{05}

5.8K 514 15
                                    

- Szybko i bezboleśnie - powiedziała odwracając się do tyłu by spojrzeć przez ramię na Malcolma i Mavelle.
- Nie ma żadnych jęków. Nie kupujemy ani lalek - po tych słowach Mavelle nieco straciła humor - ani robotów - i nagle w aucie dało się usłyszeć westchnienie Malcolma. - Ani jakichkolwiek innych zabawek - powiedział Luke, kończąc dyskusję dzieciaków. Scottie musiała przyznać, że w ostatnim czasie nawet jej imponował. Po jej powrocie był jakby zupełnie inną osobą. Ba, nawet nauczył się na pamięć jakie rzeczy można prać w jakiej temperaturze. Ale to nie wszystko. Luke bowiem wykuł na pamięć nawet wykaz podręczników Malcolma do pierwszej klasy, co było dla niej niezrozumiałe, ale jednocześnie sprawiało, że doceniała go jeszcze bardziej. Poza tym podszkolił się w gotowaniu, dzięki czemu mogli pożegnać erę zamawiania pizzy, gdy Luke zostawał sam, bądź ona wracała później z pracy. I nagle wszystko powoli zdawało się układać, a Gail do znudzenia powtarzała, że Luke musi coś do niej czuć, skoro postanowił się zmienić i faktycznie tego dokonał. Sama nie uważała, że to prawda, ponieważ nie chciała w to wierzyć. Minęły cztery lata i każde z nich poszło w swoją stronę. On z całą pewnością miał masę dziewczyn, które w przeciwieństwie do niej mogły nosić tytuł jego dziewczyny, trzymać go za rękę w miejscach publicznych czy od tak po prostu - przytulać. Ona zaś, zaraz po zerwaniu z wyimaginowanym wioślarzem z Duluth zaczęła spotykać się z Carterem a potem z Alexem, z którym jest w związku już prawie dwa lata. Nie uważała, że źle zrobiła kończąc to, co było miedzy nimi wtedy. Gdyby wciąż w tym tkwiła z całą pewnością nie poznałaby Alexa, nie zaczęłaby budować swojej stabilnej i pięknej przyszłości przy nim. Był jednak jeden problem. Jej dziadkowie wciąż go nie akceptowali, bo dziadek uparcie uważa, że jego kolor skóry jest przeszkodą w ich związku. Zawsze powtarzał, że nie ma nic przeciwko ludziom o innym kolorze skóry, ale gdy jego ukochana wnuczka przyprowadziła do domu mulata i przedstawiła go jako swojego chłopaka postanowił pokazać swoje prawdziwe oblicze i obrazić się na cały świat, zupełnie jakby wyrzekł się Scottie. Co strasznie ją raniło, ale wiedziała, że to kwestia czasu.
- My kupujemy kwiaty dla babci, one prezent - kontynuował Luke - i za piętnaście minut jesteśmy z powrotem tutaj.
- Co? Piętnaście? Ledwo zajdę do sklepu - mruknęła brunetka, odpinając pas.
- Mogłaś nie zakładać takich butów, w których ledwo chodzisz - dogryzł jej, gasząc silnik samochodu.
-  Słucham. Dobrze w nich chodzę - odpowiedziała nieco oburzona.
- Tak, jasne. Cokolwiek - wymamrotał pod nosem, kolejny raz uśmiechając się bezczelnie. Wtedy też odpuściła i wysiada z samochodu. Pomogła wysiąść Mav a kiedy złapała ją za dłoń blondyn opuścił szybę od strony pasażera. - Hej, Scotlyn. A tak na marginesie. Wyglądasz w nich zabójczo - powiedział jeszcze raz posyłając jej uśmiech po czym zamknął szybę i przejechał kawałek dalej, właściwie pod samą kwiaciarnię. W odpowiedzi na to pokręciła jedynie przecząco głową, śmiejąc się (i tu bądźmy szczerzy) sama nie wiedząc z czego.

*

- Wszystkiego najlepszego Pani Nygaard - powiedział dość głośno Luke a zaraz potem Mav i Malcolm zaśpiewali babci krótkie sto lat, którego przez drogę uczył ich Luke.  Co prawda w jego piosence znalazły się też wersy o alkoholu, ale Scottie bardzo szybko go powstrzymała przed dalszym kształceniem dzieciaków. Zbyt dużo wiedzy na raz szkodzi, powiedziała, klepiąc go w ramię gdy nasunął okulary przeciwsłoneczne. On obdarzył ją uśmiechem, ona prawie się zarumieniła gdy złapał ją za kolano.
- Luke, jak miło nam, że wpadałeś - odpowiedziała radośnie mama, ściskając dłoń chłopaka. Zawsze była pod jego urokiem. Nawet Carter nie miał takiej siły przebicia co Hemmings. Jedynie Alexandra była zdolna pokochać bardziej i Scottie była jej za to dozgonnie wdzięczna. Doceniała to, że akceptuje jej wybory i nie wypomina. - Piękne kwiaty. Scottie, proszę, znajdź wazon - powiedziała, ściskając swoje wnuki gdy te złożyły jej życzenia. Luke wsunął dłonie do kieszeni swoich granatowych spodni i rozejrzał się po salonie. Brunetka zaś wciąż pozostawała w szoku, że posiadał w swojej szafie coś innego niż krótkie spodnie, czarne jeansy, albo zwykłe, przedarte jeansy. Miała wrażenie, że łososiowa koszula zapięta pod samą szyję powoli sprawia, że się dusi, że brakuje mu powietrza. Dodatkowo nie mogła wyjść z podziwu, że tak się przejął głupimi urodzinami jej mamy. Wybrał chyba najładniejszy bukiet z możliwych, mimo że dopiero rzucił pracę. Wciąż nie miał nowej i to nieco ją niepokoiło. Gdyby miał jakąś na oku dawno by ją zaczął. Więc skłamał? Ale po co miałby ty o robić? Żeby nie krzyczała, nie nazwała go nieodpowiedzialnym?
- Na imprezie u Chaza będę spaider manem, babciu - krzyknął radośnie Malcolm - wujek Luke załatwił mi kostium i super mnie wymaluje - kontynuował już znacznie ciszej, ale wciąż był podekscytowany.
Ah tak. Impreza urodzinowa Chaza została przesunięta na następny tydzień. Scottie osobiście znała jego mamę, Patricię i jeśli miałaby być kompletnie szczera to nienawidziła jej całym sercem, bowiem Patricia O'Brien należała do tego typu osób, które interesują się najbardziej życiem innych. W tym ich. Nie raz słyszała jak ich obgaduje, gdy odbierali Malcolma. Więc po co to zaproszenie? Na pewno nagadała chłopcu, że Malcolm jest sierotą. Dokładnie to samo usłyszała w poprzedni poniedziałek i miała ochotę wyrwać jej za to wszystkie włosy.
- Scottie?
- Hm? - odpowiadziała wciąż trochę zamyślona.
- Wazon.
- Już, już idę - mruknęła, uśmiechając się delikatnie a następnie ruszyła schodami na górę.

*

- Nie, nie. Finley Dallas. Kiedy się zamachnął, piłka uderzyła w sufit i prawie nas zabiła - powiedział jej ojciec, będąc zupełnie w swoim świecie. W zasadzie to golf od nie tak dawna był całym jego światem. Kiedy skończył pięćdziesiąt lat nie można było z nim porozmawiać o niczym innym. Tylko w ekstremalnych sytuacjach decydował się porzucić myśli o kiju i małej piłeczce, z która musi się sporo natrudzić aby wbić ją do dołka przed Finleyem - Wiesz, Georgia. Ojciec Stuarta. Jaki z niego wspaniały chłopak. Gra w piłkę nożną. Finley mówi, że wykupił go Liverpool - kontynuował wątek - dokładnie ten, z którym umówiliśmy Scottie. Sam nie rozumiem dlaczego wam nie wyszło - wymamrotał jedząc kaczkę w pomarańczach, którą przygotowała mama. - Świetnie gra w golfa! Finley zabrał go w sobotę na partyjkę. Wspaniały dzieciak.
- Tato... - upominała go grzebiąc widelcem w sałatce.
- Williamie, przecież wiesz, że Scottie wtedy już z kimś się spotykała. Oh, kochanie... Właśnie. Gdzie jest Alex? - zapytała mama, pełna eksytacji.
I właśnie wtedy uzmysławia sobie o czym zapomniała, czego nie zrobiła będąc zawalona obowiązkami. Jak mogła zapomnieć o tym, by powiedzieć Alexowi o tym obiedzie?
- On, ummm...
- Kim jest Alex? - nagle odezwał się Malcolm najwyraźniej bardziej zainteresowany nowym imieniem, które padło podczas rozmowy niż obiadem nad, którym Pani Nygaard musiała spędzić sporo czasu.
- To przyjaciel Scottie - powiedziała niemalże od razu mama.
- Jaki tam przyjaciel - mruknął niezadowolony dziadek.
- Garrett...
- Narzeczony Scottie  - powiedziała nagle Hallie, najmłodsza z nas. Spojrzałam na nią biorąc nieco głębszy wdech.
- A co to znaczy narzeczony? - zapytała Mavelle, odgarniając swoje kręcone włosy na plecy.
- Przepraszam - nagle rozmowę przerwał Luke dość głośnym odsunięciem krzesła. Nie myśląc długo odszedł od stołu udając się w kierunku korytarza.
Malcolm zamilkł jak nigdy a dziadek tylko mamrotał coś pod nosem gdy babcia powiedziała mu coś po cichu.
- Nie mówiłaś, że bierzesz ślub - do rozmowy jak na złość wtrącił się Lester, starszy brat Scottie.
- Nie biorę. To znaczy ze względu na to wszystko przesunęliśmy datę - wyjaśniła, kiedy dziadek po prostu przestał zwracać na nią uwagę. Wiedziała, że dla niego każdy byłby lepszy niż Alex. Wolałby nawet żeby wyszła za Luke'a niż za niego. Zapewne kilka lat wstecz nie wahałaby się, ale wtedy to on nie chciał stabilizacji. Z resztą o czym tu mówić. Nigdy nie byli nawet w prawdziwym związku. Teraz gdy miała wszystko, on postanowił wyjść i widziała go jedynie przez okno gdy wyszła na korytarz. Nerwowo chodził w kółko paląc kolejnego papierosa przy samochodzie. 

A przecież obiecywał, że to rzuci.
A ona obiecała, że będzie z nim szczera.


opinie? Biegałam, przyszła wena jak cholera ale i cierpię bo przesadziłam chyba xd

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz