39

1.6K 108 27
                                        

W domu Jeff pochwalił się kolekcją płyt i kaset które znalazł w swoich ofiar, swojej wybrance
-Wybierałem po okładce - uśmiechnął się ukazując brak jednego zęba, wsunął jedną płytę do wierzy i ustawił głośność na maksimum
-To mój ulubiony zespół! Rosyjski hardcore punk! - po Jeff'ie można było się tego spodziewać, w tle piosence usłyszeć można kobiece jęki co mordercy bardzo sprzyjało, zaczął tworzyć swoj taniec, udając, że gra na gitarze, darł morde tak samo jak jak wokalista zespołu, dziewczyna dołączyła do niego i zaczęli dwuosobowe pogo.
Jeff nie uważał się za punka, nie wiedział o tej kontrkulturze kompletnie nic, jego poglądy zatrzymywały się do poziomu anarchii, bo przecież zabijanie to anarchia, czyż nie? Gdyby był normalnym chłopakiem,, chodziłby na koncerty co rusz gdyby ktoś grał. Był tylko na jednym, oczywiscie wkradł się z czego był dumny, zabierał ludziom piwo, zakumplował się nawet z kilkoma najebanymi punkami, nie zabił ich jednak co miał w planach ponieważ wyśmiali go, gdy powiedział, że morduje.

Piosenka się skończyła, chłopak ściszył i usiadł z Cecilią na kanapę, zdyszana i spocona uśmiechnęła się do mordercy, po czym go przytuliła, nie oddał uścisku. Zastanawiał się kiedy ją w sobie rozkocha, nie bawiąc
się w jakiegoś Macho.

W rezydencji było cicho, oprócz muzyki lęcącej z pokoju Jeff'a było za cicho, czarnowłosa siedziała w pokoju Eyeless Jack'a, nie mieli w sumie co do roboty, bezoki wypalał papierosy, a dziewczynka siedziała oparta o ścianę i obgryzała paznokcie, to jej taki głupi nawyk, zawsze gdy się nad czymś zastanawiała albo obgryzała paznokcie, albo żuła korek z butelki lub to co jej wpadło w ręce, papier, wykałaczki, coś miękkiego, plastikowego, końcówki od ołówków, długopisy, dosłowie wszystko co miało ciało stałe, najprawdopodobniej martwiła się o Jeff'a, czy ta jego Ceci jest dla niego "odpowiednia", przecież był jej braciszkiem, musiała się martwić
-Hej, Jack? - zapytała po chwili
-Hmm? - chłopak wyciągnął z ust papierosa i wypuscił dym
-Myślisz, że ta Ceci.. Jest dla Jeffrey'a odpowiednia? Bo wiesz martwie się, a co jak ona go zrani, albo on się zakocha ale potem ją zabije? Dasz mi papierosa? - wyrzuciła z siebie pytania na jednym wdechu, usiadła koło swojego chłopaka i wyciągneła jedną szlugę z paczki, odpalając zaciągneła się mocno by po chwili zakrztusić się dymem który dostał się do jej płuc, gdy uspokoiła niekontrolowany kaszel zaciągnęła się raz jeszcze, tym razem nie tak mocno. To przecież dziecko, nie powinna palić w wieku trzynastu lat, to tak zwana patologia. Jednak dziewczyna miała to w dupie, mieszka z takimi ludźmi którzy ją demoralizują, czuła się jak w jakims burdelu lub domu schadzek, nic dziwnego, Jeff, Jack i Masky palą papierosy, Ben jara trawę.. Killer jeszcze jest seksoholikiem i sadystą, Toby jest uzależniony od gofrów, za niedługo włączą je do listy używek, razem z sernikiem, bo przecież nie możliwe jest by normalny człowiek wpałaszował sto gofrów na dzień i jeszcze czuł nie dosyt. Dziwne że Ticcy nie wygląda jeszcze jak sto kilogramów żywej wagi, nie dość, że ma szybką przemianę materii to jeszcze spala małą warstwę tłuszczu na treningach dzięki czemu wygląda na umięśnionego anorektyka, jak to możliwe? Nie mam pojęcia.

Gdyby nie to, że proxy wpadli do mieszkania jak oparzeni, mordercy nadal grzali dupy w domu dymiąc swoje pokoje. Ben przyjebany codzienną dawką marichuany wyszedł z pokoju kierując swój wzrok na trzech zamaskowanych chłopaków, ubrudzeni krwią i błotem zwołali wszystkich mieszkańców do kuchni, Drowned zamknął drzwi swojego pokoju by Slenderman nie dowiedział się, że znów relaksuje się na swój sposób. Mimo tego, że pewnie znowu tworzy swoją sztukę rysując człowieka patyka i podpisując pod tym "U can't run" bądź "Help me" swoim węglem, choć można powiedzieć, że człowiek patyk był jako tako podobny do autora.

Gdy wszyscy zebrali się w pokoju rozmów czyli kuchni, proxy zaczęli swój monolog, ktoś najwyraźniej znalazł ich kryjówkę, a kto to był? Oczywiście, że policja.
-Czyli... Będę miała polę do popisu? - odezwała się szatynka z lekkim uśmiechem, Toby pokiwał głową zgadzając się, Ceci zapiszczała radosnie podskakując przy tym. Ben naprawdę nie ogarniał co się dzieje, siedząc zawiesił się na jednym punkcie, czyli na znoszonych butach wojskowych Hoodiego. Chłopak w kominiarce spojrzał na elfa pytająco na co odpowiedzial tylko śmiechem
-Ben? Znowu ćpałeś - to było stwierdzenie niż pytanie, blondyn jedynie potrząsnął energicznie głową
Toby zauważając, że skonczyli jakże adekwatną do tematu konwersację kontynuował.
-Plan jest taki, zaczekamy aż zbiorą się i zaatakują bądź zaatakujemy pierwsi ich siedzibę

-Bez sensu - wyrwał Jeff do tej pory nie odzywając się

-Co jest twoim zdaniem bez sensu? - oburzył się Tim dorównując mu.

- Wasz idiotyczny plan, jak byś nie zauważył, że od godziny o tym rozmawiamy. Mamy grzać dupy w domu czekając aż cała armia nas znajdzie i wyrżnie?  Brawo, podziwiam was chłopaki.

- To prawda - wtrąciła się znudzona Loup - mogą tu przyjść, zagrozić że jeżeli nie zaczniemy współpracy to nas zabiją, nie mam zamiaru umrzeć ale tez nie ciągnie mnie do tego by pomagać policji lub jakiejs zjebanej organizacji, żeby przepowadzali na mnie badania. Jeśli chcesz tam iść sam, dołączam się do ciebie, swoim małym nożykiem nic tam nie zdziałasz - założyła ręce na piersi i bardziej zsuneła się z krzesła.
Cecilia wzięła udawany rozmach kijem
-dołączam się też ja i mój demon! - podniosła rękę do góry uśmiechając sié szeroko, poprawiła grzywkę i z gracją usiadła na kolanach Jeff'a.

Ich plan był prosty, mieli rozpocząć rzeź!

Ślepy Morderca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz