Brązowe oczy.

168 23 6
                                        

Hope P.O.V

Światło dzienne oślepiało mnie niesamowicie. Usłyszałam głos Zabiniego i ... czy ja słyszę głos Draco? Tak. To on. Najważniejsza osoba w moim życiu która wbiła mi nóż w plecy. Stop! HOPE NIE RÓB Z SIEBIE FRAJERKI. PRZECIEŻ JESTEŚ NAJLEPSZA PAMIĘTAJ. Słyszałam fragment rozmowy
- Draco budzi się zobacz. - rzekł Zabini
- Czemu ją to zawsze musi spotykać. Pierw jej rodzice. Potem Czarny Pan. A na sam koniec ja ... Zraniłem ją. Ale tak musiało być. Wiesz że ślub z Pansy jest konieczny. Ona znajdzie sobie kogoś. - mówił z goryczą Draco.
- Stary o czym ty mówisz?! Nie rozumiesz ona cię kocha. Nie można od tak się odkochać. - rozłościł się Blaise.
- Myślisz że ja ją nie kocham? - ten fragment powiedział szeptem ponieważ obudziłam się.
- Księżniczka się obudziła! Kwiatuszku nie umarłaś! - radował się Diabeł.
Uśmiechnęłam się słabo. Głos zabrał Smok.
- Jak się czujesz? Już lepiej?.- Zapytał z troską
- Nic cię to nie powinno obchodzić. Leć do mopsicy niech ci ogonkiem zamerda przed nosem. - rzuciłam oschle.
- Nie potrafisz być miła? - chyba go zdenerwowałam.
- Dla takich jak ty nigdy nie ma czułości. - obróciłam głowę w przeciwną stronę.
Słyszałam trzask drzwi i krótkie " kurwa"
-Wow Malfoy jakiś ty rozmowny. - pomyślałam.
Spojrzałam na Blaisa.
- Kiedy wyjdę?- rzuciłam krótko.
- Za chwilę. Musisz iść na Pokątną. Za niedługo sylwester. A wiesz impreza się przyda. A ty masz wtyki w różnych barach. - zaśmiał się Blaise.
Dostałam jeszcze od skrzta eliksir energii. Szybko wyskoczyła z łóżka. Poszłam wziąść prysznic. Miałam mnóstwo siniaków. Wyglądało to paskudnie. Ale już tak nie bolało.
Wyszłam z prysznica. Ubrałam spodnie skórzane do tego czarna bluzka w białe paski. Na górę kamizelka z frędzlami. Podeszłam do lustra. Nie wierzyłam własnym oczom co widzę. Wielki kolorowy siniak pod okiem. I na szyi pas siniaków. Cudownie. Nie umiałam tego zakryć żadnym kosmetykiem. Na oczy zsunęłam okulary. Ubrałam botki na grubym obcasie. I wyszłam. Dobrze że kara już się skończyła. Na samą myśl o tym bólu przechodziły mnie ciarki. Na dole siedzieli już rodzice. Spojrzeli na mnie.
- Wychodzę.- powiedziałam z goryczą.
Wyszłam za drzwi i aportowałam się na Pokątną.
Szłam sobie drogą nie patrząc na ludzi. Chciałam stąd jak najszybciej ucieknąć. Próbowałam na wszystkie sposoby ukryć znak. Z którego często leci krew. Taki efekt uboczny. Jak na złość nie mam nawet bandaży. Jak ja się siebie brzydzę. Dream miała rację. Jestem potworem. Z moich myśli wyrwał mnie chodnik. Tak. Ktoś mnie potrącił sobą.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam.
Ten głos... o nie tylko nie teraz.
Wstałam. Spojrzałam na jego rude włosy. Były w artystycznym nieładzie. Poczułam dziwne ukucie w sercu.
- Ja... następnym razem patrz jak chodzisz.- trzymałam głowę w dół. Patrząc się na buty. Boże żeby on mnie nie rozpoznał.
- Spójrz na mnie. - rzekł ciepło.
W mgnieniu oka moja głowa znajdowała ale w pozycji patrzącej na chłopaka który niósł za sobą dziwne uczucie.
- To ty...
- Tylko ja.
Poczułam jak coś leci mi po ręce. Krew kapała już na chodnik.
- Leci ci krew. Dlaczego? - powiedział z troską.
- Czemu cię to tak ciekawi?
- Chodzisz mi po głowie wiesz?
- Czemu mnie wtedy nie zabiłeś?
- A dlaczego miałbym to robić?
Spojrzałam w jego ... piękne brązowe oczy. Biła od nich nadzieja i taka dobrać. Chciałbym taki wzrok mieć.
- Chciałbym cię poznać.
- Nie jestem dla każdego.
- Bądź dla mnie.
- To nie będzie miało sensu. Wiesz kim ja jestem? Mogę cię cie każdej chwili zabić bez żadnych emocji.
- Ale nie zrobisz tego. Nie jesteś jedną z nich. Nawet nie masz znaku.
- Nie mam? A wiesz co to jest? - zaciągłam go w zaułek. I pokazałam mu cały we krwi tatuaż węża.
Patrzał na mnie z zdumioną mną.
A ja zapomniałam się i ściągnęłam okulary.
- Kto cię pobił?
- Zasłużona kara od Czarnego Pana.
Dalej patrzał na mnie z oczami wielkości orbit.
- Nic nie wiesz. Zresztą ciesz się że nic nie wiesz.
Rzuciłam te słowa i ruszyłam przed siebie.
- Dalej nie wiem jak masz na imię!- krzyknął Rudy.
- Ja twojego też nie znam. - zatrzymałam się we miejscu. I obróciłam się w jego stronę.
Dzieliło nas może 5 metrów.
- Fred. Nazywam się Fred. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Fredi. Uroczo wiesz?
Na to parsknął śmiechem.
- A ty jak? Jak się nazywasz?
- Ważne jest że wiem ja ty się nazywasz.
I zniknęłam w tłumie. Ten chłopak ma coś w sobie czego nikt dotychczas nie miał.

Listen To Your HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz