Chłód

189 23 8
                                    

Dream P.O.V

Czuję... nienawiść, tylko i wyłącznie nienawiść, jakby życie straciło swe barwy. Nie wiedziałam już komu ufać, kto jest przyjacielem a kto wrogiem.

Tak bardzo chciałam jej dać szansę, wierzyłam, że wszystko będzie jak kiedyś. Niestety, to był mój błąd. Już całkiem przesiąknęła ślizgonami i śmierciorzercami. Nawet tego nie żałowała, zabiła ukochaną mi osobę i jeszcze potem na mnie naskoczyła.

Czuję nienawiść, tylko nienawiść i... chęć zemsty.

***

Weszłam do gabinetu dyrektora. Musiałam z nim porozmawiać.

-Dzień dobry-przywitałam się.

Dumbledore podniósł wzrok znad sterty papierów.

-Dream...-wyglądał na zaskoczonego-... proszę, siadam-wskazał na drewniane krzesło.

-To nie będzie konieczne-odparłam chłodno-Chcę tylko sprawiedliwości. Nie wierzę, że pan nie wie kto zamordował Cormaca.

Staruszek przyglądał mi się uważnie. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.

-Jakim prawem ona jeszcze stąd nie wyleciała na zbity pysk!-podniosłam głos.

Dyrektor westchnął. Wstał i podszedł do mnie.

-Hope to nasza wtyczka, potrzebujemy jej aby wygrać wojne z sama-wiesz-kim-mruknął-Puki jest potrzebna muszę mieć ją blisko, tu w Hogwarcie. Gdy już pokonamy Czarnego Pana Hope zostanie zesłana do...-chyba nie chciało mu to przejść przez gardło.

-Azkabanu-dokończyłam.

Poraz pierwszy dziś kąciki moich ust się uniosły. Nie poznawałam siebie, ale życzyłam jej tego. Chcę, żeby cierpiała.

-Dobrze-skinęłam głową-Tyle mi wystarczy.

Już chciałam wyjść, ale przy drzwiach zatrzymał mnie głos starca.

-Nie pozwuj aby twoje serce strawiła nienawiść-powiedział-Bardzo mi przykro Dream z... z powodu tego co się stało. Przepraszam, ale obecnie nie mogę zrobić nic więcej.

Na korytarzu panował zgiełk, zresztą jak zwykle. Rzuciłam nienawistne spojrzenie w kierunku jakiejś grupki ślizgonek, chyba była wśród nich Pansy.

Zobaczyłam jak trójca Gryffindoru zmierza w moją stronę. Było za puźno na ucieczkę.

-Hej!-przywitał się wybraniec.

-Cześć-odparłam szybko i krótko.

-Idziemy na eliksiry-powiedziała Miona-Idziesz?

Nie miałam ochoty słuchać tej ich pocieszającej gadki o tym jak trzeba iść dalej i się nie przejmować. Na szczęście za kilka dni rozpoczynały się święta. Moi rodzice nie mieli pojęcia, że kogoś mam. Zmierzałam zrobić im niespodziankę i... zaprosić go do nas na święta.

-Nie, zrywam się-mruknęłam w ich kierunku-Powiedzcie, że jestem chora czy coś...

-Nie Dream!-pokręcił głową Ron-Masz się otrząsnąć.

Znowu te ich "pocieszenie". Miałam tego serdecznie dość, miałam wszystkich dosyć.

-Nie wtykaj swojego piegowatego nosa w nie swoje sprawy rudzielcu!-warknęłam-Odpieprzcie się ode mnie wszyscy! Nie chcę waszej pomocy!

Po prostu zobie poszłam. Nie mogłam znieść widoku innych i ich roześmianych twarzy. Nagle zza rogu wyszła Hope. Chyba chciała mnie ominąć, ale zagrodziła jej drogę.

-Zapłacisz za to-syknęłam-Nienawidzę cię, nienawidzę każdej chwili, którą na ciebie zmarnowałam, chcąc zmienić cię na lepszą osobę, nienawidzę każdego twojego zakłamanego słowa. Jesteś potworem, Czarny Pan znalazł sobie idealnego psa na posyłki-każde moje słowo ociekało jadem.

Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. Niestety nie dostrzegłam w jej oczach nawet odrobiny żalu czy skruchy...

-Dobrze Dream, ale ostrzegam-zaśmiała się-ze mną się nie zadziera.

Minęła mnie z dumnie podniesioną głową. Chcę wojny? Niech, więc tak bedzię, sama chciała...

~Dream~

Listen To Your HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz