11. Please can we do it again?

2.4K 159 7
                                    

Sharon:

-O co chodzi z tymi czapkami? - pstrykam go w daszek, próbując przy okazji rozluźnić atmosferę i nie uciec stamtąd. Nie tyle, że tęskniłam za nim, po prostu chciałam, może, nie wiem..

Czego chciałam? Żeby był w moim życiu? Żeby ostatnie dwa lata się nie wydarzyły? Żebym była w jego wieku, czy, żeby Mission Beach nie było naszym przekleństwem? Nie wiem.

- Wizerunek chłopca z koledżu - chyba raczej seksownego faceta, karcę siebie w głowie za myślenie tak o nim. Im bliżej niego jestem tym bardziej rozumiem, co robił w Mission Beach, muszę zebrać całą siłę, żeby go nienawidzić, gdy jest po prostu miły i pamiętać tylko to, że odszedł, a nie całą dobrą otoczkę.

- Też jestem dziewczyna z koledżu! - On się śmieje. W jakiś sposób ciesze się, że jesteśmy tu razem. Wyobrażałam to sobie.

- Bardzo seksowną dziewczyna - uderza mnie w pośladek, a ja posyłam mu mordercze spojrzenie.

- Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać - robi to znowu, a ja zrzucam mu czapkę z głowy. Oboje wybuchamy śmiechem. Powinnam krzyczeć, przeklinać, ale to wydaje się niewinne. Tak samo jak pieprzone łaskotanie, ale był tak blisko, że wole, żeby klepnął mnie w pośladek i jego dotyk znika, niż, żeby był tak blisko, że czułam jego oddech.

Muszę jeszcze bardziej skarcić siebie w głowię.

Nie dotykaj mnie w ogóle, proszę Luke. Mówię w głowie, nie mając siły wypowiedzieć tego na głos.

- Mogłaś powiedzieć, że ci się nie podoba! - Podnosi czapkę z ziemi i zakłada ja tył na przód. Jak to możliwe, że jest jeszcze przystojniejszy? Ale przede wszystkim gdzie zniknął szyderczy uśmiech?

- Jesteś inny - uśmiecha się.

- Lepszy? - Nie znam poprawnej odpowiedzi na to pytanie.

- Mniej dupkowaty - za to ja? Ja też jestem inna.

- Staram się - wkłada ręce do kieszeni i idziemy obok siebie w ciszy.

- Byłem taki - mówi nagle gdy dochodzimy prawie pod kawiarnie.

- Ale to nie byłeś cały ty - wyjmuje ręce z kieszeni i przeczesuje włosy.

- Chciałem - mam dosyć jego pogaduszek czego chciał. Pokazał mi swój pokój, który mnie złamał i dałam mu szansę na przyjaźń, a może od początku na to liczyłam? Że cierpiał tak bardzo jak ja. Tym pieprzonym pokojem pokazał mi swoje uczucia i jak zwykle to prawie wystarczyło.

- Nigdy tego nie wymagałam, wiesz o tym, prawda? Rozumiałam to kim jesteś, a ty rozumiałeś mnie - to nie do końca prawda, gdyby tak było nie byłabym na niego złą.

- Zniszczyliśmy się - mówi zbyt pewnie, ale też zbyt cicho.

- I gdzie są tego skutki, co? Spójrz na nas ty jesteś mniej dupkowaty, ja mam swoje życie nastolatki, czy nie to chodziło? - W którymś momencie przestało i oboje to wiemy. Czy to był moment gdy pojechał ze mną na wystawę, czy gdy zrobił mi zdjęcie i schował do kieszeni. Chociaż najbardziej preferuje moment gdy oboje byliśmy tak pijani, że zasnęliśmy nadzy na kanapie w jego mieszkaniu, żebym rano obudziła się gdy gra mi nago na gitarze.

A może to były wszystkie te momenty?

W końcu dochodzimy do kawiarni, Luke otwiera przede mną drzwi, a ja wchodzę do środka. Czuję jakby to wyjście miało zmienić o wiele więcej niż wczorajszy czas w jego pokoju, który śnił mi się całą resztę nocy. Chris chciał zostać, nie pozwoliłam mu, musiałam być sama.

Wyjęłam też kurtkę z bagażnika samochodu.

Zasnęłam w niej.

Masochistka, to ja.

To nie koniec mojej pierdolonej nienawiści, nie mogę znowu dać się zranić, to za dużo i to po raz, który? W końcu przestałam liczyć.

Luke:

- Spróbujmy jeszcze raz - mówię tak nagle, jak nagle się pojawiłem.

- Co?

- Chce znowu lekcji, wyzwań, chce znowu mieć wpływ na twoje życie - jej oczy robią się wielkie, chce jej dotknąć, ale wiem, że nie mogę.

- Po co? - nie patrzy na mnie, a miesza natarczywie swoją kawę.

- Bo jesteśmy na kolejnym etapie edukacji? - próbuje żartować.

- Będę cię cały czas zaskakiwał - prycha.

- Żadna nowość, Luke - podnosi głowę na chwile, żeby na mnie spojrzeć. Jednak po chwili cały czas nie odrywa ode mnie wzroku, patrzymy na siebie w milczeniu, aż na jej twarzy pojawia się chytry uśmieszek, którego wcześniej nie znałem. Zdecydowanie wpadłem.

- Zgoda - wyciąga rękę, żeby przypieczętować umowę, a ja od razu ją ściskam. Przez chwilę pieszczę jej dłoń kciukiem, ale ona szybko z powrotem ją wyrywa.

- Nie powiesz nic Chrisowi to mój warunek - kiwam głową. Nie muszę mu nic mówić osobiście mam na to inny sposób, a wy już też go znacie.

- Cześć, kochanie - ten dupek pojawia się znikąd i całuje ją w głowę. Uśmiecha się, ale bardziej do mnie niż do niego, a może tylko mi się wydaje?

- Hej - Bogu kurwa dzięki, że nie siada z nami.

- Przeszliśmy po kawę i lecimy na trening - przyszły grafik i sportowiec oraz nie pali? Mam z nim tyle wspólnego, co z dobrym chłopcem, czyli Sharon.

- Co trenujecie? - Naprawdę jestem zainteresowany.

- Biegamy w sztafecie - kiwam głową w zrozumieniu, Sharon uśmiecha się, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Do zobaczenia, potem? - Chris na chwilę zatrzymuje wzrok na mnie, a potem całuje Sharon w policzek. Gdybym ja nie widział tej dziewczyny cała pierdoloną noc wycałowałbym ją gdziekolwiek bym był. Ale może tak nie jest w normalnych związkach.

- Uroczo - mruczę pod nosem, ale on wydaje się tego nie słyszeć. Próbowałem jej to dać, a ona wtedy chciała ognia. Czy to możliwe, że po prostu nie chciała tego ode mnie?

- Dlaczego nie masz dziewczyny? - To jej pierwsze pytanie gdy Chris znika. Prawda jest taka, że nigdy nie chciałem nikogo innego jako mojej dziewczyny. Dopiero przy niej zrozumiałem, że to, co miałem z Chloe nie było związkiem.

- Znasz odpowiedź na to pytanie - zaczyna jeść swoją kanapkę, która kupiła sobie sama. Nie zdaje sprawy, że mam teraz całkiem dużo kasy, granie muzyki na żywo jest całkiem opłacalne, a stypendium opłaca mieszkanie i jedzenie. Tak Luke pierdolony Hemmings zaoszczędził.

- Musisz popracować nad precyzją odpowiedzi, skarbie - prawie się krztuszę gdy wymawia ostatnie słowo. Ona wyszczerza zęby w szerokim uśmiechu. Znowu mnie ma.

- Pierwsza lekcja - wstaje i pochyla się na de mną.

- Nie daj się wziąć z zaskoczenia - i odchodzi, zostawiając mnie oniemiałego.




Wieczorem dostałem wiadomość od Cama, że przyjeżdżają jutro na jego zawody i czy chce wpaść na obiad. Zgodziłem się, nie mogłem zrobić inaczej. Dałem Camowi mój nowy numer dzień przed moim wyjazdem. Wytłumaczyłem mu tyle ile można wytłumaczyć prawie dwunastoletniemu chłopakowi i poprosiłem, żeby nie mówił Sharon. Najwyraźniej posłuchał, bo gdy pojawiłem się na jego zawodach, a nikt o tym nie wiedział.

Teraz nie ma już od tego ucieczki.

Nie chce uciekać, nie muszę dłużej. Mogę ją zdobyć i mieć coś na kształt jej rodziny. Cholera pierwszy raz tak pomyślałem. Nie wiem kiedy stałem się taki potrzebujący.

****
Jeśli czegoś nie rozumiecie pytajcie.
Wiem, ze ta część jedt bardziej popieprzona od pierwszej i cóż, nie wiem czy tutaj widać, że ktokolwiek dojrzał, czy co najwyżej oszalał.

PAST GAME {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz