[ Luke ]
- Powtórz, bo właśnie oplułem się mlekiem - słyszę stłumiony głos i mimowolnie przewracam oczyma.
- Kirsten - powtarzam zgodnie z prośbą a przyjaciel znów zaczyna się śmiać bez opamiętania. - Dlaczego mnie, kurwa nie uprzedziłeś, że przyjedzie właśnie tu, właśnie dziś - trzask - akurat teraz - dźwięk spadającej łyżeczki.
- Posłuchaj, może trudno będzie ci w to uwierzyć, ale nie mam obsesji i nie śledzę twoich byłych - odpowiada. Patrzę przed siebie i widzę, że jedna z kobiet prowadzi resztę w kierunku wejścia do wielkiego budynku wymachując czymś białym. Potem widzę Kirsten, która spogląda od dłuższego czasu na moje stare, czarne BMW i wtedy też postanawiam nie ruszać się z tarasu. Może wcale nie wiedziała, że tu jestem. Bo skąd mogłaby?
Oh tak, Clifford.
- Panieński - nagle pojawia się Scottie. Wzdycham cicho z nadzieją, że nie podsłyszała niczego z naszej rozmowy a następnie żegnam się z Calumem i odkładam telefon na bok gdy siada na przeciwko mnie. - Kto to?
- Hood.
- Zatęsknił za swoim ulubionym przyjacielem?
- Chyba jedynym przyjacielem. Co w zasadzie automatycznie czyni mnie najlepszym, więc masz rację - odpowiadam przewracając oczyma. Dopiero po niedługiej chwili dochodzi do mnie to, co powiedziała wcześniej. - Co mówiłaś? - pytam odwracając wzrok od Kirsten na dobre. Kiedy wchodzi do budynku staram się ocenić czy mogłaby mnie zobaczyć przechodząc przez główne pomieszczenie, jednak zostawiam to losowi, gdy słyszę pytanie Scottie.
- Że Calum się stęsknił?
- Nie. Wcześniej - mówię skupiając swój wzrok wyłącznie na niej. Przez chwilę milczy jakby sama nie pamiętała co mówiła minutę temu, jednak w końcu decyduje się zająć głos.
- Ah, wiem. Dziewczyny przyjechały na wieczór panieński - wzrusza ramionami i przysuwa do ust filiżankę zimnej kawy.
- Skąd wiesz?
- Carmen mówiła, że dziś przyjadą - tłumaczy a gdy robi niewielki łyk od razu się krzywi. - Zaparzę nową. Też chcesz? - pyta wstając z miejsca a ja jedynie podaję jej swoją filiżankę. Zanim znika posyła mi uśmiech a chwilę potem dzwonię ponownie do Caluma. Hood odbiera dopiero po czwartym sygnale, choć jestem wręcz pewien, że trzymał wcześniej telefon w dłoni i przeglądał twittera, czy instagrama.
- Przemyślałeś swoje zachowanie i postanowiłeś mnie przeprosić? - pyta przeżuwając coś. Krecę głową z niedowierzaniem aż w końcu postanawiam się odezwać.
- Nie zachowuj się jakbyśmy byli małżeństwem z dziesięcioletnim stażem - mruczę pod nosem i patrzę przed siebie. Ponieważ na przeciwko nie ma Scottie widzę wszystko dokładnie i nie muszę ukradkiem się wychylać by sprawdzić, czy Kirsten nadal tam jest, albo czy to na pewno ona a nie jakaś wyjątkowo do niej podobna blondynka.
- Przepraszam, że zranił mnie twój samodzielny wyjazd z tą kobietą, która nic do ciebie nie czuje - odpowiada a ja mrużę oczy od promieni słonecznych docierających spośród koron drzew.
- Czuje.
- Kogo chcesz oszukać?
- Siebie - mówię i biorę nieco głębszy wdech - to jakiś panieński. Kirsten jest na panieńskim.
- Masz tam panieński? A ja mam wolny weekend i patrząc na warunki na drodze mogę być u was za jakieś dwie godziny - mamrocze znów coś przeżuwając.
- Nie bądź zdesperowany.
- Łatwo ci mówić. Chociaż to nie ja tkwię z moimi dwoma byłymi w jednym miejscu, z którego nie ma ucieczki, więc czuje się jak wygrany.
- Byłą i przyszłą - poprawiam go a w odpowiedzi słyszę jedynie śmiech i krótkie "jasne", któremu towarzyszy prychnięcie.
- Słuchaj, jeśli chcesz pakuje się i wsiadam do auta - mówi, ale postanawiam mu przerwać.
- Dam rade, dzięki. Jesteś najlepszą żoną na świecie - dodaję i chwilę potem rozłączam się. Nie czekam długo w ciszy, ponieważ dwie minuty później wraca Scottie. Stawia przede mną filiżankę kawy i siada na swoim miejscu.
- Dziewięćset siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów - mówi unosząc naczynie na wysokość pomalowanych jasną szminką ust.
- Słucham?
- Cena domu - dodaje i upija niewielki łyk.
- Naszego?
- Gdyby go wystawić byłby tyle warty.
- Ty naprawdę chcesz go sprzedać - mówię opierając łokieć na stoliku.
- Mówiłam.
- Alexowi chyba się nie spodoba fakt, że chcesz opuścić miasto - mówię wprost a ona znów milczy.
- To nie ma znaczenia - mamrocze biorąc w dłoń croissanta, którego zjada milcząc przez kolejne prawie dziesięć minut. Wiem, że jest zła, iż znów zacząłem ten temat. To właśnie dlatego postanawiam odpuścić i zmienić tok rozmowy.
- To prawie milion dolarów.
- Prawie. Wystarczy na zakup świetnej lokalizacji. A jeśli dołożymy trochę będziemy mieli sporą działkę, którą można w przyszłości rozbudować na pole golfowe - wtedy dostrzegam w jej oczach podekscytowanie. Mógłbym powiedzieć, że żyje tym pomyslem i bez wahania zgodzić się na wszystko, ale znam ją zbyt dobrze. Kiedy coś sobie ubzdura zrobi wszystko, dosłownie wszystko, by osiągnąć cel. Być może teraz wierzy w to, że w nowym miejscu, poza miastem będziemy szczęśliwi. Ale co jeśli tak nie będzie? To zbyt poważna decyzja i nie możemy podjąć jej od tak.
- Tak, ale jesteśmy rodziną. I nawet gdybym nie wiadomo jak chciał się zgodzić to są jeszcze dzieciaki - mówię obserwując jak ściera ślad szminki z białego naczynia.
- Wiem.
- Więc?
- Porozmawiamy z nimi, ale chcę wiedzieć, że podoba ci się ten pomysł - mówi patrząc mi prosto w oczy. Posiadanie jej na wyłączność, mieszkanie w takich warunkach... czy to samo w sobie mogłoby mi się nie podobać?
- Podoba - mówię ostatecznie zmieniając swoją wersje z "może być" na nieco bardziej optymistyczną.
- Świetnie - mówi podekscytowana i zanim się oglądam jej ręce otulają moje ramiona a sama Scottie stoi nade mną. Przez chwilę się zastanawiam, jednak potem wstaje i sam ją przytulam. Przypominam sobie czas, gdy byliśmy razem. Być może natłok wspomnień powoduje, że całuje jej czoło, zachowując się zupełnie tak jak kilka lat wstecz.
I wszystko jest naprawdę idealnie, do czasu.
- A ja głupia myślałam, że zadzwonisz - słyszę dobrze znany mi głos. Kirsten wpatruje się w nas zaciskając palce dłoni na tyle mocno, że mam wrażenie, że słyszę jak strzelają jej kości.
- To nie tak, ja wtedy...
- Daruj - odpowiada i odwraca się na pięcie. Widzę jak znika wśród swoich koleżanek a chwilę potem czuje dziwny chłód, wcale nie spowodowany nagłym zerwaniem się wiatru. Scottie patrzy na mnie podejrzliwie z bezpiecznej odległości i lustruje mnie wzrokiem zapewne gryząc się w język by nie zacząć zadawać pytań.
- Czy jest coś, czym chciałbyś się ze mną podzielić? - pyta krzyżując ręce na klatce po piersiowej. Nie wyciąga pohopnych i w tym przypadku jak najbardziej prawdziwych wniosków i to kolejny powód, dla którego ją kocham.
Teraz tylko powinienem jakoś to wyjaśnić.
Byle jak.
Byle rozsądnie.
By nie zepsuć naszych planów.- na początek dnia coś takiego. Chyba specjalnie nie jesteście rozczarowane, że to nie Alex? W każdym razie. Biore się do pisania: )
CZYTASZ
wedlock • hemmings.
Fanficw której była para musi zostać rodziną. ⓒ twentyonecoldplay, 2016-2017. 5 II 2017 - fanfiction #30