{03}

6.7K 518 43
                                        

- Los zadecydował, że będziesz piratem albo wróżką. Wybieraj - powiedział rzucając kluczyki od samochodu na komodę umiejscowioną bezpośrednio przy wejściu.
- Piraci są nudni - odparł oburzony Malcolm. Scottie zaś uniosła wzrok na wieszak ze strojem, który przyniósł Hemmings. Kiedy wysłała go cztery godziny temu do wypożyczalni strojów, wyobrażała sobie jego powrót inaczej. Bynajmniej z innym asortymentem.
- To będziesz wróżką - odparł ze spokojem blondyn, po czym podszedł do lodówki, by wyjąć z niej cokolwiek, co mógłby wypić.
- Nie chcę być wróżką - malec tupnął nogą i przebiegł przez pokój - ani piratem!
- Spokojnie - odezwała się Scottie - wujek jest artystą. Na pewno coś wymyśli.
- Sama to  powiedziałaś. Artystą a nie krawcową czy cudotwórcą - mruknął rozkładając ręce bezradnie.
- Co to za różnica? Zamiast malować kolejny głupi obraz przez dwa tygodnie możesz zrobić coś pożytecznego i załatwić mu strój, żeby nie czuł się jak głupek będąc na tych urodzinach - odparła kładąc dłonie na ramionach chłopca.
- To nie są głupie obrazy! - podniósł głos zaciskając palce dłoni w pięść.
- No jasne, dzieło sztuki - prychnęła - zamiast przesiadywać przy nich posiedziałbyś z dziećmi, albo poświęcił się tej twojej pracy, dopóki w ogóle ją masz - mówiąc to zabrała torebkę i posadziła Malcolma na komodzie, by go ubrać.
- Nawet nie próbuj wiązać mu butów, Scotlyn - powiedział unosząc palec wskazujący ku górze. Brunetka jedynie spojrzała na niego przez ramię z cynicznym uśmiechem wiążąc buty malcowi - wybacz, że nie wszyscy są tak perfekcyjni jak ty i nie każdy miał idealną rodzinę, która pchnęła go na studia.
- Masz pretensje do mnie? - zapytała wstając na równe nogi. Blondyn postanowił nie ciągnąć tego tematu. Znów zaczęła go denerwować swoją wyższością nad wszystkimi a dokładniej mówiąc tym, że ją kolejny raz eksponowała. Gdy Malcolm wstał a Scottie założyła mu kurtkę podszedł na kilka kroków wciąż milcząc. Dopiero gdy złapała chłopca za dłoń Luke zrobił dokładnie to samo z drugą kończyną chłopca.
- Załatwię ci najlepszy strój na te lamerskie urodziny - powiedział cicho.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - wyszeptał zaciskając cztery pierwsze palce a ostatni pozostawił wyprostowany. Ilekroć obiecywał coś Malcolmowi zawsze składał obietnicę "na paluszek". I choć nie zawsze ich dotrzymywał to wcale nie stracił w oczach swojego chrześniaka.
- Moja mama odebrała dzisiaj Mav z przedszkola. Powiedziała, że chce żebym przywiozła też Malcolma. Zostaną u niej na trzy dni, więc mamy wolne. Możesz iść gdzie chcesz - powiedziała wzdychając cicho. Luke czasami wyprowadzał ją z równowagi swoją infantylnością i nieodpowiedzialnością, ale tak na dobrą sprawę nie był złym opiekunem. Starał się, choć kompletnie mu to nie wychodziło. I wiedziała, że to nie jego wina. Po prostu bycie rodzicem zastępczym cholernie go przerażało. I ona to rozumiała, bo ją również.
- W porządku - odpowiedział podając Scottie plecak z rzeczami Malcolma - masz już jakieś plany rozumiem...
- Tak. Będę u siebie i wrócę tu z dzieciakami za trzy dni - powiedziała przerzucając pasek plecaka przez ramię.
Malcolm wyszedł, ponieważ Scottie otworzyła auto, każąc mu wsiąść wcześniej i zapiąć pas by zaoszczędzić trochę czasu.
- Dlaczego?
- To bez sensu żebyśmy tu spali kiedy nie ma dzieciaków. To znaczy razem - poprawiła się oglądając przez ramię na malca, który walczył z drzwiami jej białego audi Q7.
- Scottie, daj spokój. Przecież jesteśmy już dorośli - powiedział drapiąc się po karku.
- Patrząc na to z mojej perspektywy mam pewne obawy - odparła wychodząc z domu. Niemalże od razu wsiadła do samochodu zapominając nawet sprawdzić, czy Malcolm zapiał odpowiednio pasy. Luke zaś stał w bezruchu na progu domu, który praktycznie należał do nich. Lubił go o wiele bardziej niż swoją ciasną kawalerkę, w której powoli brakowało miejsca dla kogokolwiek. Gdy samochód zniknął z podwórka westchnął cicho i zamknął drzwi przechodząc przez salon aż do kanapy, na którą opadł niemalże od razu.

*

- Wkurza mnie. Do granic. Uważa, że niczego nie potrafię zrobić sam, że jestem jak trzecie dziecko - żalił się przyjacielowi. Irwin nigdy nie należał do osób, które mogłyby posłużyć dobrą radą. A już zwłaszcza w takich kwestiach jak dzieci czy związki. Nie wspominając o takim dziwnym powiązaniu, jakie stworzyło się pomiędzy Hemmingsem a młodszą siostrą Nygaard.
- Moim zdaniem powinieneś ją zaskoczyć - Hood usiadł na fotelu stawiając na stoliku dwie puszki piwa, które miał za zadanie przynieść z lodówki.
- Zaskoczyć? - zapytał szybko Ashton.
- No tak. Nie umiesz gotować, więc się naucz. Zrób obiad, nie otruj ich - mówił otwierając puszkę.
- To będzie trudne - powiedział pocierając skronie.
- O to jej chodzi. Chce żebyś się wykazał i pokazał, że potrafisz - dodał.
- Mam dwie lewe ręce...
- Każdy potrafi gotować. Nawet ja - odparł bez namysłu Ashton.
- Pokaż jej, że ci zależy to może coś się zmieni - do głosu wrócił Calum.
- Raczej mnie nie pokocha.
- Wystarczy, że będzie cię tolerować - powiedział Ashton, na co Luke jedynie skinął głową. Wiedział, że Irwin ma racje, jednak nie był pewien, czy takie wyjście mu odpowiadało. Już jako dwudziestolatek jej dokuczał i choć czasem denerwowała go do granic to czasem wyobrażał sobie jakby to było być z nią. Nie potrafił ukryć, że przyciągała go do siebie jak magnes.

*

- Daj spokój. Zachowuje się jak małe dziecko. Poza tym jego podejście do życia jest okropne. Jakby żył w jakiejś bańce. Chronił się przed światem - mruknęła wkładając kolejne naczynia do zmywarki.
- Może to u rodziców powinni zostać. Każde z was wróciłoby do swojego życia - zaczęła niepewnie Gail, młodsza z sióstr. Scottie zaś pokręciła tylko głową.
- To nie to samo. Poza tym chcę się nimi zająć. Mogłabym nawet robić to sama, ale Luke, on to...
- Wszystko komplikuje? - zapytała podając siostrze pozostałe talerze.
- Tak. Swoją osobą - dodała brunetka i wytarła ręce w ręcznik kuchenny.
- Myślisz, że to dlatego, że wciąż coś do niego czujesz? - zapytała nagle przez co Scottie zmierzyła ją nieco uważniej wzrokiem.
- Co? Nie. Tamto było... to nie tak, że byłam w nim zakochana! - zaprotestowała niemalże od razu. - Poza tym teraz jest Alex, zapomniałaś?
- Jest, albo go nie ma. Nie spotkaliście się od tygodnia. Nie masz dla niego czasu... Wolisz spędzać czas z dzieciakami i Luke'm a on nie jest szczególnie szczęśliwy z tego powodu - ciągnęła Gail.
- Kocham go, ale teraz są ważniejsze sprawy, zobowiązania...
- Kiedy kogoś kochasz, Scottie... nie ma ważniejszych spraw. A Alex skoro jest z tobą powinien też być częścią tych spraw.
- Masz rację. Muszę powiedzieć Luke'owi i przedstawić go jemu i dzieciakom - westchnęła układając dłonie na blacie.

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz