{ 44 }

2.3K 286 12
                                    

Luke;

Gaszę silnik samochodu i spoglądam na wibrujący telefon. Leży na siedzeniu pasażera i od piętnastu minut wciąż dzwoni. Wzdycham cicho i wysiadam z samochodu. Rozglądam się dookoła. Ogromnie nie rozsądne było to, że wsiadłem za kółko po alkoholu, ale nie mogłem tam dłużej zostać. Nie po tym co widziałem. Opieram się o maskę samochodu i zamykam oczy.
Gdzie tak właściwie jestem?
Przejechałem może z trzy kilometry. Wiem, że ciągle jechałem prosto.
Jeśli cofnąć się kilka metrów w tył będzie widać znak z odległością do dwóch miejscowości.
Otwieram drzwi od auta i sięgam po telefon, który wciąż dzwoni. Odrzucam kolejne połączenie od Scottie.
Nie chcę jej słuchać.
Kiedy powiedziała mi, że żałuje tego, że dała nam szansę chciałem zabrać swoje rzeczy i wyjechać. Nie zrobiłem tego, ale dalszy rozwój wydarzeń skłonił mnie do podjęcia takiej a nie innej sytuacji.
Wiem, że chciałem odejść, pożyć swoim starym życiem, ale sam nie wiem co wówczas mną kierowało. Na pewno nie chciałem ich opuszczać. Potrzebowałem tylko przerwy, chwili wytchnienia. Nie zerwanych zaręczyn i wyrzucenia z domu.
Znów pracowałem dla Castiela, tym razem zleceniowo i postanowiłem uzbierać na prezent dla niej. Postawiłem na wycieczkę na bajeczną wyspę, którą jej obiecałem.
Polecono mi Santorini. Wykupiłem ją i jak głupi wierzyłem, że naprawdę tam polecimy.
Ale wszystko się zmieniło.
Chcę zadzwonić do Ashtona, ale nie mogę wejść w kontakty, ponieważ cały czas dzwoni do mnie Scottie, bądź Michael. W końcu decyduje się odebrać. Dla świętego spokoju.
─ Boże, Luke.
─ Nie mów, że się martwiłaś.
─ Nie. Odchodziłam od zmysłów. Znalazłam twój głupi sweter i... Z resztą nie ważne, dlaczego wyjechałeś?
─ Chyba przeszkadzam w twoim starym nowym związku.
─ Bzdura. Wmawiasz sobie. Gdzie jesteś?
─ Nie wiem. Musiałem stamtąd uciec.
─ Piłeś.
─ Wiem, dlatego nie uciekłem za daleko. Nie jestem głupi.
─ Wiesz, że mogłabym się kłócić, prawda?
─ Ta, wiem. Słuchaj, przepraszam. Wiem, abyś mi wybaczyła musiałbym zrobić o wiele wiele więcej, ale ja...
─ Słuchaj, przyjadę po ciebie z Milesem, co? ─ pyta, a gdzieś w tle słyszę głos Michaela. ─ Mike, zostaw.
─ Chcę mu coś powiedzieć.
─ Oddaj ─ rozmawiają między sobą a ja milczę, patrząc przed siebie.
─ Wracaj, mam ajerkoniak ─ bełkocze Clifford.
─ Wolałbym to usłyszeć od Scottie, ale niech będzie.

• • •

─ Przepraszam. Nic nie poradzę na to, że jestem zazdrosny jak cholera i nie mogę nad sobą zapanować jak go widzę ─ mówię, gdy siedze już wewnątrz samochodu Scottie. W lusterku widzę swój samochód, który prowadzi teraz Miles, starszy brat Scottie, jedyny, który nie tknął alkoholu dzisiejszego dnia. Może dlatego, że w niedalekiej przeszłości miał z nim problem.
─ Jutro rano wyjeżdża ─ mówi, zdejmując jedną dłoń z kierownicy.
─ Dopiero jutro?
─ Proszę cię Luke...
─ Żartowałem ─ unoszę ręce w geście kapitulacji ─ wiem, że to byłoby niegrzeczne.
─ Sam chciał wyjechać gdy porozmawialiśmy, ale pił z moim tatą.
─ Niech zgadnę, Garrett mimo to nie pił z nimi.
─ Trzyma się od Alexa tak daleko jak to tylko możliwe ─ mamrocze, zmieniając stację w radio.
" Last Christmas".
Oszaleję.
─ Czuję się zraniona, nie otworzyłeś mojego prezentu.
─ Miałaś dla mnie prezent?
─ Może. Zdążyłam zapomnieć, wyjechałeś tak nagle i przez trzy godziny ciągle do ciebie dzwoniłam.
─ Nie było mnie trzy godziny? ─ pytam, próbując dokonać rachuby czasu.
─ To śmieszne, bo odjechałeś zaledwie dwa kilometry od naszego domu ─ mówi a ja unoszę brwi ku górze.
─ Co?
─ Co?
─ Możesz powtórzyć?
─ Dwa kilometry od domu.
─ Naszego domu, powiedziałaś to ─ mówię uśmiechając się pod nosem.
Mówią, że w święta zdarzają się cuda.
Może jeden z nich właśnie się zdarzył? Może jest jakaś szansa...
─ Jest nasz, w końcu jesteś współwłaścicielem i kupiłeś go za moimi plecami ─ odpowiada rujnując moją nadzieję.
Przez resztę drogi oboje milczymy i słuchamy piosenki. To znaczy ja staram się robić dosłownie wszystko, tylko nie to.
W końcu wysiadam i podchodzę do swojego auta. Miles wysiada i daje mi kluczyki, więc zabieram swoją torbę.
Niedługo potem ponownie wchodzę do domu. Dopiero teraz widzę, że salon opustoszał i jest prawie druga w nocy. zapewne wszyscy już śpią. Kieruję się w stronę pokoju Malcolma i zaglądam do środka. Malec śpi odwrócony plecami do mnie a obok jego łóżka stoi już sztaluga, którą mu kupiłem. Niedaleko od niej jest też fragment cholernej kolejki od Waldorfa. Nie wiem co kupił Mavie, ale na pewno też trafił lepiej niż ja. Co dał Scottie już wiem. Za dobrze, jeśli chodzi o pierścionek. Zaglądam też do Mavie a chwilę potem wracam przez salon na korytarz. Dopiero w połowie drogi orientuję się, że Clifford śpi na kanapie a jedyne co przytula to nie Gaia a wspomniany ajerkoniak.
─ Pokłócili się niedługo po tym jak pojechałeś ─ tłumaczy Scottie. Dopiero teraz widzę, że opiera się o futrynę w drzwiach.
─ O co?
─ Kto to wie ─ dodaje i wraca na korytarz.
Robię to samo i zabierał torbę ze schodów.
─ Może mógłbym zostać na dole...
─ Nie przeginaj, okej? ─ mówi pod nosem i podaje mi prezent. Odkładam ponownie torbę na schody i biorę pudełko w dłonie. Spoglądam raz na nie, raz na Scottie i uśmiecham się pod nosem otwierając je. Widzę album. Pełno zdjęć, jak na pierwszy rzut oka.
Otwieram na kolejnej ze stron i widzę moje zdjęcie z Malcolmem, gdy zadbałem o jego strój na przyjęcie urodzinowe kolegi. Widzę też zdjęcia z naszych wspólnych wakacji. Te, które zrobiłem im, które zrobił nam Malcolm oraz masa innych, pięknych zdjęć przedstawiających głównie nas, naszą czwórkę.
Unoszę wzrok na brunetkę, ale nic nie mówię.
Ona także milczy.
Nie musimy nic mówić.
Ale ostatecznie Scottie przerywa ciszę.
─ To na przyszłość. Na wypadek gdybyś któregoś dnia postanowił nas zostawić i wrócić do studenckiego trybu życia. Wesołych świąt ─ mówi cicho i uśmiecha się nieznacznie.
Chwilę potem idzie w kierunku niegdyś naszej sypialni i zamyka drzwi. Biorę album pod pachę i torbę w wolną rękę a następnie wspinam się na górę. Wchodzę do tego samego pokoju i spoglądam na to samo łóżko. Tylko gdzie jest ten wspomniany przez Scottie sweter?
Nie widzę go, więc siadam na łóżku i znów otwieram album. Studiuję zdjęcie po zdjęciu i przecieram twarz w dłoniach.
Cholera. Jak mogłem być tak głupi?

Naprawdę nie wiem dlaczego pomyślałyście, że napiszę, że luke miał wypadek. jak widzicie ma sie świetnie xd

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz