Luke;
─ Bardzo się cieszę! ─ piszczy Malcolm. Chwilę potem tracę go, ponieważ tablet ląduje na łóżku. Czasem widzę tylko jego głowę i jestem wręcz pewien, że skacze na łóżku. W końcu bierze w dłonie urządzenie i zaczyna skakać razem z nim.
─ Nie wyobrażasz sobie jak ja się cieszę ─ mówię, uśmiechając się pod nosem.
─ Kiedy będziesz?
─ jutro popołudniu ─ mówię cicho, wciąż mu się przyglądając.
─ Super, super, super, super! ─ krzyczy. Wtedy gdzieś w oddali słyszę głos Michaela.
─ Tata wraca ─ informuje go o ton za głośno a Clifford przewraca oczyma. Wiem to, bo widzę go teraz na ekranie laptopa.
─ Myj ręce i leć pomagać dziewczynom z piernikami. Oddaj mi tatę ─ dodaje i odbiera urządzenie od chłopca. Potem widzę już tylko Clifforda. ─ A więc wielki powrót?
─ Tylko na święta ─ wzdycham cicho ─ to i tak wiele.
─ Do sylwestra? Jest masa roboty przed otwarciem.
─ Wiem.
─ Kupiłem ajerkoniak. Upijecie się i się pogodzicie ─ szepcze a ja nie kryje śmiechu.
─ Okej, brzmi super ─ mówię uśmiechając się pod nosem.
─ To co, do cholery, jeszcze robisz w tym wielkim mieście, pakuj się i przyjeżdżaj, bo nie mam z kim się napić piwa i pogadać. Mal jest za mały a z kobietami to wiesz jak jest ─ dodaje. Przez chwilę nawet się smiejemy, ale wtedy dociera do mnie jedna, mała rzecz.
─ No a Cal?
─ Wyjechał do Bostonu na święta. Do rodziny. W sumie to nawet nie powiedział czy wróci, zabrał wszystko.
─ No proszę ─ komentuje.
─ Dobra. Trzymaj się i jedź ostrożnie.
─ Jasne, na razie Michael.•
Stojąc w korku na drodze, która powinna być ekspresowa wsuwam płytę z nagranymi piosenkami, bo przysięgam, że jeśli raz jeszcze usłyszę "Last Christmas" albo "All I want for Christmas it's you" to oszaleję.
Korki są niewyobrażalne i boję się, że będę na miejscu dopiero rano. Dziś jest dwudziesty czwarty grudnia i wszyscy gdzieś spieszą. Niektórzy dalej, inni bliżej. A niektórzy tak prędko nie zajadą na miejsce, jak ci, których auto miało stłuczkę z innym. Mijam je i skręcam w końcu w odpowiednią drogę a tym samym już wiem, że od domu dzieli mnie jedynie sto kilometrów.•
─ Kurwa ─ prycham, gdy gaszę silnik auta ─ kurwa ─ powtarzam i uderzam głową o zagłówek. Dlaczego ani przez chwilę nie pomyślałem, że będą tu także rodzice Scottie? I jej dziadek, cholera.
─ Hemmo! Chodź do nas ─ woła Michael. Na werandzie stoi ktoś jeszcze, ale w tych ciemnościach nie jestem w stanie poznać tej osoby. Clifford pali papierosa i domyślam się, że robi to z Gaią. Utwierdzam się w tym przekonaniu, gdy Gaia także mnie woła .
─ Hej, dobrze was widzieć. Wyrwaliście się? ─ pytam. Jest dopiero czwarta a świat pochłonął mrok. Przerzucam torbę przez ramię i patrzę na przyjaciół.
─ Z piekła ─ kończy Michael.
─ Masz ─ mówi Gaia i podaje mi papierosa. Odbieram go od niej i biorę też zapalniczkę.
─ Co jest?
─ To też będzie ci potrzebne ─ dodaje Gaia i podaje mi do połowy pustą butelkę whisky.
─ Jak kurwa nigdy dotąd ─ mówi Michael. Upijam łyka. Potem drugiego i trzeciego. Krzywię się i oddaję butelkę w ręce Clifforda. Ten upija dwa duże łyki.
─ Jestem gotowy. Co się dzieje?
─ Chodź ─ mówi cicho Gaia i gasi papierosa. Potem ciągnie mnie za dłoń w kierunku domu. Wchodzimy do środka.
Wewnątrz nie byłem chyba ze trzy miesiące i nie za wiele się zmieniło.
Słyszę donośne głosy ze salonu. Znów pan Nygaard i jego ojciec kontra biedny Miles Nygaard i Genevivie.
W końcu wchodzimy do środka we trójkę. Dopiero teraz widzę, że w salonie siedzą wszyscy członkowie rodziny Nygaard a Michael wcisnął się w koszule, by zrobić lepsze wrażenie. Przy tym mój biały sweter wygląda co najmniej załośnie, ale do kolacji jeszcze zdażę się przebrać.
─ Dzień dobry.
─ Hej, Luke ─ jako pierwszy odzywa się Miles, dla którego chyba jestem wybawieniem. Ojciec Scottie milczy a Garrett sprawia wrażenie, jakby zabijał mnie wzrokiem.
─ Dzień dobry ─ słyszę w końcu głos pana Nygaarda. ─ Siadaj, Luke. Tak się składa, że dziś chętnie się z tobą napiję.
─ Piekło ─ szepcze Michael, ale nie mam wyjścia. Siadam na kanapie obok Milesa.
I od tego zaczyna się horror.Przed kolacją uwalniam się od pana Nygaarda i idę na górę, by się rozpakować i ubrać koszulę. Wybieram czarną i schodzę z powrotem na dół. Jeszcze nie widziałem ani Scottie, ani dzieciaków. Gdy wracają klękam i pozwalam Malcolmowi i Mavelle się wysciskać. Patrzę też na Scottie. Nieznacznie się uśmiecha, ale to wszystko. Wzdycham cicho i spoglądam raz jeszcze na dzieciaki. Mówią cos, ale za nimi nie nadążam. Potem biegną do swoich kuzynów i kuzynek a ja zostaję sam ze Scottie na korytarzu. Patrzy na mnie i nic nie mówi.
─ Muszę iść po prezenty do auta ─ mówię a brunetka kiwa głową.
─ Dobrze wiesz, że jak dla nich to ty jesteś najlepszym prezentem.
─ A dla ciebie nie? ─ pytam unosząc brew ku górze.
─ Może, chociaż wolałabym perfum czy sam wiesz... ─ mówi usmiechając się pod nosem. Zbliżam się a ona robi krok w tył.
─ Piłeś?
─ Z twoim tatą.
─ To chyba nie jest tak źle.
─ Chyba nie. I jeszcze z Michaelem i Gaią trochę ─ przyznaje się. Mam wrażenie, że się ze mnie śmieje, ale odpuszczam jej i wychodzę na zewnątrz.Gdy wracam do środka Michael pomaga mi z prezentami. Chwilę później siadamy przy stole a ojciec Scottie wygląda na co najmniej zadowolonego mimo okoliczności. Syn, który nie spełnił jego ambicji i oczekiwań, jeden przyszły zięć, który nie spełnia żadnego z kryterium jego idealnego zięcia oraz ja. Niedoszły, równie zły i nieodpowiedni zięć. Ale utknął ze mną na zawsze.
Zaczynamy jeść i jest dość spokojnie. Siedzę tuż obok Malcolma i Mavelle. Dalej siedzi Scottie i Gaia a obok niej Michael. Praktycznie nie mam do kogo się oddawać, ale nie przeszkadza mi to. Nawet fakt, że Garrett siedzi obok mnie.
Do czasu, aż nie rozlega się dzwonek do drzwi.
Ale to co zobaczyłem gdy mama Scottie wróciła do stołu przeszło najśmielsze oczekiwania.
W progu mojego salonu stał Waldorf. Alexander pieprzony Waldorf.Myślę, że dobije do 50/55 rozdziałów i dodam epilog. Mam jeszcze kilka pomysłów i nie wiem na ile to się rozłoży.
Potem zajmę się publikacją baby daddy.
Tyle, że wciąż nie wiem z kim będzie ta historia, ale to szczegół xd
CZYTASZ
wedlock • hemmings.
Fanfikcew której była para musi zostać rodziną. ⓒ twentyonecoldplay, 2016-2017. 5 II 2017 - fanfiction #30