71.

51.9K 2.5K 29
                                    

Dni u dziadków Filipa leciały w mgnieniu oka. Nim się obejrzałam, trzeba było już wyjeżdżać. Z dumą mogę przyznać że ten wyjazd pomógł brunetowi. Cały czas chodził z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wydawało się że nawet praca w garażu z dziadkiem sprawiała mu przyjemność.

Momentami odnosiłam wrażenie że nic nie jest w stanie popsuć tej cudownej aury radości otaczającej jego umysł. Nawet Adam.

- Powinieneś odwiedzić rodziców. Na pewno ucieszyliby się z twojego przyjazdu. -  kobieta spojrzała znacząco na Filipa. 

- Nie babciu. To nie jest dobry pomysł - westchnął zrezygnowany, przełykając kolejny kęs obiadu. 

- Nie wiesz co mówisz chłopcze. Ona na pewno tęsknią za tobą.

- Tęsknią do tego stopnia, że od przeszło roku nie odezwali się ani razu. Żadnego telefonu ! Nawet sms'a ! - ścisnęłam lekko jego dłoń pod stołem, kiedy nieświadomie podniósł głos. - Tak trudno kurwa zadzwonić raz w miesiącu i zapytać czy w ogóle jeszcze żyję ?! 

- Filip... - szepnęłam - Uspokój się.. To nie ich wina.

Chłopak przeniósł wzrok z talerza w który uparcie się wpatrywał, na mnie, a później z kolei na dziadków.  Widząc nutkę przerażenia wymalowaną na ich twarzach, zrozumiał że traci kontrolę nad samym sobą.

- Przepraszam - mruknął rozluźniając napięte mięśnie. 

- Nie szkodzi.. Wiem co czujesz, ale może powinieneś spróbować z nimi porozmawiać. 

- Przepraszam babciu, ale nie wydaje mi się bym miał o czym z nimi rozmawiać. Oni dla mnie nie istnieją, tak jak ja dla nich. 

- Filip, nie możesz tak mówić - tym razem wtrącił się dziadek chłopaka próbując pomóc żonie w zachęcaniu go. 

Siedziałam cicho. Czułam że nie powinno mnie być przy tej rozmowie. To dotyczy tylko i wyłącznie ich rodziny. Najchętniej bym stąd wyszła.

- Dziękuję - westchnął Filip odsuwając od siebie wciąż pełny talerz zupy, po czym zwrócił się do mnie - Pójdę po nasze bagaże. Powinniśmy już jechać. 

Nim się obejrzałam, był już na szczycie schodów. Poczułam na sobie wzrok małżeństwa. 

- Pójdę z nim porozmawiać - mruknęłam przełykając gulę która utworzyła się w moim gardle. 

  ~

- Filip ? - weszłam po cichu do sypialni którą dzieliliśmy przez ostatnie dwie noce. Chłopak siedział na łóżku, z głową między dłońmi. Przysiadłam tuż obok, odciągając ręce od jego twarzy.

- Oni nie są mi potrzebni ! - warknął wyrywając się z mojego uścisku. - Nie potrzebuję ich rozumiesz ? 

Krzyknął jeszcze głośniej zrywając się do pozycji stojącej. Dopiero teraz zauważyłam pojedyncze łzy majaczące w kącikach jego oczu. 

- Nie chcę cię do niczego zmuszać. - podeszłam do niego, obejmując w pasie i przyciskając do siebie mocniej. - Jestem z tobą cokolwiek nie postanowisz - ułożyłam głowę na jego ramieniu. W odpowiedzi ucałował czubek mojej głowy.

- Wiedziałem że to zły pomysł tu przyjeżdżać - westchnął zrezygnowany. - Proszę.. Wracajmy już do domu.

- To nie był zły pomysł. Widziałeś ile radości sprawiłeś dziadkom, pojawiając się tutaj ? Oni cię naprawdę kochają.

- Proszę wracajmy już. Marzę by wreszcie znaleźć się w swoim mieszkaniu. 

Skinęłam głową posyłając mu lekki uśmiech. 

-Przyniosę nasze rzeczy z łazienki. 

Z posiadłości dziadków Filipa wyjechaliśmy w niecałą godzinę po feralnym obiedzie. Pożegnaliśmy się z nimi szybkimi uściskami po czym wpakowaliśmy do samochodu wszystkie nasze bagaże.

Chłopak chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.

- Masz coś przeciwko, żebyśmy się zatrzymali na moment w pobliżu ? - spytał gdy usadowiliśmy się wygodnie w fotelach. 

- Nie. - pokiwałam przecząco głową na co brunet uśmiechnął się delikatnie. 

Po niecałych pięciu minutach jazdy, zatrzymał się na poboczu drogi. Wyszedł z samochodu i otworzywszy mi drzwi, ujął moją dłoń i pociągnął za sobą w kierunku otwartego pola. Niewielkie zaspy śniegu zdawały się nie przeszkadzać mu w wędrówce. Poruszał swoimi długimi nogami w pewnym siebie kroku, podczas gdy ja, nie mogłam za nim nadążyć. Grzęzłam w śniegu po same kolana. Gdzie on mnie do cholery ciągnie ? 

Kiedy był już na tyle przede mną, że nasze ręce się rozłączyły, dopiero wtedy zdał sobie sprawę w czym tkwi problem. Uśmiechnął się pod nosem, podchodząc do mnie i biorąc na ręce jak małe dziecko.

- Gdzie idziemy ? - spytałam kiedy coraz bardziej oddalaliśmy się od samochodu. 

- Chcę coś zobaczyć. - szedł jak zaczarowany. Nieobecny wzrok mnie przerażał. Zupełnie jakby odtwarzał w głowie jakiś film, którego nie mógł rozróżnić z rzeczywistością. 

Zatrzymał się dopiero po dłuższej chwili, pod jedynym drzewem w okolicy. Ogromnym dębem skrytym pod śnieżnym puchem.

- Spójrz - skinął głową ku górze, nadal trzymając mnie na rękach. 

Powędrowałam wzrokiem we wskazanym kierunku. Moim oczom ukazało się coś na wzór domku na drzewie. 

Nim się zorientowałam, stałam już na własnych nogach, a Filip był w połowie długości drabinki, prowadzącej do "domku"

- Daj rękę ! - usłyszałam , kiedy był już u góry.

- Poczekam tu na ciebie... - mruknęłam pocierając zmarznięte dłonie o siebie. 

- Dawaj mała. 

Przewróciłam oczami łapiąc dłońmi za pierwsze szczebelki naprawdę starej drabiny. Przełknęłam gulę w gardle i zrobiłam pierwszy krok do góry. Potem następny, i następny... Aż para silnych ramion oplotła moją talię i dosłownie wciągnęła na górę.  

Chłopak popchnął dłonią drewniane, skrzypiące drzwiczki i schyliwszy się pociągnął mnie do środka. Wnętrze wyglądało, jakby zupełnie niedawno ktoś jeszcze tu był. Na drewnianych półeczkach poustawiane były metalowe puszki, a w nich masa innych drobiazgów. 

- Co roku przyjeżdżaliśmy do dziadków na wakacje. Spędzaliśmy tutaj każdą wolną chwilę. Byliśmy nie rozłączni. Ja i moje rodzeństwo zawsze trzymaliśmy się razem. Bawiliśmy się nie potrzebując do towarzystwa nikogo innego. W jedne wakacje, gdy byliśmy już trochę starsi, zbudowaliśmy z tatą ten domek. To była nasza baza. Siedzieliśmy przy tym małym okienku z procami w ręku i garścią kamyków w kieszeni spodni, udając że to nasz zamek który musimy bronić przed trolami... Głupie prawda ? - zakpił zaglądając do kolejnego pudełeczka.  

Po jego minie, od razu wiedziałam że tęskni za swoją rodziną. Jednak ból, który mu sprawili, odsuwając się od niego w chwili kiedy potrzebował ich najbardziej wyrył piętno w jego psychice. Odsuwał od siebie myśl że mógłby ponownie używać słowa "rodzina" bez odrazy jaką czuł teraz. Jedno słowo, które działało na niego jak płachta na byka. 

- Tęsknisz za tym prawda ? - spytałam biorąc do ręki zakurzonego pluszowego króliczka. 

- Bardzo.. - przyznał po chwili ciszy.

Po tych słowach, które padły dzisiaj - zarówno przy obiedzie jak i tutaj - wiedziałam że nie mam wyjścia. Muszę wymyślić sposób na to, aby odnowił swoje kontakty z bliskimi. Wiem że razem jesteśmy w stanie zburzyć ten mur który między nimi powstał.

~*~

Nie jestem dumna z tego rozdziału. ;/ Wyszedł strasznie słabo. Postaram się go jakoś poprawić w najbliższym czasie. Wybaczcie :c

No więc kochani <3 Jak tam po sylwestrze ?

Wy też odsypialiście go cały dzisiejszy dzień ? :D

Mam Cię (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz