{36}

2.7K 319 49
                                    

Luke;

Zrobimy podwójny ślub ─ jako pierwszy odzywa się Michael. Calum zaczyna się śmiać, a ponieważ jego śmiech jest strasznie zaraźliwy to także i my zaczynamy się śmiać.
─ Wy dwaj w garniturach ─ Calum wręcz pokłada się ze śmiechu. Zapewne widzi nas w szykownych frakach, kompletnie nie rozumiejąc definicji garnituru. Cały on.
─ Nigdy, prze nigdy nie pomyślałbym, że mógłbym wziąć z tobą ślub ─ mówi Clifford. Hood wciąż rechocze, ponieważ jego śmiechu nie można dłużej już nazywać śmiechem.
─ No co ty, ja myślałem, że bierzesz ślub z Gaią ─ mówię dołączając się do Caluma.
─ Poprosimy jeszcze raz to samo plus całą butelkę Danielsa ─ nagle słyszymy głos Ashtona. Irwin uśmiecha się i zaraz wita z nami. ─ Widzę, że spóźniłem się na imprezę, już jest pozamiatane ─ żartuje, więc przedrzeźniam go na tyle, na ile potrafię. W odpowiedzi dostaję jedynie głupi komentarz z jego strony.
─ Jak tam ślub z Cliffordem? Ty przyjmiesz jego nazwisko, czy on twoje? ─ pyta Irwin i chwilę potem odrobinę zbyt życzliwie dziękuje rudowłosej kelnerce w obcisłej, czarnej bluzce, która przynosi nam Jacka Danielsa.
─ Strasznie zabawne ─ mamroczę.
─ Nie no jasne, Gaia jest seksowna. Nie można jej tego jakby odmówić, ale ma popraw mnie, dwadzieścia jeden lat i już chcecie psuć sobie życie w dodatku z tobą? ─ blondyn obraca w dłoniach szklankę i cmoka ustami.
─ Kochamy się.
─ Tak samo kochałeś Scotlyn ─ mówi Calum a Michael na moment rezygnuje z powiedzenia czegokolwiek.
─ To coś innego ─ odpowiada w końcu, a ja czuję jakbym był zazdrosny. Tylko dlaczego?
─ Słuchajcie. Nie oświadczyłbym się Scotlyn gdyby Michael tego nie chciał. W sensie, gdyby nie powiedział mi, że nic do tego nie ma. A najlepszym dowodem na to było to gdy przyniósł mi pierścionek, który schowałem kilka dni wcześniej ─ mówię obserwując Ashtona, który ze skupieniem rozlewa alkohol do szklanek.
─ Jestem szczęśliwy, więc dlaczego ty nie masz być.
─ Masz dzieciaki to teraz czas na żonę. Może to nie jest dobra kolejność, ale co tam ─ mówi Calum.
─ Chciałbym stworzyć rodzinę dla Malcolma i Macie.
─ Ale nie tylko z tego powodu żenisz się ze Scottie, prawda? ─ pyta nagle Ashton. Od razu kiwam przecząco głową.
─ Oczywiście, że nie dlatego.
─ Chłopaki, a może powinienem zrobić uprawnienia. Te wiecie, te żeby udzielać ślubów. Te co można zrobić przez internet ─ mamrocze Hood. Wszyscy poza nim wybuchamy śmiechem. ─ No co? Udzieliłbym wam ślubu, nie chcielibyście tego?
─ Wszystko jest sprawą dyskusyjną ─ mówię rozbawiony i upijam spory łyk alkoholu, mimo że czuje, iż nie powinienem więcej pić. Wystarczy chwila, abym zgubił się w rozmowie, jaką prowadzą. Chyba już nie o ślubie żadnego z nas. Dotychczas zastanawiałem się czy Michael wciąż ma coś do Scottie. Myślałem o tym jak i czy nasz związek będzie ewoluował skoro byli w przeszłości razem. Ale kiedy przyniósł to pudełko wiedziałem już, że mogę zrobić krok do przodu, że odpuścił. Sprowadzenie Gai do Dallington było chyba najlepszym pomysłem na świecie. Gdyby nie to kto wie gdzie byśmy teraz byli. A tak pijemy w jednym z naszych ulubionych lokali w Lexington, gdzie jeszcze nie tak dawno bywaliśmy co weekend.
─ A co z Kirsten? ─ pyta nagle Ashton. To pytanie dochodzi do mnie dopiero po dłuższej chwili i kiedy przywołuję sobie w myślach obraz kobiety uśmiecham się pod nosem.
─ Była niezła ─ mówię zagryzając na moment wargę ─ ale to koniec. Nigdy więcej.
─ Ale ona o tym wie, tak? ─ kolejne pytanie pada z ust Caluma. Od kilku minut patrzy w jakiś punkt. Zapewne po raz kolejny w tym miesiącu zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wcześniej specjalnie nie pragnąłem zobaczyć o kogo chodzi. O ile w ogóle o kogoś chodziło.
─ Co to za głupie pytanie? ─ mruczę pod nosem i odstawiam z impetem szklankę na blat stolika.
Calum nie odpowiada a Ashton patrzy na mnie przez dłuższą chwilę bez słowa.
─ Patrzy na nas od kilku minut ─ mówi w końcu Irwin. Odwracam się i przez ramię spoglądam na trzy kobiety siedzące nieopodal. Niemalże od razu poznaję wśród nich Kirsten. Ona także na mnie patrzy. Przelotnie się uśmiecha i szepcze coś do jednej ze swoich towarzyszek. Zanim cokolwiek do mnie dociera widzę jak idzie w kierunku naszego stolika. Mrugam kilka razy oczami, by widzieć to wszystko wyraźnie, jednak na marne.
─ Luke, proszę. Co za niespodzianka ─ mamrocze.
─ Kirsten, przepraszam, że się nie odezwałem.
─ Odrobinę mnie zawiodłeś ostatnim razem, ale wybaczam ci to. Byłeś trochę zagubiony i ta cała Scotlyn namieszała ci w głowie ─ Ashton wstaje, przeprasza nas na moment i wtedy Kirsten zajmuje jego miejsce.
─ Sprawdzę co z tym... pójdę z Ashtonem ─ mówi Michael i również opuszcza stolik. Hood spogląda na niego wymownie i tak jak nakazują maniery i przyjaźń siedzi jeszcze minute dłużej.
─ Przepraszam, muszę na stronę ─ udaje, że kaszle i wstaje od stolika.
Mam wspaniałych przyjaciół.
Kiedy zostaje sam na sam z Kirsten próbuje odwrócić wzrok od jej osoby. Zgrabna jak cholera, piękna. Jedyne czego zawsze mi w niej brakowało to intelekt. Duszę artystki miała, żyła jakby w swoim świecie, w którym istniały tylko proste rzeczy. W realnym życiu była niezbyt, mówiąc wprost rozgarnięta.
─ Wybaczę ci to ─ mówi kładąc łokcie na stoliku. Pochyla się w moją stronę i próbuje nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Unikam jej spojrzenia i wzdycham cicho.
─ Za późno ─ mówię pod nosem.
─ Nigdy nie jest. A jeżeli chcesz abym ci przypomniała jak było nam dobrze ze sobą to...
─ Jestem zaręczony ─ przerywam jej. Spogląda na mnie najwyraźniej zdziwiona, ale nie odchodzi.
─ Z kim?
─ Scottie.
─ No tak ─ wzdycha i spogląda przez ramię bezmyślnie. W końcu po dłuższej chwili ciszy spogląda znów na mnie. ─ Naprawdę tego chcesz? Mieć żonę i być skazanym na monotonność. Nigdy tego nie lubiłeś. Naprawdę to jest to, czego pragniesz?
─ Nie ─ odpowiadam. I jest to chyba ostatnie, co tak na dobrą sprawę pamiętam.

Smutno mi, ze wywiało stąd połowę z was; (

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz