Bliźniacy

167 20 2
                                    

Dream P.O.V

W sumie jednak cieszyłam się z powrotu do domu. Kochałam moich rodziców, zawsze byli dla mnie dobrzy i kochali bez względu na wszystko. Nie chciałam ich martwić sytuacją z Cormacem. To właśnie w święta miałam im go przedstawić.

Mój pokój nic się nie zmienił, dalej był mały, ale przytulny i pięknie urządzony. Położyłam się na futrzanej sofie, potrzebuję chwili oddechu. Cała ta sprawa była mocno przytłaczająca.

-Dream!-uśmyszałam wołanie matki-Zejdź na kolację!

-Już idę!

***

Po dwuch dniach było już ze mną o wiele lepiej. Dzięki rodzicą zapomniałam. Myślę, że domyślili się czegoś. Nie postępowali mnie na krok. Czas mijał nam na jakiś rodzinnych grach, ostatnio nawet urządziliśmy bitwe na śnieżki. Widok mokrego taty sprawił, że pierwszy raz od dłuższego czasu się zaśmiałam.

Dziś parę przyjaciół rodziny pada do nas na kolacje. Będą członkowie zakonu. Ja zaprosiłam przyjaciół, jestem im winna przeprosiny. Rzeczy, które mówi się w złości nigdy nie są prawdą. Nie chciałam ich obrazić.

Wraz z zapadnięciem mroku do naszego domu zaczęli schodzić się ludzie. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam jak ktoś rzuca mi się na szyje.

-Ciebie też miło widzieć Herm-zaśmiałam się-Cześć chłopaki-uśmiechnęłam się do Rona i Harrego.

Gdy skrzyżowałam spojrzenie z Potterem wspomnienia z pociągu powróciły. Co on wtedy chciał zrobić? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. Tak czy inaczej czuję się paskudnie, że go wtedy uderzyłam. Za to też muszę przeprosić.

-Wchodźcie-otworzyłam drzwi na oścież.

Zaprowadziłam ich do swojego pokoju. Ron rozwalił się na łóżku, Harry na dywanie a ja i Miona na sofie.

-Opowiadajcie!-nakazałam-Co tam u was słychać?

-Wiesz, ostatnio prawie dostałam nerwicy przez braci Ro...-nie dokończyła szatynka.

Do pomieszczenia wleciały kolorowe światełka, które wybuchły przed moją twarzą. Wrzasnęłam, podskoczyłam wywracając mebel do tego stopnia, że razem z gryfonką wylondowałyśmy na ziemi przygniecione przez siedzisko.

Usłyszałam dziki i niepochamowany męski śmiech.

-Fred! George!-wrzasnął wściekły Ron.

Z trudem wyczołgałam się spod tej katastrofy i zobaczyłam owych panów. Wyglądali kropla w krople identycznie, no może były jakieś drobne różnice. Jeden z nich pomógł mi wstać. Trzeba było przyznać, miał śliczne czekoladowe oczy, takie ciepłe i serdeczne.

-

Fred, ten przystojniejszy-zaśmiał się-Do usług!-ucałował wierzch mojej dłoni.

Harry lekko się skrzywił co nie uszło mojej uwadze. Natomiast bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po chwili już byłam na baranach Freda. Niósł mnie gdzieś z Georgem a ja kopałam, wierzgałam oraz krzyczałam na cały dom. Pewnie wszyscy mnie teraz słyszeli. Okazało się, że wylondowałam w jadali na miejscu między tą dwójką, ekstra.

Goście chichotali widząc sytuację. Stawił się prawie cały zakon. Poznałam przemiłych rodziców rudzielców, żonę profesora Lupina i wielu cudownycj ludzi.

Nagle rozległ się dzwonek. Poszłam otworzyć aby nie musieć fatygować rodziców.

Moim oczom ukazał się Syriusz Black, cały we krwi.

-Nadchodzą-wyszeptał poczym padł na ziemie bez świadomości.

Zjebany rozdział, wiem o tym. Wybacznie, że troszkę pozmieniałam i zrobie atak śmierciorzeców w domu Dream a nie w Norze, ale musie mi to wybaczyć.

~Dream~

Listen To Your HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz