{ 45 }

2.7K 274 21
                                    

Scottie;

Więc proszę, czarna z cukrem ─ Gaia stawia filiżankę z kawą obok mojego laptopa i siada zaraz na przeciwko mnie tak, że widzę jej oczy ponad ekranem komputera. Wpatruje się we mnie, ale ją ignoruję. Przez kilka następnych minut nie zmienia pozycji i mam nawet wrażenie, że tak na dobrą sprawę nawet nie mruga. Z tego powodu zamykam laptopa i opieram łokcie na stole.
─ Więc? ─ pytam a siostra uśmiecha się z satysfakcją.
─ Ty i Luke.
─ Ja i Luke co?
─ Oh daj spokój, byłaś po niego w nocy. Martwiłaś się o niego. Nie jesteś już wściekła.
─ Nie jestem ─ mówię, biorąc filiżankę kawy.
─ I wyrzuciłaś Alexa.
─ Po pierwsze to go nie wyrzuciłam, sam chciał wracać.
─ Ale odrzuciłaś go ─ dodaje, stukając palcami w blat stołu.
─ Lepiej powiedz o co wam poszło z Michaelem, że spał z ajerkoniakiem na kanapie a dziś chodzi jak połamany ─ zmieniał temat. Wiem, że Gaia jest ciekawa, że chciałaby wiedzieć co jest ze mną i Luke'm, ale sama nie wiem czy mogę go ponownie do siebie dopuścić. Te trzy miesiące były trudne. Na własnej skórze przekonałam się jak to jest być samotną matką, choć nigdy matką nie zostałam.
─ Mike chce żebym poszła na studia i wyjechała do miasta ─ mówi.
─ Powinnaś go posłuchać.
─ Nie chcę iść na studia, Scottie ─ jęczy. ─ Miasto jest chyba ze trzy godziny drogi stąd. Musiałabym zamieszkać tam i wracać tu tylko w dni wolne.
─ Co to za problem? Mam ci przypomnieć pierwszy dzień tutaj? ─ pytam mimowolnie śmiejąc się pod nosem.
─ To miejsce ma urok. Nie chcę wyjeżdżać sama. Michael tu... Ja tam...
─ Rozumiem ─ mówię, upijając łyk kawy. ─ Pogadajcie na spokojnie.
─ Ty i Luke też. Boli mnie patrzenie na niego w takim stanie ─ dodaje a następnie opuszcza kuchnię. Spoglądam przez okno i widząc blondynka, wraz z dzieciakami, lepiących baławana odkładam filiżankę na bok.

⛄ ⛄ ⛄

─ Napalę w kominku ─ mówi od wejścia, gdy dzieciaki biegną do kuchni.
Po niedługim czasie wraca Malcolm, wraz z kubkiem kakao i szura stopami po podłodze.
Luke kładzie drewno z boku i zdejmuje szal oraz kurtkę. Przyglądam się mu przez chwilę. Wydaje się być przybity jeszcze bardziej niż wczorajszego dnia. Na szczęście rodzice i Miles z rodziną wyjechali rano. Jeszcze brakowałoby tutaj mojego ojca.
─ Więc trzeba było go nazwać ─ mówi przejęty malec.
─ Chciałam żeby to była Arielka, ale się ze mnie śmiali ─ mówi nadąsana Mavie.
─ Bo on potrzebował męskiego, twardego imienia, prawda tato? ─ pyta Malcolm. Spoglądam w kierunku blondyna, który na moment zaprzestaje pracy przy rozpalaniu i spogląda na nas przez ramię.
─ Może być Ariel, brzmi dobrze.
─ Ariel ─ powtarza Malcolm i upija spory łyk kakao. Potem ucieka do kuchni. ─ Idem malować, proszę mi nie przeszkadzać ─ mówi dumnie i zatrzaskuje drzwi.
Śmieję się pod nosem i siadam na kanapie z Mavelle. Przez chwilę opowiada mi o tym dniu i o czymś jeszcze, ale sama nie jestem pewna o czym, ponieważ mówi pod nosem i dość niewyraźnie. W końcu zasypia a Luke kończy swoją pracę. Spoglądam w stronę kuchni.
─ Wymęczyłeś ją ─ mówię, głaszcząc włosy dziewczynki.
─ Oni mnie. Ale tego mi brakowało ─ odpowiada i siada na drugim końcu.
─ Tak, mnie zdążyli już wymęczyć przez te miesiące.
─ Przepraszam ─ mówi nagle ─ wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia, że nie powinienem tego mówić, ale chciałbym wrócić. Wiesz, tutaj. Do domu. Od miesięcy pracuję dla Castiela w domu. Mieszkanie jest wynajęte, więc nie mam do czego wracać. Nie musimy znów być razem, nie musisz...
─ W porządku. Dłużej sama nie dam rady a wkrótce zimowe otwarcie ─ mówię cicho i spoglądam w jego oczy. Luke także nie odwraca ode mnie wzroku ─ w końcu to miejsce było naszym marzeniem.
─ Naprawdę?
─ Jasne ─ mówię usmiechając się pod nosem. ─ Zaczniemy na czysto.
─ Ale polecisz ze mną na to Santorini?
─ Przemyślę to ─ dodaję i przez chwilę mamy ten moment.
Mam wrażenie, że jego twarz jest zdecydowanie bliżej, ale nie cofam się.
─ Pocałuj ─ mówi Mavelle i oboje wybuchamy śmiechem.
─ Mam coś w samochodzie ─ mówi Luke i zrywa się z kanapy. Chwilę potem słyszę trzaśnięcie drzwiami i łaskoczę Mavie. Dziewczynka śmieje się a ja spoglądam na godzinę.
─ Młoda damo, czas wziąć kąpiel.
─ Nie chcem ─ mamrocze, pocierając oczka.
─ Chodź, znajdziemy twoją piżamę ─ mówię cicho i wstaję. Biorę ją na ręce i zanoszę do łazienki. Napełniam wannę wodą i dolewam płynu do kąpieli. Niedługo potem wychodzę, by zabrać pidżamę Mavelle z jej pokoju, ale zatrzymuję się przy zamkniętych drzwiach do pokoju Malcolma. Pukam w powłokę i mimo, że nie słyszę potwierdzenia, że mogę wejść do środka, robię to. Chłopiec wpatruje się we mnie i dopiero wtedy dostrzegam, że farba, którą maluje w większości znajduje się na jego ubraniu i ciele a nie na płótnie.
─ Chyba czas na kąpiel, co?
─ Nie mam weny ─ odpowiada przejęty. Powstrzymuje się od śmiechu, widząc wyraz jego twarzy. ─ Potrzebuję kawy.
─ Myślę, że kąpiel i sen będą lepsze. Zbieraj się, za pięć minut w łazience, artysto ─ mówię cicho i pstrykam go w nos.

⛄ ⛄ ⛄

Otulam szczelnie malca kołdrą i spoglądam na płótno, które jest ukazane farbą oraz pudełko po kolejce, którą dostał od Alexa. Wciąż nie złożył jej do końca, ponieważ ja się na tym nie znałam a Luke'owi na składanie jej nie pozwala jego duma. Spoglądam jeszcze raz na niego i gaszę światło a następnie zamykam za sobą drzwi. Kiedy wracam do salonu, napotykam wielki prostokąt opakowany szarym papierem. Śmieje się pod nosem i przez chwilę zastanawiam się czy mogę rozerwać ten papier i sprawdzić co jest w środku. Moja ciekawość wygrywa i niedługo potem moim oczom ukazuje się portret.
Od razu rozpoznaję w namalowanej postaci siebie i instynktownie zasłaniam usta dłonią.
─ Któregoś dnia mi się śniłaś. Wstałem i stanąłem przed płótnem. Zacząłem malować i straciłem trzy dni, które minęły w mgnieniu oka.
─ Chyba było warto ─ mówię cicho i odrywam w końcu wzrok od obrazu. Spoglądam na blondyna i uśmiecham się kolejny raz. ─ Jest piękny.
─ Ale nie oddaje rzeczywistości ─ mówi cicho i staje tuż obok mnie. Oboje przyglądamy się jego dziełu.
─ Ten pierścionek to nie za dużo? ─ pytam ze śmiechem, gdy dostrzegam, że namalowana ja nosi na palcu serdecznym identyczną kopię prawdziwego pierścionka zaręczynowego.
─ Nie. Mówiłem, że mi się śniłaś ─ mówi pod nosem i zbliża się. Kiedy dzielą nas centymetry odwracam głowę z powrotem, w kierunku obrazu.
─ Luke...
─ W porządku, wiem. Małe kroki ─ mówi cicho i jedynie mnie przytula.
I mimo to po raz pierwszy od kilku miesięcy czuję się bardzo szczęśliwa.
Dobrze zrobiłam pozwalając mu na powrót. Nawet jeśli nie oznaczał on tego, że znów jesteśmy razem.
Do tego potrzeba było znacznie więcej czasu.


Przed zamknięciem książki chciałabym chyba, aby ktoś ją zrecenzował, ponieważ chciałabym aby była możliwie jak najlepsza. Abym z czystym sercem mogła zacząć pisać baby daddy.

Polecicie mi kogoś, kto mógłby się takowej recenzji podjąć?

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz