Piątkowe południe, jak każde inne późne południe w ciągu tygodnia, Luke spędził w pracy. Dokładniej mówiąc to był jego ostatni dzień, ponieważ będąc kompletnie zawalonym dodatkowymi zajęciami i organizacją kilku innych rzeczy, wykraczających poza jego obowiązki kompletnie zapomniał, że ma jeszcze posadę w kawiarence w centrum miasta. Spóźniony o dwie godziny przyjął na klatę wszystkie wrzaski szefa, jednak gdy potknął się i zbił kilka szklanek do kawy latte oraz cztery pucharki do lodów i dwie filiżanki, Kit nie był już wyrozumiały. I może przymknąłby na to oko gdyby Luke już wcześniej nie zawalał swoich obowiązków. Od momentu, w którym zaczął opiekować się dziećmi kuzyna był rozkojarzony a przede wszystkim ciągle senny. Odłożył więc granatowy fartuch z logo firmy na blat i opuścił lokal nawet nie oglądając się za siebie. Wsiadając na rower zastanawiał się czy to nie było mu pisane. Scottie nie imponowała jego praca, z resztą sam nie czuł się tutaj dobrze i od jakiegoś czasu myślał nad zmianą swojego życia, kariery. Teraz, przejeżdżając kolejną przecznicę obiecał sobie, że w żadnym wypadku nie będzie to posada kelnera.
Jako dziewiętnastolatek marzył o dobrze płatnej pracy, jednak jego lenistwo nie pozwoliło mu pójść na studia. Aż do momentu, w którym doznał dość poważnej kontuzji kolana poświęcał się treningom piłki nożnej, zupełnie jakby w przyszłości miał zostać piłkarzem. To także nie wyszło. Wtedy wrócił do malowania na poważnie. Ale i to nie miało prawa wyjść. Nawet nie miał pieniędzy, znajomości by zorganizować wernisaż, czy cokolwiek w tym rodzaju. To dlatego zaczął podejmować się kolejnych dorywczych prac. Na samym początku był kurierem. Potem zaczął karierę w ogrodnictwie, kinie a obecnie po głowie chodziła mu posada w warsztacie samochodowym. Być może powinien spróbować swoich sił w czymś nowym. Gdy był dzieckiem wiecznie naprawiał coś ze swoim tatą, czy starszym bratem. Z czasem stało się to czymś więcej niż stałym, rodzinnym zajęciem. Teraz miał szansę by zacząć pracować w czymś takim. Jeśli tylko znajdzie się dla niego taka praca.
Stawiając rower przy ścianie domu Vaughnów wziął nieco głębszy wdech. Białe Audi Q7 stało na podjeździe, więc już wiedział, że nie uniknie pytań o to co robi tak wcześnie w domu. Oczywiście, mógłby coś wymyślić, skłamać, ale nie widział w tym sensu. W końcu kiedyś Scotfie by się dowiedziała. Na przykład jutro, kiedy nie pójdzie do pracy, ponieważ najzwyczajniej w świecie już jej nie ma.
Niepewnie nacisnął klamkę od drzwi i wszedł do środka zastając brunetkę w towarzystwie jej starszej kopi.
Gail uniosła wzrok na blondyna, kiedy ten zdjął buty i położył plecak przy wejściu.
- Już jesteś? - zapytała delikatnie Scottie odstawiając filiżankę kawy na talerzyk.
- Cześć Gail - powiedział unosząc nieznacznie dłoń ku górze.
- Cześć Luke - odparła lustrując go wzrokiem.
- Nie powinieneś być w pracy?
- Skończyłem wcześniej - odparł udając się w kierunku kuchni.
- O pięć godzin. Co z tobą? - zapytała gdy Hemmings zatrzymał się w połowie swojej wędrówki do lodówki.
- Nic. Daj spokój, Scottie - mruknął i zamiast do kuchni udał się na górę. Nie musiał pytać, czy dzieciaki już wróciły, ponieważ nauczył się na pamięć ich rozkładu dnia i wiedział, że powinny być już w swoich łóżkach, szykować się do snu. Wchodząc do pokoju Malcolma usłyszał z dołu rozmowę sióstr, jednak nie przywiązał do niej większej wagi szybko puszczając słowa w niepamięć.
- Czemu nie śpisz? - zapytał od wejścia. Malec szybko przetarł oczy i usiadł na łóżku patrząc na swoje dłonie.
- Kiedy wrócą rodzice? - zapytał pociągając nosem.
- Nie wiem - odparł siadając na krańcu łóżka chłopca. Przez chwile obaj milczeli a Luke nie miał pojęcia co miałby powiedzieć chłopcu gdyby zapytał o coś jeszcze.
- Ciocia powiedziała, że niedługo zabierze mnie do mamusi, ale jak zapytałem o tatusia to tylko powiedziała, że mam się nie martwić - mówił dalej. Hemmings nagle poczuł jak jego serce się łamie. Nikt nie chciał powiedzieć mu prawdy. Wszyscy dmuchali na niego jak na jajko, chronili przed światem i jego brutalnością, ale to było zrozumiałe. Sam przykładał do tego rękę.
- O cioci można powiedzieć wiele, ale na pewno dotrzymuje słowa - wyszeptał siadając nieco wygodniej i oparł się plecami o ścianę.
- Ciocia jest fajna. Ty też, ale tęsknię za mamą i tatą - powiedział. Blondyn zaczął bawić się palcami wciąż nie wiedząc co powiedzieć, ale chłopiec mówił dalej - zabierzesz mnie do taty?
- Zabiorę - powiedział cicho i przykrył Malcolma kołdrą - jutro przyniosę też twój strój Spaider mana - kontynuował uśmiechając się pod nosem - i kupię farbki żeby pomalować ci twarz. Chciałem żebyś był zombie, ale Scottie zabroniła.
- Tata też zawsze słucha mamy. Mówi, że nim rządzi, ale to nic, bo i tak ją bardzo kocha - dodał wtulając głowę w poduszkę - też bardzo kochasz ciocię?
- Co? Nie, ja... - Hemmings na moment zamilkł. Taka deklaracja była z rodzaju tych poważnych i nie mógł tak po prostu potwierdzić, mijając się z prawdą. Mimo to pytaniem pozostawał fakt czy aby na pewno skłamałby potwierdzając słowa Malcolma - lubię ją - odparł w końcu i zgasił lampkę. - Dobranoc.
Nie zdążywszy zajść za daleko kilka sekund później stanął w miejscu gdy lampka ponownie się zapaliła.
- Wujku? - Malcolm znów zabrał głos.
- Tak?
- Nie obiecałeś na paluszek, że zabierzesz mnie do taty - wymamrotał a blondyn westchnął cicho wracając do łóżka chłopca by złożyć należytą obietnicę. Wtedy chłopiec odpuścił zasypiając.
Luke wyszedł z jego pokoju i zajrzał jeszcze do Mavelle. Dziewczynka spała przy włączonym świetle, więc tylko je zgasił wracając na dół. Co dziwne zastał tam tylko Scottie, która zabrała się za pomywanie naczyń po wizycie siostry.
- Gail już pojechała? - zapytał podchodząc do blatu kuchennego.
- Tak, musiała wracać, bo Jules nie wróciła jeszcze do domu - odpowiedziała zostawiając naczynia w zlewie - zwolnili cię, prawda?
- Daj spokój.
- Co zrobiłeś?
- Mam coś nowego - odpowiedział wzruszając ramionami - sama mówiłaś, że muszę być odpowiedzialny. Postanowiłem zacząć od zmiany pracy. Mam nadzieje, że nie będę pracował wieczorami i będę mógł spędzić trochę czasu z wami - powiedział stając na przeciwko niej. Scottie milczała wpatrując się w jego postać.
- Nie musisz. To tymczasowe.
- Malcolm tęskni za rodzicami. Obiecałaś mu, że zabierzesz go do mamy. Mówiłem, że to nie jest najlepszy pomysł, bo Daisy jest chora - powiedział cofając się o krok przez co Scottie poczuła się zdecydowanie lepiej.
- Jest jego mamą, Luke - powiedziała odkładając na bok zmywanie i wytarła dłonie.
- Jest chora. Nie zabierzesz go tam. W innym przypadku ja zabiorę go do Lachlana - dodał wychodząc z kuchni.
- Dobrze wiesz, że Lachlan nie żyje a Daisy owszem - powiedziała szeptem gdy tylko wyszła za nim i złapała go za nadgarstek.
- Ale mogę go zabrać na cmentarz.
- Nie, nie możesz.
- Więc nie pojedzie do szpitala psychiatrycznego, koniec dyskusji. Mamy do nich takie samo prawo, Scotland - powiedział cicho gdy brunetka zatrzymała wzrok na jego tęczówkach.
- Kiedy tak dorosłeś? - zapytała cicho gdy chłopak splótł swoje palce z jej palcami.Opinie? Myślę, ze za szybko to idzie ale nie chce przynudzac xd mam i tak jeszcze sporo pomysłów.

CZYTASZ
wedlock • hemmings.
Fiksi Penggemarw której była para musi zostać rodziną. ⓒ twentyonecoldplay, 2016-2017. 5 II 2017 - fanfiction #30