{09}

4.9K 465 11
                                        

- Mogę zostawić tu stanik? - zapytała opierając łokieć na poduszcze. Wciąż się w niego wpatrywała, a on nie mógł odwrócić wzroku od jej nagiego ciała.
- W zasadzie... i tak wolę cię bez niego - odpowiedział, posyłając jej zadziorny uśmiech. Dosłownie przez krótką chwilę czuł jak całuje jego wargi a chwilę potem podniosła się do pozycji siedzącej. Kołdra, którą do tej pory byli okryci teraz służyła bardziej jej niż jemu, ponieważ zakrywała swoje ciało i jedyne co widział to jej plecy, na które opadały jej długie, ciemne włosy. Delikatna skóra, kilka widocznych żeber gdy nachylała się aby zabrać czarną sukienkę z brudnej podłogi. To wszystko składało się na obraz, do którego czasem wracał myślami.
- Wiem, że boisz się zrobić następny krok. Ja nie zamierzam naciskać. Zabiorę ten stanik - powiedziała, zabierając wspomnianą rzecz z materaca. W mgnieniu oka i milczeniu ubrała się i gdy była niemalże gotowa do opuszczenia tego mieszkania zatrzymała się przy otwartym na oścież oknie. Przez nią znów w mieszkaniu czuł się jak w lodowce, ale już wtedy zarzekał się, że z biegiem czasu przestało mu to przeszkadzać. Kiedy wyglądała na panoramę miasta on zdecydował się wstać i pozostawić ją samą na moment. Wszedł do łazienki i stanął przed lustrem spoglądając na swoje odbicie. Mógłby powiedzieć, że nie poznawał chłopaka, którego widział po drugiej stronie lustra. W ciągu ostatniego miesiąca nie przypominał bowiem siebie. Miał nieodparte wrażenie, że jest kimś zupełnie innym, ale nie chciał mówić tego głośno. Nie chciał przyznać się przed samym sobą, że to jej zasługa, że to ona jest powodem jego przemiany. Nagle usłyszał delikatny trzask. Był wręcz pewien, że ktoś zamyka szufladę, więc uśmiech sam wkradł się na jego twarz. Odkręcił kurek z zimną wodą i przez chwilę pozwolił jej lecieć bez celu. Dopiero po minucie przemył twarz i wytarł ją ręcznikiem. Gdy wyszedł już w pełni ubrany brunetka zamykała właśnie okno i widząc go przeszła z części sypialnej do kuchennej, gdzie zatrzymała się tylko na moment.
- Muszę wracać, wiem... chciałbyś żebym została dłużej - wymamrotała, opierając bark na ścianie. Uśmiechnął się po raz kolejny, jednak tym razem bez przekonania.
Kiedy widziała, że i tym nic nie uda jej się zyskać przekraczyła próg drzwi. Mógłby przysiąc, że iskierka nadziei tliła się w jej oczach gdy wypowiedział jej imię. Odwróciła się na pięcie i od razu dostrzegła, że stał teraz we futrynie wyjmując zza pleców część jej garderoby.
- Musisz znaleźć lepszą kryjówkę. Poza tym nie jestem pewien czy powinnaś wracać bez nich - powiedział, wymachując czarnym skrawkiem materiału. Brunrtka rozchyla nieco wargi. Była rozczarowana i Luke doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Dupek - powiedziała, przygryzając dolną wargę i jednym ruchem schowała majtki do torebki, którą zaraz przerzuciła przez ramię.
- Pa, Scotlyn - powiedział unosząc dłoń ku górze a chwilę potem zamknął drzwi od mieszkania. Kiedy wrócił do kuchni, w której jak zwykle panował jeden wielki bałagan pomyślał, że to czas by postarać się go jakoś uporządkować. Wczorajszy dzień nie należał do najlepszych. W końcu pogrzeby są z reguły smutnymi sytuacjami, wydarzeniami społecznymi. Ludzie bezpośrednio po nich wracają do domów, myślą nad swoim życiem, życiem osoby, którą pochowali, wspominają. Niektórzy zatracają się w alkoholu. Mało kto pieprzy się w trakcie ceremonii i zaraz po niej. Myśląc o wczorajszym dniu skończył porządki i właśnie wtedy otworzył oczy.

*

- Nikt z mojej drużyny nie jest taki dobry jak ja - powiedział podekscytowany Malcolm a Luke przetarł powieki, próbując się obudzić. To znowu się dzieje. Cholera, pomyślał.
- Może po prostu reszta jest okropnie słaba a ty tylko słaby - odpowiedział szybko a malec oburzył się i na znak tego skrzyżował swoje rączki.
- Luke - nagle usłyszał ganiący głos Scottie, dochodzący zza pleców.
Gdy obejrzał się przez ramię od razu ją dostrzegł. Schodziła właśnie po schodach, ubrana niemalże identycznie jak tamtego dnia.
Ale to tylko moja paranoja, pomyślał.
Nie ma tej sukienki. Nie wygląda nawet tak samo jak wtedy. Jej włosy są zupełnie inne. I ten makijaż.. nie maluje się w ten sam sposób.
- No co? Sama mówiłaś, że wyrośnie na narcyza i samolubnego dupka - powiedział, wzruszając ramionami.
- Kto to narcyz? - zapytał chłopiec.
- Naprawdę pytasz o to a nie o drugie słowo? - zadał pytanie a Malcolm wstał z kanapy.
- To drugie znam, ciocia ciągle tak na ciebie mówi - odpowiedział a gdy Scottie rozkazała mu umyć ręce, chłopiec posłusznie wybrał się do łazienki. Przez chwilę spoglądali na siebie milcząc, jednak w końcu zdecydował się zabrać głos. Dokładnie w tym samym momencie co ona.
- Dupek, co?
- To nie tak - powiedziała, przechylając nieznacznie głowę w bok.
- Jasne. Wybierasz się gdzieś? Chciałaś w ogóle mnie poinformować? - zapytał nie chcąc drążyć tamtego tematu. Kobieta pokiwała nieznacznie głową gdy sięgnęła po szminkę. Nic nie mówiąc stanęła tylko przed lustrem w przedpokoju. Starannie malowała usta i chwilę potem schowała szminkę do torebki.
- Idę do teatru - powiedziała w końcu, odchodząc od lustra jedynie na kilka kroków i tylko po to by przejrzeć się w nim z większej odległości.
- Jest dobrze, wyglądasz pięknie - powiedział pod nosem i niemalże od razu zauważył, że brunetka patrzyła na niego przez dłuższą chwilę w odbiciu lustra. On także na nią patrzył i nie mógł się powstrzymać. Wydział, że jest zdziwiona. 
- Um, dziękuję - odpowiedziała, zapinając zamek niebieskiej torebki - musimy się wyprowadzić do wtorku. Wtedy Daisy wróci. My także - dodała a blondyn westchnął cicho.
Ekspresie do kawy za siedem tysięcy funtów, najwygodniejsze łóżko na świecie, wanno z hydromasażem. Będę cholernie tęsknił, pomyślał.
- W porządku. Spakuję już dziś część swoich rzeczy - powiedział, zabierając laptopa na kolana. Nie chciał patrzeć jak wychodzi i wita się ze swoim pożal się boże chłopakiem. Doskonale wiedział, że przyjechał. Widział już jego nowiutkie Ferrari na podjeździe domu.
- W porządku - odpowiedziała, otwierając drzwi od garderoby. Szybko znalazła odpowiednie buty i jedyne co usłyszał chwilę później to zwykłe "obiad jest w lodówce, bawcie się dobrze".
Więc tak zrobimy, pomyślał. Po obiedzie postanowił pobawić się z Malcolmem i Mav w indian. Potem zbudowali obiecany tydzień wcześniej fort z kocy, przyozdobiony lampkami choinkowymi. Gdy siedzieli już wewnątrz Mavelle niemalże od razu zasnęła. Malcolm zaś przypatrywał mu się z uwagą.
- Dlaczego nie możesz zostać? - zapytał.
- Twoja mama wraca.
- Dlaczego musisz wracać? - kontynuował.
- Byłem tutaj pod jej nieobecność. Teraz wraca i muszę wrócić do swojego życia - powiedział cicho. - To nie oznacza, że nie ma w nim miejsca dla ciebie - dodał a chłopiec uśmiechnął się pod nosem.
- Będziesz nas odwiedzał?
- Jasne.
- A będę mógł odwiedzać ciebie?
- Oczywiście - powiedział, dotykając jego ramienia. - To, że się wyprowadzam kompletnie niczego nie zmienia. Nadal jestem winien ci wszystko, co obiecałem - dodał a malec uśmiechnął się już znacznie szerzej.
- Będziesz tęsknił?
- Będziemy się widywać. No... nie chmurz się, kolego - powiedział, dźgając go w bok.
- Ale nie we czwórkę. Ja, Mavi, ty i ciocia -mruknął cicho a Luke doskonale wiedział, że ma racje.
Bez wątpienia będzie tęsknił za tym wszystkim.
A już szczególnie za swoją rodziną, która miał po raz pierwszy w życiu. Niestety, jedynie przez cztery tygodnie.

Taki troszkę throwback monday xd
Jakieś opinie?

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz