.2.

1K 132 88
                                        

Idąc przez korytarz wyglądaliśmy jak pieprzona elita. Tyle, że nią nie byliśmy. Nie byliśmy lubiani. Oni po prostu się nas bali.

Weszliśmy do otwartej już klasy. Malo usiadł obok Felixa, a Alexander znalazł się na ławce, którą dzielił ze mną. Usiadł na niej przyglądając mi się z góry. Jego oczy wyrażały skupienie i zamyślenie, jak zawsze. Malo co chwila szturchał Felixa jak psychopata, na co ten odwdzięczał się szeroko otwartymi oczami.

Czy tylko ja byłem tam normalny?

Zadzwonił dzwonek, a Alexander szybko zeskoczył z ławki i usadowił się na krześle. Tuż przed wejściem nauczyciela. Czasem zastanawiałem się jakim cudem on miał takie idealne wyczucie czasu.

Lekcja była nudna, tak jak i ich reszta, więc wszystko toczyło się zwykłą rutyną aż do godzinnej przerwy. Wtedy mogliśmy wyjść na dwór zapalić, albo iść do jadalni poobserwować resztę.

Szczerze to nigdy nie uważałem się za właściciela tej szkoły, w przeciwieństwie do Alexandra. Zdaje mi się, że ani Malo, ani Felix  nie biorą siebie za kogoś wielkiego. Za to Rochester był świadomy swojej wyższości. Nie atakował ludzi. Jego obecność była powodem do ucieczki.

Ci dwaj idioci tylko mu wtórowali, zachowując przy tym swój psychopatyczny urok.
Jakim cudem znalazłem się tam ja? Pierwszego dnia szkoły, będąc jeszcze małym gównem, wpadłem na Alexandra w bibliotece, co było niemałą rewelacją. On i książki...

Weszliśmy do jadalni niemal w tym samym momencie. Szedłem raczej z tyłu, bo nie chciałem na nikogo wpaść. Szczerze? Pomimo tego, że nie prosiłem się o zostanie przestrachem to bardzo mi to odpowiadało. Zawsze dostaję to czego chcę.

Trochę się zamyśliłem bo z nieuwagi wpadłem na jakiegoś chłopaka. On lekko się zachwiał, po czym odzyskał równowagę i wziął głęboki oddech. Odwróciłem się, żeby zobaczyć kogo zaszczyciło moje szanowne ramię.

Obok mnie stał chłopak, najprawdopodobniej w moim wieku. Miał długie, czarne włosy i zielone oczy, spoglądające na mnie z pogardą. Nie bał się? Chyba jedyny z tu obecnych.

- Przepraszam, nie patrzyłem jak idę.- Powiedziałem na odchodne i ponownie zwróciłem się w stronę mojej grupy.

Zrobiłem tylko kilka kroków i coś zmusiło mnie do odwrócenia się w stronę zielonych tęczówek.
Zrobiłem to całkowicie bezwiednie, nieznana mi siła. Za sobą zastałem widok tego chłopaka, stojącego na środku korytarza. Patrzył się na mnie morderczym wzrokiem. Z tego co wiem, nienawiść i agresja często powodowana jest strachem. Prychnąłem i powróciłem do poprzedniej czynności.
Usiedliśmy tam gdzie zawsze, przy największym stole na tyłach jadalni. Pod oknem tak, że wiedzieliśmy i boisko i całą salę na raz.

Przez chwilę starałem się naprowadzić moje myśli na normalny temat, ale naprawdę ciężko było mi się skupić.

- Frank?- Z początku nawet go nie usłyszałem.- Frank!- Głos Malo stawał się coraz bardziej natarczywy.

- Co?

- O czym myślisz?

- Ja... Em... Wiecie może kim jest ten gość?

Wszyscy zgodnie spojrzeli we wskazywanym przeze mnie kierunku. Wszyscy po za Alexandrem, który siedział naprzeciwko mnie z założonymi rękami.

- To Gerard Way.- Odpowiedział nawet się nie odwracając.

- Coś więcej?- Zacząłem się powoli niecierpliwić, potrzebowałem informacji.

- Ejeje... ja go kojarzę. To ten chłoptaś od gejowskich spodni.- Malo przewrócił oczami śmiejąc się jak psychopata.

- Paniczu Pool, proszę się opanować. Pan Way nie jest zdecydowanie tego warty.- Felix zarzucił blond włosami i zatrzepotał cholernie długimi rzęsami robiąc gest podcinania sobie gardła.

- Spokój. Jak dzieci...- Alexander chciał opanować sytuacje, co jak zawsze mu wyszło i chwycił ich obu za nadgarstki tak, żeby zostali unieruchomieni.- Iero, od kiedy interesują cię takie pojeby jak on? Way jest zwykłym świrem.

- Nie wiem, wpadł na mnie i cała sytuacja wygladała conajmniej dziwnie, chciałem dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

- Z tego co słyszałem, ten debil robi sekcje  martwych zwierząt. Płaci dozorcy za dostarczanie mu zwłok bezbronnych szczurów!- Malo wypuścił z siebie powietrze, podejrzanie się uśmiechając.- Po za tym, z tego co gadają, trzymał brata na celowniku i zgwałcił dziewczynę ze starszej klasy.

-Macie na to jakiekolwiek dowody?- Popatrzyłem zdziwiony po wszystkich trzech. Do naszej szkoły faktycznie chodzą nieraz pojebani uczniowie, ale aż tak? Nie do końca chciało mi się w to wierzyć.

- Zmienił szkołę jakiś... rok temu? Ze starej został wyrzucony. Niedługo potem wyszło, że przygotowywał strzelaninę. Gdyby nie został zatrzymany, Columbine mogło by się powtórzyć.

Wszyscy gadali coraz bardziej podejrzanie, ale muszę przyznać, że patrząc na tego chłopaka można było to przewidzieć. Jego oczy, podkreślone chaotycznie czarną kredą, patrzyły na mnie z nienawiścią z drugiego końca sali.

Nie chciałem dalej drążyć tematu. Najlepiej było po prostu o nim zapomnieć. Wróciłem do sączenia mojej kawy.

Nie byłem głodny, więc tylko zaczekałem aż reszta skończy i wyszedłem razem z nimi. Idąc przez korytarz chciałem jak najbardziej zasłonić twarz włosami i bluzą. Nie miałem ochoty na rzucanie spojrzeń, a tym bardziej na otrzymywanie ich od ludzi takich jak Way. Szczerze to zdziwiło mnie, że dopiero teraz go zauważyłem. Chłopak dość mocno rzuca się w oczy, a skoro jest tu od roku, to miałem dużo czasu na zauważenie go wcześniej.

Co nie znaczyło, że tego chciałem. Gość był dziwny. Zignorowałem to, jak patrzył się na  mnie siedząc samotnie przy pustym stoliku. Zdecydowanie był dziwny.

Reszta dnia minęła dosyć szybko i bez niespodzianek. Gdy zadzwonił ostatni obowiązujący mnie dzwonek, powoli się spakowałem i skierowałem do szafki. Nie za bardzo mi się spieszyło. Wiedziałem, że po powrocie muszę jak zawsze zaopatrzyć ojca w jedzenie, zupełnie jakby sam tego nie potrafił.

Szedłem korytarzem nucąc coś pod nosem. Na początku była to zwykła melodia, dopiero z czasem stwierdziłem, że można by to ładnie zagrać. Potrząsnąłem kluczami w powietrzu, do momentu, aż nie spadły na podłogę z głuchym dźwiękiem rozchodzącym się po wszystkich ścianach.

Zanim zdążyłem się zorientować, Felix podbiegł i szybko mi je  wręczył.

- Dzisiaj o siedemnastej przy starej hali, Alexander chce, żebyś był.- Uśmiechnął się podejrzanie i odszedł tak szybko jak się pojawił.

Na początku nie powiem, byłem zdziwiony. Często takie spotkania były planowane na szybko, bez zbędnych pytań, ale cała sytuacja była po prostu dziwna.

Stałem tak jakiś czas wpatrując się w pusty koniec korytarza i dopiero kilka minut potem, mogłem zmusić się do ruchu i przebrania.

Wychodząc nikogo na korytarzu już nie spotkałem. Wszyscy za wszelką cenę zawsze chcieli jak najszybciej wydostać się z budynku, co mi nie robiło różnicy. Zazwyczaj wracałem z chłopakami, ale dzisiaj oznajmili, że bardzo się spieszą. Wyszedłem i zapaliłem leniwie papierosa. Zaciągnąłem się duszącym dymem i spojrzałem przed siebie. Moje życie mogłoby być uznane za idealne w tamtym momencie. Miałem niemal wszystko co chciałem. I cieszyłem się, że zawsze będzie tak łatwo. A nie było.
Nigdy.

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz