1.2

480 77 61
                                        

Wstałem tego dnia dość zdenerwowany. Bo to był pierwszy dzień w którym miałem spotkać się z Gerardem. Była dość zimna ponura sobota, idealnie co nie.

Nie widziałem się z nim od kiedy odwiedził mnie w szpitalu. Szczerze mówiąc z jednej strony chciałem już dowiedzieć się o co mu chodziło. A z drugiej bałem się, że może to zbyt wiele.

Że skoro go zapomniałem to był tego powód.

Dostałem miesięczne zwolnienie co i tak pewnie było sprawą rodziców. Nie trudno się domyśleć, że wystarczy napisać mi karteczkę i przetrzymać w domu dla własnej wygody.

Powoli zaczynało mi się to nudzić, więc kiedy napisał numer podpisany w moim telefonie jako Gee co swoją drogą było urocze, zacząłem odliczać dni do spotkania.

Wiadomość zawierała zwykły numer i nazwę ulicy oraz godzinę. Ale nie zamierzałem zastanawiać się nad pójściem.

Stanąłem przed szafą lekko się chwiejąc. Z jakieś dziesięć minut patrzyłem się w ubrania. Jedne były zbyt czarne, inne zbyt kolorowe, a na jeszcze kolejne było już za zimno. Jednak miesiąc nieobecności może bardzo rozregulować. Niedawno nosiło się krótkie rękawki a teraz co dwa dni spada delikatna poszewka śniegu która topnieje w kolejne dwa i na nowo.

W końcu wybrałem coś totalnie zwykłego, za to myślenie nad tym zabrało mi te marne dziesięć minut z życia.

Nie wiedziałem dokładnie do jakiego miejsca idziemy bo ulica mało mi mówiła.
I dopiero po wpisaniu adresu w telefon ogarnąłem co się dzieje.

Miałem iść do szkoły? W sobotę?
Dzięki Gerard.

Pokręciłem głową, a wiatr zawiał mocniej. Żałowałem, że nie wziąłem szalika który sobie odpuściłem ponieważ był zbyt pedalski.

Co by sobie pomyślał Way.

Byłem pewny, że spod szkoły po prostu pójdziemy gdzieś indziej, ale o dziwo Gerarda nigdzie nie było. Jedną minutę, kolejną. Zacząłem poważnie martwić się o swoje zdrowie, kiedy ktoś szybko otworzył drzwi wejściowe za mną.

- Frank no właź do środka, zamarzniesz.

To był Gerard, tak to na pewno był on. Głos pełen entuzjazmu wpuścił mnie do środka.

Otrzepałem się z resztek śniegu i przetarłem rękami oczy.

- Byłem pewny, że po prostu wejdziesz, przecież w soboty szkoły i tak są otwarte.

- To nic, przeżyję.- Uśmiechnąłem się krzywo nie wiedząc co mnie dzisiaj tu czeka.

- Szkołę jak mi się zdaje dobrze pamiętasz.

- Myślę, że tak.

- Dobrze, chodźmy do szafek.- Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę bocznego korytarza.

Mijaliśmy wszystkie sale które teraz były puste i czyste. Puste czasami były i w tygodniu. Ale na pewno nie czyste.
Zauważyłem jak myślę własną szafkę, ale chłopak pociągnął mnie dalej.

- Ta jest moja. Pamiętasz?

Popatrzyłem na szereg w którym znajdowała się ta wskazana przez Gerarda.

- Mhm, tak, ale czemu ma wzniecenie na boku?- Dotknąłem zmarzniętymi palcami nierównej powierzchni.

- Alex kiedyś popchnął mnie na nią. To nic takiego.- Uśmiechnął się czule co ledwo zniosłem. Alex to był mój przyjaciel, jak mógł zachować powagę mówiąc to o kimś kto zrobił mu coś takiego.

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz