*Caroline*
Gdy rano się obudziłam, byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wiedziałam, że dziś muszę iść do Leo. Nie chciałam go ranić...
Wstałam, ogarnęłam się i zjadłam śniadanie. Była to bułka z serkiem topionym, pomidorem oraz cebulą. Lubię takie jedzenie.
Wzięłam jeszcze łyżkę Nutelli i wepchałam ją do buzi, aby dodać sobie trochę otuchy. Po części mi to pomogło.
Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam.
Stanęłam pod domem przyjaciela.
Nacisnęłam dzwonek.
Otworzył mi Leo we własnej osobie.-Hej Carol. Co cię tu sprowadza tak wcześnie?-zapytał z uśmiechem. Szkoda, że zaraz już nie będzie taki wesoły...
-Emm...Musimy porozmawiać Leo.
-To zapraszam.-otworzył szerzej drzwi i przepuścił mnie.
Podczas, gdy rozbierałam się on stał nade mną.(troche dwuznacznie to brzmi xd)
-Chodź do salonu.-zaprosił mnie-Napijesz się herbatki?
-Nie. Siadaj, to nie będzie łatwa rozmowa.-widziałam jak uśmiech schodzi z jego twarzy.
Usiadł posłusznie na fotelu, a ja na kanapie po drugiej stronie stołu.-To o co chodzi?-zapytał chyba lekko zmartwiony.
-Leondre...Nie wiem jak... Jak ja to mam... Nie chcę...-jąkałam się. Nie wiedziałam od czego zacząć. Wszystkie moje wyobrażenia tej rozmowy poszły się... A ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-No mów!-zirytowany trochę podniósł głos.
-WidziałamjakChriscałujesię-
wStarbucks'iezjakimśkolesiem.-powiedziałam na jednym wydechu.-Co?-chyba nie zrozumiał.
-Mówię, że wczoraj jak byłam w Starbucks'ie widziałam jak twoja dziewczyna liże się z jakimś chłopakiem...
-Co?! Co ty pieprzysz?!-wykrzyknął. Po chwili dodał już nieco spokojniej-masz jakieś dowody?
-Yyy...nie.
-I przychodzisz tu, i mi kłamiesz? Wiesz, ona mnie kocha, a wy wszyscy chcecie zniszczyć naszą miłość i szczęście!
-Ale...Ale...
-Wyjdź!-krzyknął.
-Ale...ja...nie...kłamię!-zaczęłam łkać.
-Nie wierzę! Już jestem pewien moich uczuć do niej i jej do mnie!
-Ale ona naprawdę cię zdradza!
To podła suka!-Miarka się przebrała! Nie! Nikt nie będzie obrażał osób, na których mi zależy! Nikt! Rozumiesz?! Fajna była z ciebie przyjaciółka, ale to już koniec! Wyjdź!
W tej chwili miałam ochotę się zabić. Czułam się okropnie.
Łzy popłynęły po moich policzkach, a tusz zaczął się rozpływać.
Wybiegłam szybko z jego domu nawet nie ubierając kurtki, tylko same buty. Biegłam aż zauważyłam zbliżającą się ciężarówkę. Chciałam wyhamować. Poślizgnęłam się na oblodzonym chodniku i wpadłam na jezdnię.
Po chwili usłyszałam głośny dźwięk klaksonu. Poczułam straszny ból w całym ciele. Niewyobrażalny! A potem cisza... spokój...i ukojenie.
Widziałam w głowie, jak wszystkie wydarzenia z mojego życia przesuwają się jak obrazy.
Były ich setki, a nawet może i tysiące!
Pierwsze urodziny, wzięcie psa ze schroniska, śmierć pupila, wspólne chwile z Kathreen i rodzicami. W końcu Leo z ciastem, nasze wszystkie przytulasy, całusy w policzek. Jeszcze później Leondre z Chris na korytarzu i wiele innych.
Nagle obrazy zniknęły...
Była tylko pustka.
Czy tak właśnie wygląda śmierć?____________________________________
Ale drama! Kocham ten rozdział i jestem z niego dumna! Wiem, że większości nie przypadnie do gustu, ale przepraszam. To jeszcze nie koniec! CARDRE IS REAL!
Besoski :3Piszcie w komach co o tym sądzicie :)
CZYTASZ
Just Breathe❤ L.D || 1 i 2 || (ZAKOŃCZONE)
Fanfic1. Pewnego dnia Leondre Devries - prześladowany chłopak- poznaje dziewczynę. Oboje są skrzywdzeni przez los, dlatego za bardzo sobie nie ufają... Jednak gdy wytłumaczą sobie niektóre sprawy, to się zmieni. Z czasem łącząca ich więź staje się cor...