{06}

5.8K 530 19
                                    

- A jeżeli będzie głupi, to mogę mu to powiedzieć? - zapytał Malcolm, wymachując nogami. W odpowiedzi blondyn pokiwał twierdząco głową. Co więcej - zrobił to bez zastanowienia i to go przeraziło. Bo przecież dzieci należy uczyć szacunku do drugiej osoby.
- Możesz - powiedział gdy chłopiec uśmiechnął się od ucha do ucha.
- A jak będzie super czadowy?
- Ktoś jeszcze tak mówi? - zapytał, unosząc brwi nieznacznie ku górze. Malec skinął głową i zaprzestał wcześniejszych ruchów - tego mu nie mów, bo poczuje się fajny.
- A co jeśli będzie? - ciągnął.
Ktoś, kto nazywa się Alexander Waldorf nie może być fajny.
Samo jego nazwisko brzmiało tak, że momentalnie wyobrażał sobie zadufanego w sobie kretyna w drogim garniturze z kijem od miotły w dupie. Być może był studentem Harvardu. Całe życie z nosem w książkach, ale mimo to popularny, bo bajecznie bogaty.
Idealny typ Scotlyn Jane Nygaard.
- Nie będzie. Po co Scottie kazała się nam tak ubrać. Przecież to nie Królowa Angielska - powiedział, spoglądając w kierunku lustra, w którym bez problemu dostrzegł ich odbicie. On w błękitnej koszuli, której nienawidził całym sercem a Malcolm w tej śmiesznej muszce.
Więcej niż pewne, że gość będzie sztywny jak widły w gnoju, pomyślał odpinając dwa guziki.
- Ciocia mówiła, że pan Alex zabierze nas na kolację - odpowiedział poza tematem. Pokiwał głową, zastanawiając się czy i jego postanowią ze sobą zabrać. Pewnie zajmie miejsce pomiędzy Mav a Malcolmem. A dokładniej między ich fotelikami. W końcu to wypad rodzinny a on jest jedynie piątym kołem u wozu.
W międzyczasie na dół zeszła Scottie w dopasowanej, granatowej sukience. Prowadziła za rękę Mav, której także nie ominęło to głupie strojenie się.
I wtedy był już pewien, że idealny pan Waldorf zabierze ich do jakiejś drogiej restauracji. Jego było stać jedynie na posiłek w taniej knajpce. A i to bez szału. Nie będzie więc z nim konkurował.
Z resztą jeszcze nawet go nie widział, nie powinien niczego oceniać z góry.
Gdy wyobrażał sobie jak może wyglądać ciszę przerwał dźwięk dzwonka.
Zanim obejrzał się przez ramię usłyszał jak się witają.
Mulat wyglądający na ponad trzydziestkę spojrzał niemalże od razu w jego kierunku i podszedł, wysuwając dłoń na powitanie. Luke poczuł się niekomfortowo dostrzegając, że jego garnitur jest idealnie skrojony i co za tym idzie zapewne niebotycznie drogi, a on ma na sobie koszule z wyprzedaży w H&M.
Ale z drugiej strony nigdy nie nosił garniturów, więc nie wiedział dlaczego się tym przejmuje.
- Alexander Waldorf  - powiedział, gdy blondyn ścisnął jego dłoń.
- Lucas Hemmings - odpowiedział a gdy cofnął dłoń mulat przywitał się z dziećmi. Przez chwilę patrzył, jak Scottie rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie, choć niczego złego nie zrobił. Wtedy ich gość znów zabrał głos.
- Przykro mi, że poznajemy się dopiero teraz. Scotlyn nie mówiła mi wcześniej, że opiekuje się razem dziećmi Daisy i Lachlana - powiedział ze spokojem. Od razu pomyślał, że jest dziwny. W końcu sam gdyby był na jego miejscu a jego narzeczona przez miesiąc by go okłamywała i nie wspomniała o tak ważnym fakcie nie miałby w sobie ani trochę taktu.
- Mnie nie mówiła, że ma narzeczonego, więc jesteśmy obaj jakby oszukani - powiedział i dopiero wtedy uznał, że zasłużył na rzucone przez nią gniewne spojrzenie.
Scottie była już prawie czerwona ze złości, ale nie zareagował. Uśmiechnął się tylko, myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji. - Żartuję, spokojnie - dodał, śmiejąc się i gdy Alex zrobił to samo wiedział już, że dał się nabrać. Małe zwycięstwo, pomyślał.
- Zarezerwowałem stolik w L'Oranger - zmienił temat gdy pomógł Scottie założyć płaszcz. Wciąż nie wiedział czy powinien zareagować. Czy miejsce miedzy fotelikami jest wolne?

*

Prawdopodobnie nigdy nie zapomni tego wieczoru. Nie dlatego, że Scottie co najmniej siedem razy wyraziła słowną chęć zabicia go czy dwadzieścia razy kopnęła go w kostkę a dlatego, że jadł potrawy kosztujące więcej niż był w stanie zarobić w miesiąc. Pamiętając, że póki co był bezrobotny. Na szczęście Ashton zobowiązał się mu pomóc i teraz już wiedział, że jeśli nie odezwie się do jutra, sam zacznie czegoś szukać. Nie mógł dłużej być bierny zawodowo.
Alexander przez większość wieczoru próbował zabawić ich kiepskimi, typowo brytyjskimi kawałami. Pewnie dlatego, że jest Brytyjczykiem. I pewnie takie żarty serwowali mu znajomi na Harvardzie czy innej równie beznadziejnej w oczach Luke'a uczelni. Rozmawiał też z dzieciakami, które jak i on nie mogły się tutaj odnaleźć. Ale im mniej na tym zależało, bo przecież były tylko dziećmi.
Może nie do końca miał rację co do Alexandra. Nie był tak do końca sztywny. Był całkiem w porządku. Ale nadal był beznadziejnym wyborem dla Scottie. Dlaczego zgodziła się zostać jego żoną? Może zapytał ją o to w restauracji takiego pokroju, gdzie każdy patrzy ci na ręce i po prostu nie wypadało powiedzieć "nie".
A może po prostu jej odpowiadało takie życie. Może to pięć lat zmieniło ją bardziej niż sądził.
Pięć lat wstecz nie dbała o pieniądze i opinię innych. Nie chciała studiować, nie dbała o to jak będzie wyglądała przyszłość.
Pięć lat wstecz sama namawiała go na wyjście do KFC i jazdę metrem na drugi koniec miasta, tylko po to by zobaczyć z mostu zachód słońca.
Pięć lat wstecz sama wpraszała się na noc by zasnąć obok niego na materacu przy oknie.
Pięć lat wstecz marznął, ponieważ zawsze wieczorem otwierała okno.
Teraz ciągle zostawia otwarte okno.
Zupełnie tak jakby miała wrócić.
- Musimy to powtórzyć - powiedział nagle Alex a Scottie wzięła na ręce Mavelle gdy wysiedli z samochodu. Jemu przypadło w udziale targanie Malcolma do łóżka, ponieważ książę zasnął w drodze powrotnej. - Może zabiorę Malcolma na mecz Knicksów - dodał. Cholerny bogacz, pomyślał Luke. - Powinieneś pójść z nami.
- Podziękuję - odpowiedział krótko biorąc chłopca na ręce - poza tym Malcolm nie lubi koszykówki. Z Lachlanem oglądali piłkę nożną - powiedział gdy Scottie otworzyła drzwi.
- Może polubi - wtrąciła się brunetka. Nie komentował jej słów. Poszedł prosto na górę i ostrożnie ułożył chłopca na łóżku. Kiedy przykrył go kołdrą ten otworzył oczy i zaśmiał się cicho.
- Co?
- Był super - wymamrotał, przykrywając się po uszy kołdrą - ale ty jesteś lepsiejszy od niego, wujku - dodał. Blondyn uśmiechnął się jak idiota i usiadł na końcu łóżka - super czadowy.
Kiedy malec to powiedział zaśmiał się cicho i wtedy dostrzegł, że znów odpłynął.
Wstał, by wyjść z jego pokoju. Zatrzymał się jednak przy sporych rozmiarów oknie by spojrzeć czy wspaniały pan Alexnader odjechał, lecz jedyne co dostrzegł to to, jak Scottie go całuje. Wtedy też po raz kolejny zastanowił się jak wyglądałoby ich życie gdyby wtedy nie bał się stałego związku.
Mimo to wiedział, że musi odpuścić.
Niedługo Daisy wróci do zdrowia a jemu nie pozostanie nic poza powrotem do swojego mieszkania i życia, w którym nie ma Scotlyn Jane Nygaard.

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz