{15}

4.2K 416 28
                                        

- Wiem, że to dla wszystkich trudne, ale chcę tylko aby dzieciaki miały coś z tych wakacji. Mija drugi tydzień a Malcolm nie wychylił głowy przez okno. Je, bawi się, marudzi i śpi. I je. I tak na zmianę - powiedział, unosząc rękę i tym samym wskazał przed siebie. - Nie obchodzi mnie to czy chcesz jechać, mogę zabrać ich sam. Albo wezmę Caluma nad wybrzeże. Albo... albo nie, bo znając go bardzo szybko zapytają nas jak udało nam się zaadoptować dwójkę dzieci. I kolejny raz wezmą nas za parę - dodał, wzdychając cicho - nie mów tego, idioto - wymamrotał pod nosem i znów spojrzał przed siebie. Widział ten uśmiech.
Dokładniej mówiąc swój uśmiech, ponieważ wciąż debatował z lustrem zamiast ze Scottie.
Zawsze denerwował się poważnymi rozmowami z nią, dlatego teraz postanowił to przećwiczyć, by choć spróbować zabrzmieć stanowczo.. W końcu tutaj nie było inaczej.
Doskonale wiedział, że może być zła, ale mimo to postanowił zaryzykować. Uważał, że dzieciaki powinny mieć jakieś wakacje, wyjechać gdzieś, odciąć się od tego wszystkiego. A on był gotów je zabrać. I chyba postanowił by zrobić to samemu, ponieważ za nic w świecie nie chciał pakietu "ja plus Alexander".
- Hej - krzyknęła, przerywając ciszę panującą w domu. Rzuciła klucze na komodę i przeszła przez salon - wróciłam - rzuciła też kluczyki od samochodu.
- Cześć - powiedział, zeskakując ze schodków.
- Gdzie dzieciaki? - zapytała, kierując się bezpośrednio do kuchni. Kiedy odnalazła w niej lazanię swojej mamy kiwnęła głową nieznacznie - wszystko wiem. Teraz pozwól, że odgrzeję i pogadamy, bo widzę, że coś cię gryzie - dodała, wkładając talerz do kuchenki mikrofalowej. Na ułamek sekundy odwróciła się w jego kierunku, gdy danie się podgrzewało - więc?
Zawahał się.
Żaden początek żadnej mowy, którą wcześniej wygłosił przed lustrem zdawał się nie mieć tu sensu. I wtedy postanowił powiedzieć to najzwyczajniej w świecie, prosto z mostu. I co ważniejsze szybko, by mieć to z głowy.  
- Chcę zabrać dzieciaki na wakacje - powiedział. Zanim miał okazje powiedzieć coś jeszcze, Scottie od razu mu przerwała i nagle przestał rozumieć to, co właśnie się stało. 
- Okej, dokąd?
- Na wybrzeże, chociażby. Wiem, że nie uważasz tego za dobry pomysł... - i wtedy to się stało.
- Skąd, wakacje dobrze nam zrobią - odpowiedziała, otwierając drzwiczki mikrofalówki.
- Nam? - zapytał, unosząc nieznacznie brwi ku górze.
- Tak.
- Okej.
- Okej.
Oboje milczeli przez następne pół minuty, aż w końcu Luke nie wytrzymał i przerwał ciszę.
- Wybacz, muszę zapytać. Mówiąc "nam" masz na myśli mnie, dzieciaki i...
- Siebie - odpowiedziała, siadając przy wysokim blacie. Kiedy zanurzyła widelec w daniu usiadł na przeciwko niej kładąc łokcie na jego powierzchni.
- A mówiąc "siebie" masz na myśli tylko i wyłącznie siebie czy siebie plus...
- O co ci chodzi, Luke? - zapytała, mrużąc nieznacznie oczy.
Uniósł dłonie w geście obronnym.
- O nic.
- Ja, ty, Malcolm i Mav - wyjaśniła. Doskonale wiedziała co miał na myśli zadając te pytania. Pytał czy nie zabierze Alexandra.
- Na wybrzeżu - powiedział, gdy Scottie pokiwała głową na znak potwierdzenia jego słów.
Nie chciał pytać co na to Alexander. Nie chciał niczego psuć. Wizja wspólnych wakacji napawała go optymizmem. 
- Na wybrzeżu - powtórzyła, zanim zaczęła konsumpcję obiadu przygotowanego przez swoją mamę.
- Na wybrzeżu - powtórzył a brunetka obdarzyła go radosnym śmiechem.
- Tak, Luke. Powtórz jeszcze raz to może w końcu przyjmiesz do wiadomości - powiedziała. Nabijała się ze niego. Jak zwykle. - No już, przynieś laptopa. Trzeba zarezerwować miejsca.

*

  - A babćia pozwoliła naaam dziś zjeść takie duuuuuże lody - powiedziała Mavellle gdy kobieta położyła swoją torebkę na komodzie.
- Bylebyś nie była chora - mruknęła Scottie, gładząc jej blond czuprynę.
- Dlaczego?
- Bo nie możesz - powiedziała, uśmiechając się pod nosem.
- Nonsens. Nie będzie chora - odpowiedziała Katherine. Przez chwilę patrzeli na siebie z Luke'm aż do pokoju wbiegł Malcolm. Choć w zasadzie najpierw pojawiła się jego piłka, która uderzyła w komodę o mało co nie strącając z niej wszystkiego. Na szczęście spadła jedynie torebka kobiety oraz świeca o zapachu wiśni, którą Scottie kupiła kilka dni temu w Ikei.
- I goooooool - krzyknął szczęśliwy, za co został obdarzony gromiącym spojrzeniem przez kobiety i pobiegł w kierunku wujka. Chłopcy przybili szybką "piątkę" a Scottie podniosła to, co spadło z mebli.
- Tak to się robi u Hemmingsów. Rośnie mi pod nosem tak dobry piłkarz - powiedział, widząc uśmiech na twarzy chłopca. Jeden z nielicznych w ostatnim czasie. Scottie zaś oceniła straty a Katherine odłożyła torebkę na kanapę. Cała i nieuszkodzona świeca wylądowała z powrotem na komodzie.
- Hemmingsów? - zapytała rozbawiona Scottie. Katherine uparcie milczała, choć jeszcze kilka dni temu zapewniała go, że jest do prawdy złotym człowiekiem. Luke zauważył jednak, że ich stosunki jakoś ostatnio się osłabiły, oziębły. Uśmiechnęła się w ten idiotyczny jego zdaniem sposób i znów przewróciła oczyma. - Dobra, nie ważne. Chodzi o to, że dziś rozmawialiśmy o tym, że przydałyby się nam wakacje. Jest lato, świetna pogoda. Wybraliśmy wybrzeże - dodała. Katherine spojrzała na dzieci, które zaczęły skakać, cieszyć się z pomysłu. Ale ich babcia wciąż milczała
- Powiedziem Cindy - krzyknęła Mavelle i wbiegła po schodach, prosto na spotkanie ze swoją starą lalką,  jednak ostatecznie zatrzymała się w pół drogi - pojedzie z nami, prawda?
- Oczywiście.
- A mój Batman? - zapytał Malcolm ciągnąc za dłoń Luke'a.
- Oczywiście  - odpowiedział.
- A Donna? - zapytała Mavelle.
- Nie nadużywaj - mruknął, czując na sobie wzrok wszystkich kobiet. Elle chwile potem wbiegła na górę a Malcolm szybko poszedł w jej ślady. Zostali więc we trójkę. Katherine skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Myślicie, że to naprawdę dobry pomysł? - zapytała w końcu.
Oboje pokiwali twierdząco głową.
- Oni tego potrzebują. Wyjechać stąd. Wyjedziemy w piątek wieczorem. Pojedziemy na dwa tygodnie. Zobaczysz, mamo. To będą zupełnie inne dzieciaki. Zasłużyły na to. Luke miał naprawdę dobry pomysł.
- Świetny - poprawił ją, gdy rozbawiona położyła dłoń na jego ramieniu.
- No dobrze... Macie już miejsce?
- Wszystko - odpowiedział, dumnie chwaląc się zdjęciami pensjonatu na tablecie, który trzymał w gotowości w dłoni.
- Całkiem fajne miejsce - powiedziała kobieta, przyglądając się każdemu z osobna.
- Tak, prowadzi je mój znajomy z liceum ze swoją żoną - opowiedział, wzruszając ramionami.
- Wcisnęli nas jakoś w grafik i jedziemy pojutrze - dodała Scottie. Nie mówił jej, że haczykiem jest zakwaterowanie wspólne, z małżeńskim łóżkiem. Zgadywał, że to bardziej normalne niż dwa jednoosobowe gdy wszyscy dookoła myślą, że przyjechał odpocząć ze swoimi dziećmi i żoną.
- Cieszę się - powiedziała bez przekonania, jednak wciąż się uśmiechała. I to chyba jak najbardziej szczerze.
Zanim wyszła minęło pół godziny podczas, których Malcolm demonstrował im co ze sobą zabierze a kiedy Katherine ostatecznie wyszła usiadł wygodnie na kanapie. Malcolm siedział dzielnie obok a dokładniej mówiąc pomiędzy Luke'm a Scottie. Bawił się swoimi palcami myśląc nad czymś uporczywie.
- Będziemy mogli tam nurkować? - zapytał, więc Luke pokiwał głową twierdząco. Zupełnie inaczej niż Scottie.
- Dlaczego nie? - mruknął, podnosząc głowę.
- Bo to niebezpieczne a on jest za mały.
- A ty nadopiekuńcza.  Musi się uczyć - dodał, gdy spojrzała mu w oczy.
- Kiedy będzie starszy.
- Teraz.
- Nie ma mowy.
- Sama nie podejmujesz decyzji - przypomniał jej.
- Czyli co? Będziesz mnie teraz szantażował prawem? - zapytała, unosząc brew ku gorze.
- Tak.
- Czyli nie będziemy nurkować? - zapytał zasmucony Malcolm.
Luke wciąż nie mógł oderwać wzroku od brunetki, ale szybko odpowiedział.
- Coś ty. Jutro idziemy kupić sprzęt - powiedział, mając na myśli maskę i tą śmieszną rurkę dla dzieci.
- Jeeeeeej - krzyknął Malcolm rzucając się biegiem w stronę schodów.
- Jesteś taki głupi - powiedziała poważnie Scottie. Uśmiechnął się gdy i na jej twarzy dostrzegł uśmiech.
Chwilę potem oboje się śmiali.
- To będą najlepsze wakacje - powiedział gdy dość pewnie objął ją ramieniem.

Halo, opóźnionych, spóźnionych wesołych świat! Wszystkiego dobrego dla was, w prezencie macie rozdział. Zaczynam się brać za pisanie. Moje postanowienie...
Nigdy ich nie dotrzyjmuje xd

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz