21. Score for cheaters

2.1K 158 6
                                    

"przeznaczenie nie zapewnia ci szczęśliwego zakończenia"
Sharon

*Czwarty z maratonu

Kilka dni później

Budzę się na dźwięk walenia w drzwi. Chris przyciąga się obok mnie, ale nie pozwala mi wstać i mocniej mnie do siebie Przytula.

- Sharon! Mecz za godzinę! - Wyrywam się Chrisowi, a on jeczy z niezadowolnia.

- Wstawaj! Masz trening! - Chris obraca się i przygląda mi się gdy szybko się przebieram.

- Musisz tam iść?

- Jack jest dla mnie jak starszy brat - Wiem, że to mu się nie podoba. O dziwo o Jacak jest zazdrosny bardziej niż o Luka, bo to go potraktowałam przyjaźniej.

- Duża część twojego życia to Hemmingsowie - uśmiecham się do niego, ale raczej sztucznie.

- Nie martw się nie będę podrywać piłkarza, zbyt kręcą mnie biegacze - wyskakuje z łóżka i mocno mnie do siebie przyciąga. Całuję na dzień dobry, ale raczej robi to już dzisiaj trzeci raz.

- Widzimy się później - wychodzę z pokoju, a w salonie czeka na mnie świeża kawa. Niedługo przyjdzie April z, która idę na mecz jej chłopaka. Dziwię się, że jeszcze nie są zaręczeni albo nawet po ślubie. April twierdzi, że chce zaczekać aż on skończy studia dla stabilizacji. Nie ważne kiedy i tak wszyscy wiemy, że będą ze sobą do końca życia.

Dwadzieścia minut później siedzę na trybunach wraz z dziewczyną Jacka.

- Podoba ci się tutaj? - uśmiecham się do niej, ale ostatnio nie ma w tym nic szczerego.

- Jest inaczej - ja jestem inna, niż myślałam.

- A jak praca? - cóż można by powiedzieć, że April jest z nas wszystkich najbardziej dojrzała, bo ma pełnowymiarową pracę.

- Kocham to - nagle widzę idącego w naszą stronę dwumetrowego blondyna i tak bardzo jak chciałabym, żeby to był Jack to jest Luke.

- Nie mów im, ale kiedyś ich prawie pomyliłam - wybucham śmiechem i tym razem to jest szczere.

- Tak lepiej, żeby o tym nie wiedzieli - bo rozpętałoby się piekło. Myślę, że ufają sobie na tyle, żeby się o to nie podejrzewać, ale są granice.

- Cześć - mówi i całuje April w policzek. Widzę Jacka, który przygląda nam się z boiska i szeroko uśmiecha. Jesteśmy wszyscy. Pieprzone Sydney.

- Sharon - nie patrzę na niego nie mogę.

- Cześć, Sharon - podkreśla moje imię i siada obok mnie mocno ściskając moje kolano.

- Nie dotykaj mnie - warczę na niego.

- Ostatnio nie narzekałaś - co ja sobie myślałam? Że będzie udawał, że to się nie wydarzyło? Jasne, to Luke, on wykorzysta wszystko.

- Idę życzyć szczęścia mojemu facetowi, a wy się w między czasie nie zabijcie - Luke wyszczerza do niej swoje idealne zęby, a ja aż przewracam oczami. Słyszę w głowie podpowiedź, że powinnam uciekać, wiem, że powinnam to zrobić.

- Gdzie Chris? - nienawidzę go.

- Trening - krótkie, zdawkowe odpowiedzi są dobre prawda.

- Jak zareagował gdy mu powiedziałaś? - poduszcza mnie, wie, że tego nie zrobiłam, więc wzruszam ramionami.

- Chcesz więcej? - pamiętacie powiedziałam kiedyś, że się zmienił, cóż raczej nie w tej chwili.

- Nic od ciebie nie chce - cóż nie przekonuje go, bo łapie mnie za kark i obraca głowę w jego stronę. Od razu strząsam jego rękę.

- Błagam nie dotykaj mnie tak - bo albo cię zabije albo się na ciebie rzucę.

- Dlaczego? - nie podoba mi się ta gra, straciłam kontrole.

- Bo to kochałam - szepcze, ale wiem, że mnie słyszy. Nie próbuje mnie już więcej złapać za kark, a ja jestem mu za to wdzięczna, ale zarazem wściekła czując, że chce mnie, ale nie moją miłość. Znowu.

- Mam tak po prostu zapomnieć o najlepszym seksie w życiu? - tym razem zbieram się na odwagę i patrzę mu w oczy.

- Ile ich miałeś? - uśmiecha się do mnie.

- Wszystkie, kurwa z tobą - a ja pamiętam je za dobrze.

- Zostaw go, bądź ze mną - szokuje mnie jego otwartość. Patrzymy na siebie i obydwoje czekamy na moją odpowiedź, a ja nie mam pojęcia, co zrobić. Więc robię to czego mnie nauczył, uciekam słowami.

- Kochasz mnie? - i w ten prosty sposób wygrałam.

- A czy ty kochasz mnie, Sharon? Czy kochasz, Chrisa? Czy kochasz siebie? - myślę, że wszystko sprowadza się do tego ostatniego. Jeśli nie kochasz siebie, nie pokochasz kogoś innego, to jest tak cholernie prawdziwe, że aż boli. Nigdy nie byłam specjalnie zagubiona w tym kim jestem, ale nigdy też tego nie kochałam. Dopiero Luke mi uświadomił, że mogę być kimkolwiek zechcę, że mogę połączyć moje zdjęcia, przyjaźń z Allison z takim chłopakiem jak on i mimo, że złamał mi serce zyskałam całą masę doświadczeń i przyjaciół, których tak desperacko pragnęłam.

- Pieprz się - uśmiecha się do mnie. Dlaczego wszyscy się do mnie ostatnio uśmiechają?

- Mam ci przypomnieć? - wtedy wraca do nas April, a ja muszę stamtąd uciec. Nie mogę tu zostać.

- Przepraszam - mówię do niej i zbiegam z trybun jeszcze przed rozpoczęciem meczu.

Zraniłam Chrisa.

Zniszczyłam siebie.

I najwidoczniej pozostawiłam też ślad na Luku.

Jestem popieprzona i muszę się zastanowić czy z nich wszystkich nie najbardziej, bo tylko ja nie wiem czego chce.

- Sharon! - kurwa. Nie obracam się, biegnę dalej przed siebie, do samochodu.

- Kurwa, stój! - dogania mnie, oczywiście, że to robi, w końcu ma pieprzone dwa metry. Wciąga mnie w swoje ramiona, ale mnie nie przytula. Nie to by było dla niego zbyt intymne, nie wiem czy kiedyś się w ogóle po prostu nazbyt dużo przytulaliśmy. Nie wiem czy tego bym od niego chciała.

Całuje mnie.

Oczywiście, że tak.

Jestem przyciśnięta do tyłu pieprzony trybun i pocałowana przez mojego prześladowce, kochanka, przyjaciela, byłego chłopaka, muzyka, przyszłego inżyniera jakkolwiek go nie nazwę nie jest Chrisem, to nie Chris mnie całuje.

- Wyjaśnijmy sobie coś, Sharon - nie odpowiadam, łapie moją twarz w dłonie i przyciska swoje czoło do mojego.

- Będę walczył, będę biegał za tobą i przekraczał twoje pieprzone granice, cholera nawet cię złamie, ale będziesz moja - nie jest mi dane odpowiedzieć gdy dociska się do mnie i znowu całuje. Jego język dostaje się do moich ust, a mój jak najbardziej chętnie z nim walczy, krzycząc nie masz władzy, a jednak oddaje ją. To on całuje mnie, to on włada mną i moim ciałem. Wplatam ręce w jego włosy i ciągnę mocno, za mocno, co aż wywołuje jego jęk.

- Zerwij z nim - i co? Co dostanę w zamian?

- Dlaczego?

- Czy to nie, kurwa oczywiste? Może uciekałaś mi przez ostatnie kilka dni, ale nie uda ci się to w nie skończoność - udałoby mi się, a może nie?

- On mnie kocha - Luke prycha.

- Ale ty nie kochasz go! - uderzam go w klatkę piersiową.

- Kocham! Kocham bardziej niż ciebie kiedykolwiek! - gówno prawda, obydwoje to wiemy.

- Nie zdradziłabyś mnie - on nie pyta, on stwierdza.

- Ale ty zdradziłbyś mnie, pamiętasz? - zostawiam go osłupiałego na trybunach za boiskiem.

I wiem, że to nie koniec.

My nigdy nie będziemy mieli końca.

PAST GAME {Hemmings}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz