{34}

2.9K 286 7
                                    

[ luke ]

─ Mówi, że nie pragnie tego, co miliony innych dziewczyn. Ale ja i tak wiem, że podświadomie chce dokładnie tego co one ─ mówię wyjmując części szafy, którą zaczynamy się zajmować z Calumem od dobrej godziny.
─ To w czym problem?
─ Że ja temu nie sprostam.
─ Więc zrobisz to po swojemu. O ile nie obleci cię strach ─ brunet kpi ze mnie, wiem to. Śmieje się a następnie składa dwa płaty, które w niedalekiej przyszłości nazwać będzie można konstrukcją szafy.
─ Sam nie wiem.
─ Hej, chcesz tego?
─ Oczywiście, że chcę ─ odpowiadam spoglądając przez ramie na pozostałe części mebla.
─ To w czym problem?
─ Nigdy w życiu czegoś takiego nie robiłem i...
─ To chyba dobrze. Ja robiłem średnio dwa razy na miesiąc i patrz jak skończyłem ─ znów się śmieje. Tym razem i ja to robię. Oboje się śmiejemy a wówczas do pokoju wchodzi najwyższa kontrola, sam Garrett Nygaard, który zostaje z nami na następne dwie godziny.

*

─ Zanieś to ─ mówi Scottie do Gai a ja cofam się w korytarzu i chowam pudełko do kieszeni spodni. Robię krok w stronę kuchni, ale znów się cofam i otwieram pudło leżące na komodzie. Chowam je tam i robię krok. Gdy wchodzę do kuchni Calum uśmiecha się w moim kierunku, choć mam wrażenie, że za chwile znów będzie się ze mnie śmiał. Że też nie zabrałem jej na kolacje do miasta.
Ostatecznie nie zrobiłem tego wiedząc, że mnie przejrzy. Przecież nigdy w życiu nie zabrałem jej na kolację gdziekolwiek. Na samym poczatku naszej znajomości nie było mnie na nią nawet stać a teraz... teraz to inna historia.
─ Zajmę się tym, idź usiądź z rodzicami ─ mówię a brunetka tylko uśmiecha się i całuje mnie w policzek. Chwilę potem wychodzi na zewnątrz i przez okno widzę jak siada obok swojego ojca. Pan Nygaard od samego przyjazdu był wrogo nastawiony. Bynajmniej tak mi się wydawało. W końcu od zawsze wymarzonym kandydatem na męża jego kochanej córki był Alexander von Sztywniak. Ktoś, kto ma stałą pracę. Na pewno nie ktoś, kto odrzucił jego propozycję. W każdym razie starał się jak mógł, by zachowywać się normalnie.
Resztą zająłem się z Calumem. Oboje siadamy przy stole prawie piętnaście minut później.
Na samym początku rozmowa nie szczególnie klei, więc się wycofuję i milczę będąc myślami gdzieś indziej.
─ Luke, a jak tam twoje poszukiwania pracy? ─ zadaje w końcu i to pytanie. Spoglądam więc na ojca Scottie i odsuwam nieznacznie szklankę od talerza. Nagle wszystko zaczyna mi przeszkadzać, gdy się denerwuję.
─ Dziękuję, w porządku. Jeżeli się uda będę wciąż pracował w grafice w pobliskim mieście ─ tłumaczę. Mam wrażenie, że na moje słowa mężczyzna przewrócił oczyma.
Całe miesiące staram mu się w jakiś sposób zaimponować a Alexowi udało się to ledwo w tydzień. Może to kwestia garnituru i bogatych rodziców, którzy pozostawiliby mi majątek i firmę? Pech chciał, że straciłem swoją rodzinę lata temu.
─ Przestań, George ─ mówi Katherine i kładzie dłoń na ramieniu męża. Prawdopodobnie ona jedyna mnie akceptuje, poza Garettem za to, jakim jestem. Akceptuje mnie jako opiekuna swoich wnucząt.
─ Jeszcze niczego nie powiedziałem ─ mamrocze mężczyzna i zabiera widelec w dłoń. Nie wiem skąd we mnie przekonanie, że biorąc nóż myśli o tym jak łatwo mógłby się mnie pozbyć. ─ Rozmawiałem z Alexandrem. Wiesz, że wcale nie wyjechał do Monachium? ─ tutaj swoje pytanie skierował do Scottie. Brunetka siedzącą obok mnie skinęła nieznacznie głową.
─ Wpadłam na niego miesiąc temu ─ tłumaczy, a mężczyzna zajmuje się jedzeniem obiadu. Znów zapada cisza, ponieważ Katherine nie pozwala mu kontynuować tego tematu.
O dziwo Garrett go nie podjął, choć lubi mieszać z błotem postać Waldorfa.
W ogóle ostatnio jest jakiś milczący.
─ Dzieciaki od września rozpoczynają szkołę sześć kilometrów stąd ─ mówi nagle Scottie.
─ Nowa szkoła będzie suuuuper ─ ciągnie maluch.
─ Lepsza niż poprzednia? Nie ma opcji, w tematej byli najlepsi nauczyciele ─ znów głos zajmuje ojciec Scottie i Gai.
─ Tato, proszę cię.
─ Tak, bo tam wszyscy byli nie mili ─ mówi nadąsany Malcolm.
Spogladam na Gaię i Michaela, którzy w ciszy, nie odzywając się nawet słowem jedzą kolację. Przez chwilę wpatruję się w nich, ale słysząc kolejne słowa mężczyzny powracam wzrokiem na swój talerz.
─ Uważam, że to błąd. Taka wiejska szkoła nie ma żadnych perspektyw. A co z lekcjami baletu Mavie i treningami Malcolma?
─ W tej szkole też działa drużyna ─ tłumacze, ale Pan Nygaard zdaje się nie akceptować tej odpowiedzi.
─ Nie tak dobra. Ta jest zapewne ledwo amatorska ─ mamrocze upijając łyk wina.
Gdyby Katherine zdecydowała się przyjechać tutaj sama zapewne cała kolacja wyglądałaby znacznie lepiej.
─ Jest całkiem dobra. Na zawodowe granie w piłkę o ile będzie chciał, będzie miał jeszcze czas ─ odpowiadam a Scottie kładzie dłoń na moim kolanie. Kładę więc na jej dłoni swoją i ściskam delikatnie jej palce.
─ W starej szkole ciągle się ze mnie śmiali ─ mówi Malcolm.
─ Ale trener mówił, że dobrze ci idzie.
─ Grał dobrze, ale śmiali się z innego powodu ─ tłumaczy Scottie. Niedługo czeka nas powrót do miasta, ponieważ zbliża się ten nieszczęsny piknik, w którym obecność potwierdziliśmy. Niestety.
─ Smykałkę do interesów masz taką samą jak Lachlan? ─ zadaje kompletnie mylące pytanie. Widocznie skończyły mu się jakiekolwiek argumenty, więc powraca do starych ran i je rozdrapuje.
─ Słucham?
─ Kręci cię hazard?
─ Obawiam się, że nie rozumiem do czego pan zmierza ─ mówię cicho, gdy tym razem Scottie ściska moją dłoń.
─ Lachlan zadłużył swoją rodzinę. Musiałem spłacić jego długi.
─ Bzdura ─ mówię pod nosem.
A więc to dlatego? Dlatego mnie tak nienawidzi? Bo mój kuzyn zadłużył jego rodzinę i stracił przez niego pieniądze, których i tak miał cholernie dużo?
─ Prawda. Dlatego pytam ─ kładzie łokcie na stole a wówczas Gaia i Michael zdają się zainteresować rozmową. Brunetka dotyka ramienia ojca i spogląda na nas.
─ Z tą rodziną nie będzie lepszego momentu ─ mówi dość cicho, ale wszyscy skupiamy na niej swój wzrok.
─ Ja i Gaia... ─ pierwszy raz od kilku godzin przemawia Michael. Wówczas wszyscy patrzymy na ich dwójkę wyczekująco.
─ Bierzemy ślub, zaręczyliśmy się wczoraj ─ kończy młodsza siostra Scottie i juz wiem, że ten dzień dla rodziny Nygaardów nie skończy się dobrze.

" ─ bo nienawidzę tego, że są sławni, za bycie kimś, kim nie są. "

lub inaczej.
każdy z nas podświadomie pragnie zostać legendą.
dwa zespoły konkurują o ten tytuł praktycznie od zawsze.
nienawidzą się.
ale co jeżeli gitarzysta pierwszego z nich zakocha się w perkusistce drugiego?

Tutaj taki wstępik do nowego ff z Mendesem pt. Legendary.

Ogólnie to jakoś nie mam weny do tego opowiadania, gdzieś po drodze kompletnie ją straciłam. Próbuje napisać rozdział ale zawsze wychodzi tak zły jak ten teraz...
Nie wiem czy jest sens, czy to minie.
A ponieważ potrzebuje pisania jak ryba wody to stworzyłam legendary. Taki mały zastępczy... nie ważne. Zobacze kiedy dodam tu cos nowego i czy nie będzie to epilog...

wedlock • hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz