{35}

2.8K 344 10
                                    

Scottie.

─ Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jest mi wstyd ─ mówię cicho i siadam na huśtawce obok zamyślonego Luke'a. Siedzi tu od dobrej godziny, więc nie chcę dłużej pozostawiać go samego. Zrobiłam herbatę i wyszłam na zewnątrz z kocem przerzuconym przez ramię. Teraz patrzę na niego i wiem, że wciąż myśli o tym, co powiedział mu mój ojciec.
─ Przestań ─ szepcze i odbiera ode mnie kubek. Obejmuje go rękoma, mimo że wciąż jest ciepły i znów wpatruje się przed siebie.
─ Ale naprawdę. Nie powinien się tak zachowywać. Powiedziałam mu gdy wyjeżdżał, że...
─ W porządku, Scottie. Nigdy mnie nie lubił. Lachlana też. Kiedyś mówił mi, że twój tata ma go za nieudacznika, że nie chciał by żenił się z Daisy, bo nie zasługiwał na nią. Ale ona się uparła, więc próbował zrobić z niego kogoś. Zaproponował mu pracę w banku, jakieś studia i szybki awans. Lachlan to odrzucił, bo chciał naprawiać motocykle. Potem się zadłużył i wziął tę ofertę. I resztę znasz ─ powiedział cicho po czym odepchnął huśtawkę nieco w tył.
─ Lubiłam Lachlana. Takiego jakim był gdy zaczął spotykać się z Daisy. Gdy się zaręczyli. Wtedy najbardziej. Nie miałam pojęcia, że tata chciał go stworzyć od nowa ─ mówię pod nosem.
Jako mała dziewczynka uważałam, że mój tata jest najlepszy na świecie. Wtedy też obiecał mi, że zawsze będzie mnie chronił przed złem. Wychodzi na to, że w tym momencie złem miał być Luke i to przed nim mnie chronił.
─ Kiedy zaoferował mi pracę wiedziałem, że zrobi to samo. Ja wezmę tę pracę a on do końca będzie mną pomiatał. Więc odmówiłem, mimo że była to oferta wręcz nie do odrzucenia i tylko idiota by jej nie przyjął ─ dodaje nagle. Kiwam głową na znak zrozumienia.
Nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób, nie myślałam, że tata okaże się być takim człowiekiem. Człowiekiem, który ze wzgledu na wykształcenie i pieniądze pomiata innymi.
─ Hej ─ szepczę by zwrócić jego uwagę ─ dobrze zrobiłeś odrzucając jego ofertę. Sami sobie damy radę ─ dodaję, po czym kładę dłoń na jego dłoni, spoczywającej na kolanie.
─ Po tej kolacji zacząłem myśleć, że niepotrzebnie zostałem w twoim życiu. Że mogłem się usunąć w cień i dać tobie i Alexowi szansę na życie z dzieciakami. Ale potem przyszedł do mnie Malcolm i powiedział, że boi się zasnąć. Zapytał czy może spać ze mną.
Nie odzywałam się, choć przez moment chciałam wtrącić, że widziałam rozpłaszczonego na całym naszym łóżku malucha kilka minut wczesniej. Mimo to wciąż milczałam, ponieważ nie chciałam mu przerywać.
─ Położyliśmy się i powiedział, że kochał swoich rodziców niewyobrażalnie mocno, ale póki ma nas nie tęskni za nimi aż tak. Mówił, że mu ich przypominamy ─ szepcze a następnie spogląda na moment w moim kierunku.
Zanim cokolwiek mówię, słyszę dźwięk łamiącej się gałązki, więc odwracam się na moment i widzę dwie osoby zmierzające w naszą stronę.
─ Wrócimy do tego ─ mówię cicho a blondyn uśmiecha się nieznacznie. Upija łyk herbaty i odstawia kubek na bok a potem splata nasze palce ze sobą.
Dwójką nieznajomych okazuje się Michael i Gaia, którzy idąc za rękę dołączają do nas kilka sekund później.
─ Nie możecie spać? ─ pyta nagle Luke, unosząc brwi ku górze ─ to co dopiero będzie po ślubie.
Mam wrażenie, że się nabija, ale bądź co bądź nigdy nie żartował z instytucji małżeństwa. To znaczy nigdy, licząc od kiedy tworzymy rodzinę dla Malcolma i Mavie. Wcześniej to zupełnie inna historia.
─ Bardzo zabawne, wiesz? ─ odgryza się Clifford i puszcza na moment dłoń Gai, która ubrana w tylko w wielką bluzę siada na trawie przed huśtawką.
─ Michael i ślub. Jesteś gotowa nosić to głupawe nazwisko? ─ kontynuuje blondyn.
─ Przecież będzie nosił moje.
─ Będę co? ─ pyta wyraźnie zaskoczony Clifford, na co Gaia odwraca się i ujmuje jego twarz w swoje dłonie.
─ Przecież żartuję, głupku ─ mówi całując jego usta.
─ Dzieciaki ─ gani ich Luke i śmieje się pod nosem.
─ No tak, a Scotlyn Hemmings niby brzmi lepiej? ─ Michael nie daje za wygraną. Luke mruży nieznacznie powieki i kiwa głową.
─ Najlepsze dopasowanie.
Uśmiecham się gdy spogląda na mnie i zamykam na moment oczy gdy całuje mnie w czoło.
─ No dobra, ale co wy planujecie. Ojciec nie był szczególnie zadowolony tą wiadomością a ty wciąż z nimi mieszkasz ─ mówię, kierując swoje słowa bardziej do siostry. Brunetka wzdycha cicho i spogląda w niebo milcząc.
─ Nie będę z nimi mieszkać ─ odpowiada w końcu.
─ U Michaela to raczej też nie ─ wtrąca ze śmiechem Luke ─ w jego mieszkaniu mieści się tylko on i cztery myszy, których żal mu zabijać.
─ Po pierwsze to przyzwyczaiłem się do nich, po drugie mają imiona a po trzecie to gość wyrzuca mnie na początku miesiąca ─ mamrocze równie rozbawwony, choć ostatnia część zdania raczej nie należy do szczególnie zabawnych.
─ Żartujesz ─ mówię a Clifford kiwa przecząco głową.
─ Chciałbym. Nie mam też pracy, więc nic nie wynajmę.
─ Dlatego chcieliśmy z wami pogadać. Moglibyśmy zatrzymać się u was?
─ Znalazłbym jakąś pracę na miejscu, mógłbym pomagać ogólnie w w prowadzeniu tego miejsca a Gaia...
─ Chcę zrobić kursy a póki co też czegoś poszukam. Nie poproszę rodziców o pieniądze ─ mówi nieśmiało.
Patrzę na Luke'a i przez chwilę oboje milczymy, choć to zbędne bo i tak będziemy musieli się zgodzić.
─ W porządku, na jak długo chcecie ─ mówię uśmiechając się nieznacznie. Mike zabiera na moment Luke'a a ja pozostaje z Gaią na huśtawce. Przez chwilę rozmawiamy, ale trwa to dosłownie kilka sekund. Udaje mi się tylko dostać potwierdzenie tego, że chce być z Mike'm, że jest naprawdę szczęśliwa. To mi wystarcza. Niedługo potem wracają i Clifford zabiera Gaię. Żegnają się z nami krótkim 'dobranoc' i 'nie hałasujcie za bardzo ' a następnie znikają.
Pozostajemy w ciemności, znów siedząc we dwójkę.
─ To nas urządzili ─ mówi Luke, bawiąc się naszymi palcami.
─ Ty nas urządziłeś, bo to ty prosiłeś mnie abym przywiozła tu Gaię ─ przyznaję ze śmiechem. Blondyn kiwa głową i kładzie głowę na moim ramieniu.
─ Może masz racje. Ale jest lepiej niż się spodziewałem ─ szepcze a niedługo potem ktoś wewnątrz zapala lampki, które pozostały po wcześniejszej kolacji. Nie czuję już ciężaru głowy blondyna na swoim ramieniu, a gdy odwracam wzrok spogląda na mnie. Dopiero gdy się uśmiecha orientuje się, że trzyma na wysokości swoich ramion pudełko z pierścionkiem.
─ Nie tak to planowałem. Z resztą nic w naszym życiu nie jest tak jak zaplanowałem. Poza tym, że jesteś ze mną. Wiem, że twoja rodzina nie bardzo chce aby...
─ Tak ─ mówię cicho a blondyn unosi brew ku górze.
─ Jeszcze nie za...
─ Nie musisz ─ dodaję cicho a następnie gdy mnie całuje słyszę z daleka krzyki Caluma, Michaela i Gai.
Jak ten dzień z tak okropnego stał się tak piękny?

Jeszcze raz gdyby ktoś przegapil (ale zapewne się nie dało xd) to zapraszam na opowiadanie pt. Legendary z Shawnem; )

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz