{27}

3.2K 335 8
                                    

[ Scottie ]

─ Czyli teraz będę musiała przejechać jakieś sześćdziesiąt kilometrów, żeby odwiedzić cię na tym zadupiu? ─ pyta zrezygnowana brunetka. Milczę, choć chcę jej powiedzieć, że to "zadupie" to najlepsze co mogło nam się przytrafić. Koniec końców rezygnuję z tego i daję jej kontynuować. ─ Mówiłaś, że jeszcze nie jest gotowe ─ narzeka podgłaśniając muzykę, która leci w radio i zanim mogę cokolwiek powiedzieć zostaję zagłuszona przez Twenty One Pilots.
Nie mija dwadzieścia minut, gdy parkuję przed wielkim domem a Gaia odpina pas i wysiada bez słowa.
Wzdycham cicho dopiero teraz, przypominając sobie jak bardzo się zmieniła przez te lata. Nasz kontakt się pogorszył, ale z drugiej strony nie jest tak znowu źle. Część mnie zaś tłumaczy to sobie tak, że wciąż jest zła, że Michael wybrał mnie.
─ Ładny ─ mówi przeżuwając gumę, a chwilę potem główne drzwi otwierają się. Blondyn stojący w drzwiach lustruje nas wzrokiem, co powoduje, że automatycznie się śmieję. ─ I ładny po raz drugi. Cześć piękny ─ mówi moja siostra, najwyraźniej rozbawiona. Zawsze miała dobry kontakt z Luke'm, a i on ją lubił.
─ Cześć śliczna ─ mówi a następnie zeskakuje z drewnianych, odmalowanych na ciemniejszy kolor schodków. Ściska brunetkę i trąca palcem jej warkocz. Potem podchodzi do mnie i całuje moje czoło. ─ Tęskniłem ─ szepcze.
Tydzień temu obiecałam mu, że wpadniemy na sobotę i niedzielę, ale odłożyliśmy to na następny weekend i od tamtego piątku nie widzieliśmy się z braku czasu i tej odległości.
─ Malcolm i Mavie wracają w czwartek ─ mówię wskazując na bagażnik, z którego wyciągamy dwie torby. Luke dzielnie pokazuje, że udzwignie obie, ale ciężar tej, należącej do Gai z pewnością był dla niego zaskoczeniem.
─ Hej, młoda. Wprowadzasz się tu, czy co? ─ pyta doganiając brunetkę, więc mnie nie pozostaje nic innego, niż zatrzaśnięcie bagażnika i zamknięcie samochodu.
Doganiam ich i łapię zaraz w wejściu, które różni się od tego, które widziałam wyjeżdżając stąd. Panele zostały zerwane, ściany są pokryte gipsem i czekają na malowanie. Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na blondyna.
─ Facet od schodów przyjedzie w poniedziałek. A meble do salonu i pokojów dzieciaków w środę ─ dodaje gdy dotykam ściany opuszkami palców.
─ Nieźle wam idzie ─ mówię oglądając wszystko dookoła. W końcu zniknęła ta okropna lampa.
─ To nie robisz tego sam? ─ Gaia unosi brwi ku górze. Kiedy namawiałam ją na wyjazd tu napomniałam, że Luke jest tu od tygodnia, ale nie mówiłam o Calumie, czy Ashtonie a szczególnie nie o Michaelu.
─ Bardzo zabawne ─ odpowiada dźgając ją w bok i przepuszcza w drzwiach. Jest czwartkowy poranek, więc spodziewam się, że reszta jeszcze śpi.
─ Napijecie się kawy? Kupiłem ekspres, bo Ashton wciąż marudził, że skoro mu nie płacę za to, to chociaż mam mu dawać darmową kawę ─ mówi śmiejąc się i prowadzi nas do kuchni. Tutaj nic nie uległo zmianie. Może jest jedynie większy bałagan niż wtedy, gdy wyjeżdżałam.
Gaia kiwa głową i przechadza się po pomieszczeniu, aż do momentu gdy pyta gdzie jest łazienka. Wskazuję jej drogę a Luke wyjmuje filiżanki i włącza ekspres.
─ Mogliśmy wziąć ten nasz ─ mówię a blondyn odwraca się zaraz po tym jak urządzenie zaczyna pracować.
─ Nowy dom, nowy ekspres, nowe życie ─ mówi pod nosem gdy mnie obejmuje. Przez chwilę pozwalam sobie wtulić się w jego ramiona, jednak odsuwam się gwałtownie gdy słyszę krzyk siostry. Blondyn zapewne widzi, że jestem przestraszona, ale i tak się śmieje. Pierwszym co wpada mi na myśl jest to, że jest tu ktoś jeszcze, jednak szybko wyjaśnia mi sytuację.
─ Zapomniałem, że Ashton bierze prysznic ─ wyjaśnia i ponownie mnie przytula. Śmiejemy się, lecz gdy do kuchni wpada Gaia automatycznie poważniejemy.
Zanim cokolwiek mówi wpada Ashton, przepasany ręcznikiem, z mokrymi włosami. ─ Tak... Gaia, to Ashton ─ mówi blondyn nie kryjąc już rozbawienia, więc i ja zaczynam się śmiać.
─ To już wiem ─ mamrocze krzyżując ręce na klatce piersiowej.
─ Gaia ─ powtarza Ashton, cmokając ustami, za co dostaje w ramię od brunetki.
─ Gaia? ─ słyszymy nagle głos Michaela. Sam zainteresowany stoi w przejściu do salonu, ubrany w szare, dresowe spodnie i białą, dziurawą koszulkę na naramkach.
─ A to jest... ─ zaczyna Luke, choć doskonale wie jak zareaguje moja siostra.
─ Michael ─ kończy za niego ─ znamy się.
Mówiąc to jedynie mu się przygląda. Zapewne nie wie jak ma zareagować na jego obecność tutaj. Zupełnie jak ja prawie tydzień temu. Ostatecznie zapada cisza, do momentu, w którym wchodzi Calum.
─ Cześć Scottie ─ mówi przechodząc przez kuchnię.
─ To jest właśnie młodsza siostra Scotlyn ─ mówi Luke a Calum odwraca się na pięcie.
─ Tak, cześć Scottie razy dwa ─ dodaje uśmiechając się i kradnie kawę, którą zalewa sporą ilością mleka.
Gaia wychodzi na taras, a Michael wraca do swojej pracy.
Wzdycham cicho, patrząc na Luke'a, gdy ten tylko wzrusza ramionami. Ashton niedługo potem wraca do łazienki a Calum pije kawę wpatrując się w nas.
─ Dajcie im się zaaklimatyzować ─ mówi odkładając filiżankę na blat.
Może ma rację. Gdy zniknie pierwszy szok...

÷

─ Trzeba pomalować korytarz. Farba jest tu. Szukam chętnych. Nie ma? W porządku, więc Michael. Gaia, pomożesz mu, prawda? Dzięki śliczna ─ mówi Luke i kładzie wałek na puszcze farby. Mam wrażenie, że Gaia chce coś powiedzieć, ale zanim to robi blondyn opuszcza pomieszczenie, ciągnąc mnie za dłoń. Idziemy po schodach na górę, gdzie będą się mieścić pokoje dla gości. Wchodzimy do jednego z nich i wychodzimy na balkon, spoglądając na okolicę.
Biorę głęboki wdech i zamykam oczy czując jedynie ciepłe promienie słońca na skórze. Chwilę potem przerywa ciszę, dotykając mojego ramienia.
─ Może zamieszkamy tu wcześniej ─ mówi ─ dół będzie gotowy do końca tygodnia a reszty będziemy doglądać tu na miejscu ─ dodaje kiedy się uśmiecham.
─ Chciałam żeby dzieciaki widziały ten dom już w całości zrobiony po naszemu ─ odpowiadam.
─ Wiem, ale ile radości mogłoby sprawić im pomaganie w remoncie ─ dodaje patrząc przed siebie.
Może ma racje. Ostatnie dni wakacji mogliby spędzić tutaj, aklimatyzując się do życia poza miastem.
─ Porozmawiamy z nimi. Przyjadę w następny weekend, zabiorę ich ─ mówię cicho a słysząc jakieś krzyki z dołu mrużę oczy i wzdycham głośno. ─ Tylko żeby nie skończyli jak Michael i Gaia ─ mamroczę a Luke śmieje się pod nosem.
─ Minęła ledwo godzina. Poza tym my też tak na siebie wrzeszczeliśmy i popatrz gdzie jesteśmy ─ odpowiada.
Uśmiecham się, gdy patrzę w jego oczy.
Jednak w momencie, gdy słyszymy głośny trzask i dodatkowy krzyk Ashtona wybuchamy śmiechem.
─ Dobrze być w domu ─ dodaje.

Nie wiem czemu, ale pisząc to widzę Bellę Hadid, w sensie jako Gaię i nie mogę nikogo innego xd
Pisany na szybko, nie sprawdzony, może być miejscami słaby

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz