{20}

3.8K 423 46
                                    

[Scottie]

- Wiesz, że nie musisz mi mówić o wszystkim, ani nawet o połowie tego co dzieje się w twoim życiu, bo wiem, że większości nie chcę usłyszeć, ale miło byłoby chociaż wiedzieć, że kogoś masz - mówię siadając z powrotem na krześle ogrodowym. Czuję jak Luke śledzi mnie wzrokiem, ale wciąż milczy. Jakby usiłował wymyślić jakąś niesamowicie błyskotliwą odpowiedź, która pozbawiłaby mnie chęci na dalszą rozmowę z nim.
- Po pierwsze to pomiędzy nami nic nie ma. A po drugie dlaczego miałbym ci o tym mówić? - pyta stając przy swoim krześle.
- Bo jesteśmy rodziną, czy ci się to podoba czy nie. I to są ważne sprawy, bo jeśli chcesz być z nią i zostać w mieście to nie sprzedamy domu, więc nie będę tracić czasu i od razu poprzestanę na marzeniach - odpowiadam równie szybko a blondyn zaczyna drapać się po karku.
- Czego w słowach "między nami nic nie ma" nie potrafisz zrozumieć? - odgryza się a ja wstaję z miejsca i obracam się na pięcie. - Ty też nie mówisz nic o Alexandrze. Ba! Nie powiedziałaś mi o nim przez tak cholernie długi czas - podnosi głos. Mrużę nieznacznie powieki słysząc ton jego głosu. Niestety należę do osób, które nie potrafią znieść czyjegoś krzyku i na taką sytuację reagują łzami, płaczem. Dlatego postanawiam się wycofać zanim będzie za późno.
- Jeśli mamy rozmawiać w taki sposób, to lepiej nie rozmawiajmy w ogóle - mamroczę i wchodzę na korytarz wewnątrz budynku. Dość szybkim krokiem udaję się na górę, gdzie mieści się nasz pokój.  Niestety pod drzwiami orientuje się, że nie zabrałam kluczy ze stolika. Nie mam zamiaru wracać, więc jedynie wyładowuje się na drzwiach.
Uderzam pięścią raz, drugi...
- One nie są niczemu winne. Jeśli chcesz uderzyć winnego to proszę - mówi stając tuż za mną. Zamykam na moment oczy i wsłuchuję się w jego głos. - Kirsten to moja była. Chyba ma nadzieję na to, że do siebie wrócimy, ale tak się nie stanie. A wiesz dlaczego?  Bo mam już rodzinę, której nie chcę porzucać. Może jeszcze tego nie widzisz, ale ja i ty, Scottie... to coś więcej. To zawsze było coś wyjątkowego. I pojawienie się tego Alexandra nie ma znaczenia - mówi gdy wypuszczam powietrze z płuc. Może to dobry moment?
Odwracam się do niego przodem, a tym samym moje plecy przylegają do powłoki drewnianych drzwi. Przez chwilę jedynie patrzymy sobie w oczy. Luke nieznacznie się uśmiecha, ale nie mam siły tego odwzajemnić. W końcu unoszę dłoń, na której to, na palcu serdecznym tkwi pierścionek.
- Kosztował sto dwadzieścia dolarów - mówię. Luke przekręca głowę i śmieje się.
- Trochę sknera, wygląda na cholernie bogatego - odpowiada a ja kręcę głową.
- Ten, który dał mi Alex jest u niego. Ten jest tanią i inną podrobką - zauważam a blondyn otwiera znacznie szerzej oczy.
- Co?
- Nie jesteśmy już razem - dodaję. Szybko dochodzę do wrażenia, że Luke potrzebuje wyjaśnień. Każdy ich potrzebuje. Chwilę temu wymagałam od niego by był ze mną szczery i mówił mi co go łączy z Kirsten, a tymczasem ja wciąż ukrywałam przed nim tą wiadomość o moim rozstaniu z Alexem. - Mama miała rację. Dla niego nie liczą się dzieci i ich dobro. Chciał wyjechać z początkiem września do Niemiec i posłać Malcolma do prywatnej szkoły, Mav wynająć nianię na całą dobę. Wszystko sobie zaplanował i te plany, w porządku, były świetne, ale nie mieściły dzieci i rozważały przeprowadzkę, izolowanie dzieci od dziadków, rodziny, ciebie - dodaje szybko. Widzę jak na mnie patrzy. Jest oszołomiony. Zapewne także bym była na jego miejscu. Gdyby nie śmierć Daisy to z całą pewnością byłabym teraz żoną Alexa a on pewnego dnia zaproponowałby taki układ. A raczej nie zaproponowałby, tylko wymagałby podporządkowania.
Ostatnio nie myślałam już o tym co jest dobre dla mnie, tylko o tym co dobre dla dzieci. I w ten oto sposób rozczarowałam poniekąd ojca, który widział w Alexandrze ideał, ale uszcześliwiłam dziadka, który od samego początku go nie lubił. Zapewne tak będzie, gdy tylko się dowiedzą. Jeszcze im tego nie powiedziałam, ale zrobię to.
- I myśląc o tym go rzuciłaś - mówi nie kryjąc nawet faktu, że w jakiś pokręcony sposób go to cieszy.
- Mógłbyś chociaż spróbować udać, że jest ci przykro - mówię i mimowolnie śmieje się pod nosem odbierając od niego klucze a gdy orientuje się jak blisko jest odpycham go trochę by móc się swobodnie okręcić i wejść do pokoju. Gdy tak się dzieje podchodzę do okna obserwując Mavelle, która biega po podwórku z chłopcami w koszulkach drużyn piłkarskich. Uśmiecham się pod nosem a Luke, tak jak tego wyczekiwałam staje przede mną i ujmuje moją dłoń w swoją.
- Jest mi cholernie przykro, Scotlyn. Przykro, że dopiero teraz go rzuciłaś, że prawie zmarnowałaś sobie z nim życie - mamrocze i spogląda na mój palec serdeczny. Chwilę potem czuję jak zdejmuje z niego pierścionek, który dotychczas służył za atrapę. Przygląda mu się w ciszy. - Sprzedamy go i będzie na jakiś ładny stolik do naszego nowego domu - mówi - fajnie widzieć, że jesteś znów wolna i wciąż mam jakieś małe szanse.
- Spore szanse - mówię i tym razem to ja się uśmiecham gdy kładzie dłonie na moich policzkach. Koniec końców całuje moje usta, ale nie krytykuje tego, tylko oddaję ten pocałunek. - Jest jeszcze jeden powód, dla którego go zostawiłam - zaczynam i tym samym znów zyskuje jego uwagę - to...

Co?  Ha, proszę. Z rana rozdział. Może ktoś, coś, podzieli się opinią?

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz