zdążył nawet wyciągnąć różdżki i już miał unieruchomione ręce i był przygnieciony do muru w jakiejś opuszczonej klasie. Malfoy.
- Czego chcesz - warknął, bezskutecznie próbując się wyrwać. Draco miał mocny uchwyt.
- Co to za gierki? - syknął Ślizgon. - O co ci chodzi? Jeszcze kilka dni temu wszystko było w jak najlepszym porządku, a teraz?!
Harry, mocno skonfundowany, wbił wzrok w szare oczy blondyna.
- Nie wiem, o czym mówisz - wycedził, wciąż starając się uwolnić z uścisku Malfoya.
- Nie wiesz - Draco uśmiechnął się kpiąco. - Jeszcze niedawno się ze mną pieprzyłeś, a teraz nie wiesz, o czym mówię.
Pottera wmurowało.
- C-co? - zdołał tylko wyjąkać. Szok zablokował mu trzeźwe myślenie. On i Malfoy? Razem? Przecież Harry nawet nie był gejem! Tak mu się przynajmniej wydawało... W końcu niewiele pamiętał... Ale nie! To niemożliwe!
Ślizgon musiał coś zauważyć w oczach bruneta, może czyste zdumienie, może co innego, bo puścił jego nadgarstki.
- Ty naprawdę nie pamiętasz... - szepnął bardziej do siebie niż do Gryfona. - Merlinie, ty nic nie pamiętasz... - głos drżał mu niepokojąco. - Ja... Chyba... Potter, pójdę już. - ostatnie słowa były prawie niedosłyszalne.
To powiedziawszy, Draco w pośpiechu opuścił salę, ale Harry stał tam jeszcze chwilę, trawiąc informacje. Nagle dobiegło go wołanie Hermiony i wyrwał się z otępienia. Wyszedł z klasy i ruszył w stronę przyjaciółki.
Dziewczyna zaczęła coś mówić, pewnie na temat podręczników, ale Potter już jej nie słuchał. Był zbyt zajęty rozmyślaniem o tym, co powiedział mu Malfoy. Na pewno kłamał, żeby wyprowadzić go z równowagi. Ale emocje w jego oczach wydawały się szczere. Gryfon dostrzegł tam szok, strach i... Ból? Nie wiedział, nie był do końca pewien, co zauważył, jednak niewątpliwie nie pasowało to do Ślizgona, jakiego znał.
Hermiona chyba dostrzegła, że chłopak nie zwraca na nią uwagi, więc Potter zaczął bez przekonania potakiwać i uśmiechać się. Granger, najwyraźniej udobruchana, kontynuowała monolog, a brunet miał dodatkową chwilę na poukładanie sobie wszystkiego w głowie, zanim dotrą do hałaśliwego pokoju wspólnego Gryffindoru.

        *                     *                     *

Pansy przewróciła oczami i zaczęła po raz kolejny wyjaśniać nic nieogarniającemu Blaise'owi zasady gry w szachy. Przecież każdy czystokrwisty czarodziej powinien to umieć! Jak widać, Zabini miał gdzieś zasady i tradycje.
Była właśnie w trakcie tłumaczenia mu poruszania się po planszy, gdy do pokoju wspólnego wpadł roztrzęsiony Draco. Parkinson pomachała do niego i zawołała go. Może on pomógłby tej ciemnej masie, czytaj Blaise'owi, wreszcie zgłębić tajniki szachów. Ale Malfoy zupełnie ją zignorował.  Minął dwójkę przyjaciół i wpadł do swojej sypialni, głośno trzaskając drzwiami. Brunetka uniosła brwi i spojrzała na Zabiniego.
- Wiesz, co mu znowu się stało? - zapytała bez przekonania, bardziej z zasady niż ciekawości. W końcu nikt nigdy nie rozumiał Draco.
Blaise, tak jak się tego spodziewała, pokręcił głową.
- Chyba powinnismy iść z nim porozmawiać - zastanawiała się Pansy.
Ślizgon przytakiwał jej.
- Chyba tak - zgodził się. - Jak na przyjaciół eee... przystało.
Parkinson kiwnęła głową.
- Chodź - złapała ciemnoskórego za rękę i bezceremonialnie weszła do pokoju Malfoya. W sypialni panowała prawie całkowita ciemność, więc pierwszym co zrobiła było zapalenie pochodni jednym ruchem różdżki.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegła blondyna, skulonego na łożku. Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Zabiniemu, który jednak ją zignorował.
- Draco, jeśli znowu chodzi o to, że na kolacji nie podali twoich ulubionych płatków, to ostrzegam, że... - zaczął Blaise, ale Malfoy mu przerwał podnosząc się z posłania. Pansy wraz z ciemnoskórym zastygli bez ruchu. Draco wyglądał  strasznie. Potargane włosy i jeszcze bledsza niż zazwyczaj cera sprawiały, że wyglądał dosłownie jak śmierć. Ale najgorsze były oczy. Zupełnie puste w pełnym tego słowa znaczeniu.
- On nic nie pamięta - powiedział tylko blondyn i znów opadł na pościel. - Nic, rozumiecie? Nic o nas.
Parkinson ostrożnie zbliżyła się do Malfoya. Przełknęła ślinę.
- Kto nic nie pamięta? - zapytała, choć doskonale znała odpowiedź.
- Jak, kurwa, myślisz? - warknął Draco, nawet nie podnosząc twarzy z poduszki.
To było oczywiste. Potter.
- Jak to nie pamięta? - głos Pansy był już o conajmniej kilka tonów cichszy i graniczył z szeptem. Nie była pewna czy chce usłyszeć wyjaśnienie.
Blondyn spojrzał na nią przeciągle. Podniósł się do pół siadu i wciąż obserwował przyjaciółkę.
- Nie pamięta o naszym związku - zaczął beznamiętnie - Jest pewny, że ja i on wciąż... Wciąż się nienawidzimy... - głos mu się załamał i odwrócił wzrok.
Ślizgonka zerknęła na Zabiniego, który wpatrywał się w swoje buty. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć.
- Blaise - odezwała się Pansy - Chyba pora odwiedzić Rona i Hermionę.

Standardowo bardzo proszę o komentarze C:

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz