Rozdział XXXIII

13.2K 1K 448
                                    


Szanowny Panie Malfoy - tak zaczynał się list.
Z żalem Pana informujemy, że 21 kwietnia, w godzinach wieczornych, pana ojciec, Lucjusz Malfoy, został zamordowany. Więcej informacji nie możemy udzielić w liście.
Oczekujemy pana w Ministerstwie 27 kwietnia o godzinie 15, aby ustalić szczegóły przejęcia majątku.
Szczere kondolencje
Minister Magii
Korneliusz Knot.

Harry podniósł wzrok znad czytanego pergaminu. Spojrzał wprost w szare oczy blondyna, przepełnione bólem, jednak jego twarz nie wyrażała - dosłownie - nic.
- Draco... - Gryfon nie bardzo wiedział co w takiej sytuacji powiedzieć.
Na szczęście nie musiał się wysilać, bo Ślizgon mu przerwał. Łzy, które Malfoy powstrzymywał, wreszcie spłynęły, tworząc lśniące wzory na jego policzkach.
- Może nie był najlepszym ojcem - głos chłopaka drżał, jakby każde słowo sprawiało mu niewyobrażalną trudność. - Ale do cholery, w końcu był moim ojcem, na swój sposób go kochałem... - w tym momencie tłumione emocje wzięły górę. Z oczu Draco trysnęły łzy, a z ust wyrywał się cichy szloch.
Harry, nie bardzo wiedząc, co robić, objął chłopaka , delikatnie gładząc jego plecy.
- Cśśś... - szeptał Potter wprost do ucha blondyna. Nie miał prawa mowić, że wszystko będzie w porządku, bo zbyt dobrze wiedział, jak to jest stracić kogoś bliskiego.
Nie mógł też powiedzieć, że mu przykro. Jedyne co powinien, to zachować milczenie, bo żadne słowa w tej chwili nie pomogą.

* * *

Stali tak, przytulając się na środku korytarza jeszcze przez chwilę, dopóki Draco nie odsunął się i nie wytarł łez.
- Chcę, żebyś poszedł tam ze mną - stwierdził Malfoy. - Do Ministerstwa.
Harry zesztywniał.
- Ale... - niepewnie zaprotestował, jednak Ślizgon pokręcił głową.
- Wiem - odparł, doskonale maskując ból w swoim głosie. - Zrób to dla mnie. Nie dla niego.
Brunet westchnął.
- Dobrze - skapitulował. - Dla ciebie.

* * *

Ron siedział na krześle i starał się uspokoić i zapanować nad drżeniem rąk. Jak narazie - bezskutecznie.
Całą noc spędził dokładnie w tym samym miejscu - w poczekalni na oddziale dla niepoczytalnych w Św. Mungu.
Wczoraj, zaraz po tym jak znaleźli Ginny przy martwym Lucjuszu, zabrali ją tutaj, gdzie musiała zostać na jakiś czas, żeby lekarze zdążyli ją zbadać.
Teraz czekali już tylko na wyniki.
Najmłodszy Weasley nie wiedział co byłoby lepsze - żeby jego siostra okazała się chora umysłowo, jednocześnie unikając kary, czy żeby z jej psychiką wszystko było w porządku i trafiła do Azkabanu. I tak źle, i tak niedobrze.
Rudzielec ukrył twarz w dłoniach.
Zamknął oczy i starał sobie wyobrazić, że czeka na wyniki egzaminu, a nie stanu psychicznego Ginny.
Usłyszawszy skrzyp drzwi, zerwał się z miejsca, prawie przewracając krzesło.
Z gabinetu obok wyszedł uzdrowiciel wraz z rodzicami Rona. Molly wycierała łzy lnianą chusteczką, a Artur pocieszał żonę, uspokajająco szepcząc jej coś do ucha.
- I co? - zapytał Gryfon, zanim lekarz w ogóle zdążył się odezwać.
- Podejrzewamy schizofrenię, aczkolwiek pewności nie mamy - odparł uzdrowiciel, zapisując coś w pliku papierów, który trzymał. - Zostawimy ją na obserwację i wszystko się okaże.
- Czy my... Czy możemy ją zobaczyć? - wyjąkała pani Weasley pomiędzy szlochami.
Lekarz spojrzał na nią, jakby się zastanawiał.
- Myślę, że nie ma co do tego przeciwwskazań - powiedział po chwili wahania.
Molly nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Popędziła wzdłuż korytarza i wpadła do pokoju oznaczonego numerem 206. Ron i Artur pośpieszyli za nią.
Rudzielec niepewnie pchnął drzwi. Jego oczom ukazał się sterylnie biały pokój. W oknie były kraty
Jak u Harry'ego - przypomniał sobie mimowolnie. Przy jednej ze ścian stało łóżko, na którym leżała jego siostra. Jej ogniste włosy mocno odcinały się od śnieżnobiałej pościeli. Obok krzątała się pielęgniarka.
W pomieszczeniu, poza łóżkiem i niewielkim stolikiem z dwoma krzesłami, nie było nic.
Weasley nieśmiało podszedł do Ginny i dotknął jej dłoni.
Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się pogodnie, czym zupełnie zbiła brata z tropu.
- Ginny, och, kochanie! - Molly już dopadła do córki. - Skarbie, dlaczego, dlaczego to zrobiłaś? - w jej oczach znów zabłysły łzy.
Uśmiech Gryfonki tylko się poszerzył.
- Zasłużył - powiedziała spokojnie, jakby rozmawiali o pogodzie. - I Draco też.
- Ale czemu go zabiłaś! - zawołała kobieta. - Przecież było tyle innych rozwiązań...
- Malfoy jest Śmierciożercą - odpowiedziała spokojnie, zwracając się do Rona. - Skrzywdzi Harry'ego. Nie pozwól na to. - I już się nie odezwała.
Nie reagowała na prośby, płacz, ani nawet groźby. Milczała, wpatrując się w przeciwległą ścianę.
A w rudowłosym wybuchła burza.
Malfoy Śmierciożercą? Nie, żeby tego nie podejrzewał, ale zupełnie inaczej było to usłyszeć. I skąd Ginny to wie? Musi to sprawdzić. Po prostu musi. Dla Harry'ego. Dla Ginny. Dla siebie...

* * *

Harry wrócił do dormitorium w podłym humorze.
Odprowadził Dracona do jego pokoju i położył go do łóżka. Upewniwszy się, że Malfoy zasnął, opuścił jego sypialnię i udał się do siebie.
Wszedł do pokoju i odrazu poczuł, że coś jest inaczej. Po chwili zauważył co.
Na jego posłaniu leżał dziwny pakunek. Podszedł powoli do łóżka i musnął palcami papier.
Zaciekawiony otworzył opakowanie i zamarł.
Jego oczom ukazała się kamienna misa, ozdobiona runami. Myślodsiewnia, najprawdziwsza myślodsiewnia.
Przesunął dłonią po znakach runicznych, oczarowany bladoniebieskim blaskiem.
Otrząsnął się i zerknął jeszcze raz do pudełka.
Po chwili wahania wyciągnął misę z opakowania i postawił na szafce obok łóżka.
Przeszukał jeszcze raz pudełko. Na dnie leżał kawałek pergaminu.
Pięknymi literami, zapisane było na nim tylko jedno zdanie: Myśli to najgorsi towarzysze, więc warto czasem się od nich uwolnić.
Żadnego wyjaśnienia ani nadawcy.
Potter, nie zastanawiając się już dłużej, zdecydował wykorzystać prezent, tym samym umieszczając w myślodsiewni wspomnienie o ojcu Draco.
Kiedy wiązka bladoniebieskiego światła znalazła się już w misie, poczuł się niesamowicie lżej.

Give me love // Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz