Hope P.O.V
Niedługo były święta. A ja nadal byłam w rozpaczy? Tak to była rozpacz. Ale wszystko działo się u mnie w środku. Stałam się jeszcze bardziej zimna niż byłam. Była taka nie ludzka. Cóż kiedyś to musiało nastąpić.Siedziałam w swoim pokoju gdy do mojej szyby zapukała mała sówka. Otworzyłam okno, wyciągnęłam lis i poszłam w stronę biurka. Zaczęłam czytać.
Hope!
Kochanie słyszałem co zrobił ten mój głupi kolega Smoku. Bardzo mi przykro i pamiętaj że jesteśmy z tobą. Astoria i ja przyjedziemy do ciebie jak najszybciej będziemy mogli. Pamiętaj kwiatuszku kochamy cie!
Twój Blaise.Uśmiechłam się w duchu. Oni są cudowni. Zawsze mogę mieć u nich wsparcie. Odpisałam na list dość szybko.
Blaise!
Słońce cieszę się że tak się o mnie troszczycie. Czekam ma was.
Wasza Hope.Dałam Scarabeusowi ( moja sowa) list i odleciał z nim. Stałam przy oknie gdy niespodziewanie do pokoju wchodzą rodzice.
- Wigilię spędzimy w Malfoy Manor.- zaczął oschle ojciec
- o nie ... - szepnęłam tak żebym tylko ja usłyszała.
- Jakiś sprzeciw? - tata zrobił się czerwony. To źle.
- Absolutnie. Kiedy wyjeżdżamy? - podniosłam głowę do góry z dumą.
- Jutro o 15.00 bądź gotowa.
I wyszli. Boże mam spędzić święta z osobą przez którą najbardziej cierpię. Ironia losu prawda? Ubrałam idealnie dopasowaną koszulę. Wsadziłam ją do jeansów z przetarciami na kolanach i ubrałam ramoneskę. A do tego zwykle botki czarne. Zeszłam szybkim krokiem po schodach by oznajmić rodzicom że wychodzę. Siedzieli w kuchni. Tata czytał proroka a mama malowała paznokcie.
- Wychodzę.
- Gdzie? - spytała mama.
- Do Hogsmead. Musze kupić prezenty.
- Bądź za 3 godziny. Będą goście.
- Jakieś spotkanie?
- Zwykla nieformalna kolacja. Kilku znajomych jak i naszych tak i twoich. - wtrącił ojciec.
- Będę za 3 godziny.
Aportowałam się do dzielnicy gdzie jak zwykle było tyle ludzi że nie dało się przejść bez przepychanek. Mimo tego zawsze uwielbiałam odwiedzać te wszystkie sklepy. Mogłam spokojnie się odprężyć. A tak poza tym. Zawsze miałam problem z wybraniem prezentów. Tym razem wiedziałam wszystko. Astorii kupiłam dwie sukienki oraz dwie pary butów. Te właśnie ostatnio oglądała w katalogu. Jedna czarna druga kremowa. Obie koronkowe. Ich długość była może do połowy ud. Buty to było coś. Jedna para butów była czarna na piętnasto centymetrowym obcasie. A drugie heh .. kupiłam jej czegoś czego nigdy nie widziała. Zwykle czarne botki z frędzlami. Ciekawe jak zareaguje. Dla Hagginsa będzie poradnik " Jak dobrze dbać o swoją miotłę" a dla Blaise mam coś wyjątkowego. Złota bransoletka. Jedna dla niego druga dla mnie. Na środku ma znicz który pokazuje kolory.
Czerwony - szczęśliwy
Czarny - smutek
Fioletowy - złość
A gdy będzie zielony to znaczy że ta osoba albo nie żyje albo coś się złego stało. Jest teraz jedyną osobą której ufam bezgranicznie.
Po udanych zakupach zorientowałam się że za 10 minut musze być w domu. Aportowałam się szybko do naszej rezydencji. Poinformowała rodziców że jestem i poszłam do góry. Pewnie się zastanawiacie czemu nic nic nie kupiłam rodzicom. Bo oni mają wszystko. Co bym im nie kupiła tylko słyszę " ah kolejny do kolekcji". Merlinie oni mnie doprowadzają do szału. Odrzuciłam myśli na bok. Biorę szybką kąpiel. Teraz przeniosłam się do mojej garderoby. Ubrałam zwykle czarne baleriny i srebrną sukienkę. Nie dopasowaną ale i też nie rozkoszowaną. Zwykla przewiewna. Zrobiłam loki za pomocą zaklęcia. Makijaż jak zawsze. Zwykla lekka kreska i poprawienie rzęs tuszem. Zauważyłam w kosmetyczce czerwoną matową szminkę. Dokończyłam makijaż i zeszłam na dół. Stały tam osoby których się nigdy tu nie spodziewałam.
- Co oni tutaj robią.... - powiedziałam sobie w myśli.

CZYTASZ
Listen To Your Heart
RandomDwie młode przyjaciółki trafiają do Hogwartu. Czy znajdą tam dom i przyjaciół? Czy znajdą miłość? Czy wyjaśni się wiele spraw związanych z ich przeszłością?