{14}

4.4K 444 57
                                    

- Jesteście popieprzeni – powiedział Calum, zaciągając hamulec ręczny. Zanim Luke zareagował na to, co właśnie powiedział jego przyjaciel to Malcolm zabrał głos.

- Co to znaczy popieprzeni? - zapytał, wymachując nogami a zaraz potem odpiął pas. Zarówno Hemmings, jak i Hood wybuchnęli śmiechem zamiast upomnieć malca, że nie powinien używać takich słów.

- Być popieprzonym to znaczy być kimś takim jak Luke – odpowiedział Calum, jeszcze zanim wysiadł z samochodu.
Gdy otworzył bagażnik Luke także opuścił wnętrze pojazdu i otworzył drzwi, z którymi mocował się chłopiec. Zaraz potem zobaczył jak biegnie do drzwi, w ogóle nie poczuwając się do tego, by pomóc im nosić jego rzeczy. Zabrał więc pierwszy karton z zabawkami i wziął głęboki wdech.

- Ale wy naprawdę jesteście popieprzeni – ciągnął dalej. Hemmings roześmiał się słysząc te słowa po raz kolejny i pokiwał głową, na chwilę zatrzymując swój wzrok na jego osobie. - Zamieszkacie tutaj razem? Jak rodzina? A jej facet? Z wami? - zapytał nie kryjąc faktu, że ta sytuacja go bawiła. Luke nie zajął nawet głosu, ponieważ Calum ciągnął swoją wypowiedź dalej. - I co. Pewnie nie powie mu, że się z tobą przespała.

- Pewnie nie powie – powtórzył, uśmiechając się krzywo. Przed wszystkimi starał się udawać, że tamten wieczór nic dla niego nie znaczył, ale wychodziło mu to coraz gorzej. Mimo to był szczęśliwy, że wtedy przyszła i jakaś jego część wciąż ma nadzieję na to, że jeśli zamieszkają tutaj razem to wszystko ułoży się tak, jak powinno.

- Tylko błagam, nie dzwoń jutro, że mam odwieźć twoje rzeczy z powrotem do twojego mieszkania. Nie jestem firmą od przeprowadzek – znów marudził, więc Luke zdecydował się go zignorować.
Kiedy złapał inne pudło z rzeczami Malcolma weszli do domu. Wcześniej był tu tylko trzy razy. Raz by obejrzeć dom wraz ze Scottie, później by przywieźć swoje rzeczy, które nadal leżą na środku jego nowego pokoju. Trzeci raz zaś teraz. Scottie kilka dni temu uznała, że stary dom wiązałby się ze wspomnieniami i zadecydowała się go sprzedać za sporą ilość pieniędzy. Tak sporą, że wystarczyło na kupno nowego, nieco nowocześniejszego domu w innej dzielnicy i zostało na ewentualne zmiany. I choć tysiąc razy mówiła, że nie sprzeda tego domu, w końcu dała się namówić na podjęcie możliwie najlepszej decyzji. Nowe życie, nowy dom, nowy start...
Doskonale widział jak Calum lustrował wzrokiem cały salon i nieznacznie pokiwał głową z aprobatą.

- Będę wpadał częściej – powiedział ze śmiechem i postawił karton przy kanapie. Szybko wyszedł po kolejny a blondyn zaraz do niego dołączył. - Naprawdę uważasz, że będziecie tutaj mieszkali w czwórkę?

- Dlaczego nie? - zapytał, zabierając torby z ciuchami chłopca a Calum przesunął kolejne kartony.

- Ma narzeczonego, dostałeś zaproszenie na ślub. Nie zapominaj o tym.

- Ma go, ale uważa, że póki co dzieciaki potrzebują nas. Jakiegokolwiek zamiennika rodziny, rodziców. I mi to pasuje– odpowiedział, oglądając się przez ramię.

- Ty rodzicem? - prychnął – ty nawet żółwia nie potrafiłeś upilnować.

- Manfred był inteligentniejszy niż wszystkie inne żółwie i wiedział jak uciec na ulicę żebym nie zauważył – odpowiedział gdy tylko usłyszał śmiech Hooda. Chwilę potem na próg domu wyszła Katherine Nygaard. Otuliła ramiona błękitnym swetrem machając do nich.

- Teściowa? - zapytał, unosząc brew ku górze. Na chwilę odkłożył torbę z powrotem do bagażnika, ale tylko po to by uderzyć przyjaciela w ramię. Kiedy się poddał zabrał torbę i udał się w kierunku domu, witając kobietę stojącą na progu.

- Zaraz przyjedzie Scottie z Garretem – powiedziała – Luke... Luke, pozwól na chwilę.

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz