- Ostatni - powiedział gdy Calum kończył już swoją strategiczną układankę jego pudeł w bagażniku swojego samochodu.
- Więc jedziemy?
- Zawieź je do mojego mieszkania - odparł, podając mu klucze. Ostatni raz spojrzał na dom Lachlana i Daisy a potem westchnął cicho. Spędził tutaj miesiąc i już miał serdecznie dość. Tak, wbrew wszystkiemu zrezygnował. Poza tym jutro miała wrócić Daisy i na pewno zapanuje tu dawny porządek. I to wcale nie tak, że uważał się za kogoś, kto go zakłóca. Po prostu Scottie dała mu to odebrać w taki a nie inny sposób. Nie chciał też zostać, bo wiedział jak to się skończy. Nie chciał wchodzić w jej życie ponownie, ponieważ gdy rozstali się tamtego wieczora obiecał jej, że nie już więcej nie będzie stawał jej na drodze do szczęścia. Tymczasem wciąż czuł, że złamał obietnicę.
- Chyba żartujesz.
- Płacę ci. Gdybym chciał marudzącego azjatę zatrudnił bym firmę do przeprowadzek - wymamrotał.
- Nie stać cię na firmę przeprowadzkową - odpowiedział, zamykając z impetem bagażnik swojego audi.
- Więc ciesz się, że chociaż obiecałem zapłacić - mruknął, odchodząc na kilka kroków od samochodu.
- Czemu nie jedziesz ze mną?
- Muszę jeszcze coś załatwić i zabrać kilka rzeczy, rower - powiedział krótko i otworzył drzwi od strony kierowcy dając tym samym znak przyjacielowi, że powinien już jechać. Chciał zostać tutaj sam i w ciszy poczekać na Scottie. Jeszcze raz przemyśleć wszystko to, co chciał jej dziś powiedzieć.
Gdy Calum bez słowa wsiadł do samochodu Luke wziął nieco głębszy wdech i zamknął za niego drzwi. Przyjaciel spojrzał na niego przez ramię a chwilę potem zapalił silnik. Gdy wyjechał na ulicę blondyn jeszcze przez chwilę stał na środku podjazdu. W końcu zadecydował się wejść do domu. Widok spakowanych pudeł i dwóch walizek Scottie sprawił, że czuł się jak mąż, który zdradził żonę i tym samym traci rodzinę, dom i całe swoje życie.
Usiadł na kanapie, oglądając się przez ramię na pustą kuchnię. Nigdy więcej bitwy na mąkę. Nigdy więcej spalonej zapiekanki. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak miesiąc temu, zanim się tu wprowadzili: było smutne, jakby z powodu śmierci głowy rodziny. To oni wprowadzili tu trochę życia. Teraz wszystko jest gotowe na powrót Daisy. Osobiście wciąż uważał, że nie jest gotowa by wracać i doskonale wiedział, że nie powinna jeszcze zajmować się dziećmi nawet jeśli wszystkie siostry i rodzice będą jej pomagali. Ona i Lachlan darzyli się miłością tak wielką, że każda osoba na tym świecie mogłaby im pozazdrościć. W tym Scottie i... nawet on sam. Nic dziwnego więc, że kompletnie się rozpadła gdy go zabrakło.
Sam nie wiedział kiedy aż tak pogrążył się w myślach, że gdy Scottie weszła do mieszkania poderwał się z miejsca. Spodziewał się jej i dzieci, jednak jak gdy zamknęła za sobą drzwi westchnął cicho.
- Gdzie dzieciaki? - zapytał wprost a brunetka bez słowa usiadła obok niego.
- Są u moich rodziców. Pojadą po Daisy. Powinny być pierwszymi osobami, które zobaczy gdy wyjdzie - odpowiedziała krótko.
Przez następne kilka minut oboje uparcie milczeli.
- Dlaczego czuję się tak jakbym tracił rodzinę? Do idiotyczne - odwaga pozwoliła mu zadać to pytanie. Na twarz Scottie wkradł się niewielki uśmiech.
- Bo chyba nawet nią byliśmy. W pewnym sensie, oczywiście. No i... Odrobinę dysfunkcyjną, ale rodziną. Wiesz, zawsze możesz na nas liczyć, Luke. Wcale nie jesteś sam - powiedziała, instynktownie dotykając jego dłoni.
- Dziękuję - w odpowiedzi ułożył swoją dłoń na jej dłoni. Spojrzał jej w oczy i już wtedy mógłby przysiąc, że przez chwilę czuł się tak jak dawniej. Gdy jej oczy napotkały jego oczy, nagle serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej. Odrobinę zbliżył się do niej i gdy był już o krok od pocałowania jej rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Odruchowo spojrzał na szybę w salonie przez którą widział doskonale mu znany pojazd - samochód Alexandra. Przetarł twarz w dłoniach gdy brunetka wstała by otworzyć drzwi. Wtedy nie czekał dłużej. Zabrał swój plecak, w który spakował resztę podręcznych rzeczy i wyszedł, wymijając swojego rywala w drzwiach. Przywitał się z nim jedynie krótkim "cześć" a chwilę potem opuścił posesję.
- Zadzwonię wieczorem - usłyszał z ust Scottie ale nawet się nie odwrócił, nie zareagował. Nie chciał patrzeć na nich razem. Zanim cokolwiek się zdarzyło wyjechał na ulice i udał się na dość długą, rowerową przejażdżkę. Miał tylko nadzieje, że uda mu się jakoś pozbierać myśli.*
Nie zadzwoniła.
W momencie, w którym powiedziała, że zadzwoni był wręcz przekonany, że nie dotrzyma słowa, ale i tak czekał. W zamian za to miesiąc później dostał w odpowiedzi coś takiego. Kiedy wrócił z pracy zajrzał do skrzynki. Zazwyczaj nie robił tego często, ponieważ jedyne czego się spodziewał tam znaleźć to rachunki, które z miesiąca na miesiąc zdają się rosnąć do niewyobrażalnie dużych kwot. Co prawda praca w firmie Castiela szła mu coraz lepiej, jednak to wciąż marna posada. Wciąż starał się o awans zarówno na wyższe stanowisko jak i wyższy szczebel w hierarchii społecznej. Wyjął plik kopert i kiedy usłyszał dźwięk dzwonka wyjął telefon z kieszeni. Rozmawiał przez najbliższe dziesięć minut z mężczyzną, którego zainteresował jeden z jego obrazów a kiedy zakończył rozmowę odrzucił rachunki na bok. Po takiej selekcji zostały tylko dwie koperty. Jedna z nich była biała, skażona jedynie jego odręcznie napisanym nazwiskiem. Gdy ją otworzył zamarł, dostrzegając zaproszenie na ślub. Alexander Charles Waldorf i Scotlyn Jane Nygaard pragną pobrać się za kilkanaście tygodni. Czy to jakiś żart?*
Kolejne tygodnie spędził sam, bo nie potrzebował nawet żadnego towarzystwa. W zasadzie nie chciał żadnego towarzystwa. Zaszył się w domu i stworzył kolejny obraz. Unikał też chłopaków i ostatecznie spławił Kirsten, ale nie było innego wyjścia. Doskonale wiedział, że źle zrobił pijąc tamtego dnia i idąc do niej. Kolejny raz czuł się jak zdradzający mąż, choć paradoksalnie to on powinien czuć się zdradzony. Scottie powiedziała, że nie jest sam a tymczasem nigdy nie czuł się bardziej samotny. Pomimo ludzi żyjących w jego otoczeniu. Wcześniej nie wiedział jaki ból będzie sprawiało mu codzienne budzenie się w pustym mieszkaniu. Wracanie do niego gdy nadal będzie puste i wychodzenie z niego gdy wciąż takie pozostawało. Ślub miał odbyć się za miesiąc. Nie mógł niczego zrobić ale także nie mógł siedzieć bezczynnie. Czuł się rozdarty i to zabijało w nim chęć do życia. A równocześnie nie pozwalało się pozbierać.
Kiedy kolejny raz sięgnął po butelkę whiskey zadzwonił telefon. Z początku nie chciał odbierać, mimo że widział, że to połączenie od Scotlyn. Kiedy chciał z nią porozmawiać nie zadzwoniła. Teraz to on nie chce rozmawiać z nią. Ale Nygaard nie odpuszczała, co sprawiło, że od razu pomyślał o najgorszym. W końcu nie zadzwoniłaby bez powodu. Odłożył butelkę z powrotem do szafki i przycisnął telefon do ucha.
- Jestem trochę zajęty - powiedział, zdobywając się na oschły ton głosu.Tak, nie zależy mi na tobie. Mam gdzieś twoje problemy, Alexander ci nie wystarczy? Pomyślał.
- L... Luke... przyjedź, proszę - wyszeptała jakby dławiąc się własnymi łzami. I nagle był już pewien, że coś się stało.
- Scottie? Co się dzieje? - zapytał, momentalnie zrywając ze swoim postanowieniem o byciu dupkiem.
- Daisy... to był wy... wy-padek - powiedziała cicho, pociągając nosem. Zapytał ją tylko o adres szpitala. Niczego więcej nie potrzebował. No może poza jednym.
- Gdzie są dzieciaki? Mam je odebrać? - zapytał, ubierając pospiesznie kurtkę.
Następnym co zmieniło się w przeciągu dwóch miesięcy był fakt, że w końcu kupił auto, więc nie miał już problemu z takimi rzeczami jak odebranie kogoś czy podwiezienie. Albo szybkie pojawienie się gdzieś.
- One jechały z nią - i tutaj wybuchnęła płaczem a jego świat nagle się zatrzymał. Podtrzymał się na moment poręczy schodów, bo miał wrażenie, że nogi się pod nim uginają.
- Poczekaj tam, będę najszybciej jak to tylko możliwe - powiedział szybko i wrócił do mieszkania. Zdecydował się na rower. Nim znacznie szybciej dojedzie do centrum miasta niż autem, stojąc godzinę w korkach.
W końcu teraz liczą się sekundy. Musiał być obok.Halo, mam milion pięćset sto dziewięćset pomysłów na to opowiadanie a zero motywacji... zobaczymy kiedy pojawi się następny.. Proszę nie bić za to.

CZYTASZ
wedlock • hemmings.
Fanfictionw której była para musi zostać rodziną. ⓒ twentyonecoldplay, 2016-2017. 5 II 2017 - fanfiction #30