"Ja nie udaje, ja po prostu doprowadzam ją do szału tak bardzo, że aż ją rozbawiam"
Lucas
Wstałem z myślą, że mogę być najlepszym przyjacielem na świecie, ale po za tym, mogę jeszcze pokazać, że nie jestem nikim w żadne sposób zainteresowany, to zacząłem spełniać już wczoraj. Specjalnie się nie upiłem, chociaż właściwie nie piłem już tak dużo jak kiedyś, robiłem to, bo byłem w Mission Beach, bo sądziłem, że na nic więcej mnie nie stać, już tak nie jestem dlatego po prostu nie.
Odepchnąłem każdą dziewczynę, która do mnie podeszła, co nie zdziwiło moich przyjaciół, robiłem to przez większość czasu tutaj, oczywiście były chwile załamania, zawsze je miałem, ale teraz miałem powód, żeby być silnym, silniejszym i umieć prosić o pomoc gdy jej potrzebuje.
Dlatego większość czasu spędziłem krzątając się po mieszkaniu lub rozmawianiu z Jasem, który sam nie wiedział, co ze sobą zrobić. Cały czas wodził wzrokiem po Allison, ale nie odważył się do niej podejść, a ona była zbyt zajęta Ashem, nie wiem czy zdaje sobie sprawę, że to nie jest koleś, który szuka związku i ma tak dużo zaległości z Mission Beach, że nie szybko się ustatkuje.
- Może zaproszę ją na randkę? - pyta mnie.
- Wiesz w ogóle w co się pakujesz? - uśmiechamy się do siebie.
- Kiedyś tak mi nagadała, że sam nie wiedziałem, co wiem, a co we mnie wcisnęła perswazją - wybucha śmiechem.
- Będzie moja - klepie go po ramieniu.
- Niepoprawny z ciebie romantyk - tak Jase nie bawi się w jedno nocne numerki, a szuka miłości. Kiedyś powiedział bym, że jest idiotą, dzisiaj sam próbuje zrozumieć czym jest miłość i czy możliwe jest jej szczęśliwe zakończenie, a najlepiej szczęśliwy początek, środek i koniec i dużo po wyznaniu pieprzonych uczuć.
- Może kwiaty? - nigdy nie dałem Sharon kwiatów, powinienem? Cholera nawet o tym nie pomyślałem.
- Nie wiem, stary - podaje mi kolejne piwo. Gdy jest na akademickich imprezach, pije najprostsze trunki, mówi, że ma dosyć pieprzonych drinków, które serwuje całe noce bogatym dupkom.
- Mówię ci, kwiaty, śniadania, czułe słówka, to działa - prycham.
- To jest tanie - kręci głową w niedowierzaniu.
- Dobry marketing, gościu - i tak zostawia mnie samego, żeby przerwać Ashowi i Allison i porwać ją do tańca, a mojemu drugiemu przyjacielowi nie wydaje się to przeszkadzać gdy po chwili ma obok siebie inną dziewczynę.
Żyję w równoległym wszechświecie zdecydowanie.
Ale to było wczoraj.
Nie opowiadam wam tego bez powodu, bo może Jase nie jest do końca taki głupi jaki mogłoby się wydawać z tym romantycznym gównem?
Dlatego jestem dzisiaj pod mieszkaniem Sharon, którego adres musiałem zabrać od Scarlett, bo nie pamiętałem gdzie byliśmy na tej imprezie, bo cóż upiłem się wtedy, mocno. Nie spodziewałem się jej, wzięła mnie z zaskoczenia. Cóż, od swojego przyjazdu cały czas to robi.
Czy zobaczę tam Chrisa? Spędzają razem każdą noc? A może z nim mieszka? Kurwa.
Nie jestem przygotowany na to, żeby zobaczyć ją wychodzącą z łóżka z kimś innym albo poczuć czyjś zapach na niej. Wiem, że to się stało, wiem, że nie jest moja, ale jednak to wszystko sprawia..
Kurwa, właśnie coś zrozumiałem.
Pewnie się dziwicie, że dopiero, co?
Zrobiłem jej to wszystko, gdy byliśmy razem. Kazałem jej patrzeć na siebie z innymi, raniłem ją, bo to sprawiało, że nie czułem się dobry. Doprowadzałem ją do szału słowami o innych, kurwa.
Ale idąc w tą stronę robiłem to, bo za bardzo jej chciałem.
Ale ona nie robi tego dlatego, prawda? Była z Chrisem za nim tu przyjechała, za nim wiedziała, że znowu będziemy razem. A może to nie miało znaczenia?
Cholera jasna.
Pukam do drzwi i po chwili otwiera mi roześmiana z Sharon. Jej mina zmienia się gdy mnie zauważa. Zaglądam do mieszkania, żeby zobaczyć do kogo się tak uśmiecha, na szczęście to tylko Allison.
- Cześć Luku Hemmingsie! - krzyczy do mnie z salonu, a ja do niej macham.
- Co tutaj robisz? - to pierwsze, co mówi Sharon i o dziwo tego właśnie się spodziewałem.
- Cześć, Sharon - nie napadam jej od razu swoimi ustami, ale tak mam na to ochotę.
- Tak cześć - przez oczy przebiega jej błysk, ale szybko znika.
- Chodź ze mną na śniadanie - kiwam się na piętach z rękami w kieszeni, mocno zgniatając zdjęcie.
- Potraktowałeś przyjaźń bardzo dosłownie, co? - nie widzę już w jej twarzy rozbawienia, a raczej przerażenie.
- Wszystko kurwa traktuje dosłownie - ostatnimi czasy aż za bardzo.
- Dobra zaczekaj chwile - znika za jakimiś drzwiami. Tak naprawdę to nie przyjrzałem się temu mieszkaniu gdy tu ostatnio byłem. Nie byłem w jej pokoju, a to bardzo kuszące.
- Odzyskasz ją, co? - Allison pyta z uśmiechem.
- Wiesz, że tak.. - uśmiecham się do niej, a on tylko ciężko wzdycha.
- Poznałam wczoraj Jasa - mówi niepewnie, a ja mam ochotę się roześmiać.
- I co? - nigdy nie widziałem, żeby się rumieniła, ale właśnie to robi.
- Zapomniałam zapytać go o numer telefonu - przewracam oczami i wyciągam telefon, żeby go jej podać. Odbiera go ode mnie szybko i przepisuje numer do swojego telefonu.
- Chris przynosi śniadanie do mieszkania - mówi na odchodne, gdy Sharon z powrotem pojawia się w drzwiach.
- Chodźmy - zamyka za nami drzwi, a ja muszę się powstrzymywać, żeby jej nie dotykać.
Kurwa bycie przyjacielem jest kurewsko trudne, szczególnie gdy zna się kogoś tak cholernie dobrze.
- Nie zaskoczyłeś mnie tak dla swojej wiadomości - uśmiecham się.
- Nigdy nie przyszedłem zabrać cię na śniadanie.
- Dobra tego się nie spodziewałam - odpowiada cicho.
- Mam cię! - przyjacielsko dźgam ją w brzuch.
- Wiedziałam, że się nie poddasz - zadziwia chyba samą siebie, że to mówi.
- Za bardzo zawsze wchodziłam ci na ego - teraz ona mnie dźga, a ja obejmuje ją ramieniem i zaczynam łaskotać po bokach. Zaczyna się śmiać i zaczynamy także, zwracać na siebie uwagę na ulicy.
- Przestań - piszczy i dźga mnie w brzuch.
- Poproś - szepcze jej na ucho, a ona od razu się ode mnie wyrywa.
Kurwa.
Za szybko.
CZYTASZ
PAST GAME {Hemmings}
FanfictionMinęły dwa lata odkąd Luke wyjechał z Mission Beach. Teraz Sharon skończyła szkołę i przeprowadza się do Sydney gdzie jest Luke. Jednak nie może być tak prosto, prawda? Ani Sharon, ani Luke nie są już tymi osobami, którymi byli dwa lata temu. Co wi...