32

3.2K 178 17
                                    

9 miesięcy później...

Nagle poczułam silne skurcze w podbrzuszu. Złapałam się za podbrzusze i zacisnęłam oczy.

- Holi co się dzieje ? - zapytał zmartwiony Mati.

- Rodzę.

- Co ?! Ty rodzisz ?! - krzyknął spanikowany.

Niall'a jeszcze nie było w szkole powinien do 10 minut być.

Ale, kurwa ja rodzę !!!

- Spokojnie. Oddychaj spokojnie. Ja poniegnę po rzeczy i...

- Już jestem ! - chaotyczną wypowiedź mojego brata przerwał Niall.

- Niall ! Ona rodzi ! - Mati wybiegł z salonu, a Niall wbiegł.

- Rodzisz ?!

- Nie kurwa ! Bez powodu sobie tak mówię !

- Spokojnie kochanie. - podniósł mnie w stylu panny młodej. Poczułam bardzo mocny skurcz przez co jęknęłam. - Mati szybko! Chodź !

- Już biegnę! - Mati zbiegł ze schodów mało się nie zabijając.

Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i Niall ruszył z piskiem opon.

- Niall. - jęknęłam kiedy znowu poczułam mocny skurcz. Czułam jakbym po woli się rozrywała. Chwyciłam czyjąś rękę i ścisnęłam.

- Kobieto, nie tak mocno bo mi zaraz rękę zgnieciesz. - pisnął Mati.

Jechaliśmy jeszcze 5 minut, a może 10 albo 20. Nie wiem. Przez ból nie umiałam się na niczym innym skupić.

Niall się zatrzymał i wybiegł z samochodu. Po chwili był po mojej stronie i wyciągał mnie z samochodu. Mati chyba zamknął samochód i pobiegł za nami. Niall wbiegł niczym burza do szpitala. W szpitalu było jakieś zamieszanie.  Każdy gdzieś chodzić. Wszyscy kręcili się w tą o z powrotem.

- Pomocy ! Moja żona rodzi ! - krzyczał jak jakiś debila na cały głos. Jakaś pielęgniarka podbiegła do nas z wózkiem. Niall posadził mnie na nim,  a ja znowu dostałam skurczy i większe uczucie rozrywania. Pielęgniarka pognała ze mną w jakąś stronę. Wjechaliśmy na porodówkę dwie pielęgniarki pomogły mi się położyć. Do sali wbiegł zdyszany Horan.

N: 

Biegłem za Holi i pielęgniarką, która zabrała ją bez słowa. Wbiegłem za nimi na porodówkę. Jakieś dwie pielęgniarki pomogły Holiday położyć się na jakimś dziwnym łóżku.

Mati siedział przed salą i rozmawiał z kimś przez telefon.

W pomieszczeniu było spore zamieszanie. Usiadłem koło Holiday i złapałem ją za rękę. Nawet nie zauważyłem kiedy na sali pojawił się lekarz.

- Pełne rozważnie.  Proszę przeć ! - rozkazał Holi. Ona od razy zaczęła przeć.

¤¤¤¤

1 godzina...

2 godzina...

3 godzina...

Cały czas siedziałem przy Holiday. Cały czas rodziła i końca nie było widać. 

- Dasz radę kochanie. Dasz radę. - powtzarzałem jej w kółko. Pocałowałem wierzch jej dłoni. Składałem delikatne pocałunki na jej dłoni, jakby miało jej to pomóc.

Jedna z pielęgniarek wybiegła z sali, a druga idzie w moim kierunku.

- Niestety musi pan opuścić salę. - powiedziała spokojnie.

This is not The End //n.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz