92.

45.9K 2.3K 152
                                    

Nerwowo rozejrzałam się po niewielkim pokoiku, w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej rzeczy. Oczywiście bezskutecznie.. Nie było w nim ani jednego, nawet najmniejszego przedmiotu, który pochodziłby z naszego domu, który tata postanowił sprzedać. Mimo moich szczerych chęci zrozumienia go, nie potrafiłam tego zrobić. To był nasz dom. Może nie spędziliśmy w nim zbyt wiele czasu, zaledwie jakieś dwa lata, ale był cząstką nas prawda ? To tak, jakbym ja sprzedała nasz rodzinny dom, który zostawiła mi mama. Dom, w którym razem z Michałem dorastaliśmy. Miejsce, w którym opłakiwałam po raz pierwszy swoje złamane serce, w którym co wieczór śmialiśmy się całą rodziną, rozłożeni na kanapie przed telewizorem. Miejscem w którym była z nami mama. Tak bardzo za nią tęskniłam... Jestem pewna, że gdyby tylko mogła, siedziała by teraz ze mną, ciasno tuląc do swojej piersi i starając się przetłumaczyć mi, że problemy z którymi się obecnie borykam tak naprawdę nie są problemami. Zawsze to robiła. Nie ważnym było dla niej w jak poważne tarapaty się wpakowałam, zawsze stawała za mną. Była niczym mój anioł stróż.

Usiadłszy na łóżku, sięgnęłam po telefon. Miałam niesamowitą ochotę usłyszeć głos Filipa, nawet jeśli rozmawialiśmy niecałe pół godziny temu. Wyjeżdżając do Sopotu miałam nadzieję, że w pewien sposób odpocznę. Naładuję baterię, by po świętach znów wrócić na uczelnię.

Potrząsnęłam lekko głową, odkładając telefon z powrotem na półkę. Sięgnęłam do torby po gruby wełniany sweter, po czym zbiegłam schodami na sam dół. 

- Gotowy ? - spytałam Adriana siedzącego na ostatnim stopniu.

- Tak ! - uśmiechnął się szeroko, mocniej naciągając puchatą czapkę na czoło. Wsunęłam na ramiona swój gruby, zimowy płaszcz, po czym ująwszy rączkę chłopca wyszliśmy z domu. 

Poprzedniego wieczoru obiecałam mu, że zabiorę go do centrum handlowego. Maluch uparł się, że koniecznie musi kupić mikołajowi jakiś prezent. "Skoro on co roku przynosi mi zabawki, ja też mogę mu coś kupić prawda ?"  Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego słów.

Przez całą drogę do sklepu prowadziliśmy wesołą rozmowę na temat ulubionej kreskówki chłopca. Sprawę z tego jak stara jestem, zdałam sobie dopiero wtedy, kiedy przez co najmniej pół godziny próbowałam skojarzyć tytuł kreskówki, która kiedyś była moim totalnym uzależnieniem. Tom i Jerry. Klasyka... 

- Co powinienem kupić mikołajowi ? - spytał maluch, lawirując miedzy kolejnymi półkami. 

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. Nie miałam najmniejszego pojęcia. Cały ten pomysł, z prezentem wydawał się absurdalny. Ale co miałam zrobić ? Podejść i powiedzieć; "nawet się nie wysilaj. Święty Mikołaj nie istnieje" ? Z jakiejś bardzo inteligentnej strony ( czytaj; z bestów) dowiedziałam się, że dzieciństwo kończy się z chwilą kiedy dziecko przestaje wierzyć w siwobrodego staruszka w czerwonym kubraku, podrzucającego dzieciakom prezenty i przeciskającego się przez komin ze swoim brzuchem wielkości piłki plażowej. 

- Ja też nie - usiadł na jednej z ławek, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

Serce mi się krajało, kiedy widziałam go w takim stanie. 

- Chodź - podeszłam do pięciolatka, wyciągając w jego kierunku dłoń - Coś wymyślimy. 

~*~

- Padam - jęknęłam, rzucając się na kanapę. Nigdy nie sądziłam, że zakupy mogą być jeszcze bardziej męczące, niż te z Sarą. Jak widać, myliłam się.

Po prawie trzech godzinach chodzenia po sklepach i oglądaniu masy przedmiotów, w końcu wybraliśmy... skarpetki. Grube, wełniane skarpety z pyszczkiem renifera na czubkach palców. Jednak warto było.

Mam Cię (1&2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz