12.2

339 61 68
                                        

Był środek tygodnia kiedy postanowiłem odpuścić sobie lekcje. Raz nie będą źli.

Przez wiele dni zbierałem informacje gdzie mogę znaleźć Alexandra. Udałem, że nie obchodzi mnie już sprawa Gerarda. Chłopcy odpuścili temat. Gerard nie odezwał się do mnie słowem. Pierwszy dzień go nie było. Drugiego przyszedł, ale chory i zasmarkany. Oddałem mu wtedy kurtkę wiedząc, że to przez nią jest w takim stanie. Wziął ją bez słowa kichając w międzyczasie.

Oczywiście, wiedziałem, że nawiązanie jakiekolwiek kontaktu z Alexem teraz nie jest dobrym pomysłem. W końcu zrobił wiele złych rzeczy i dalej nie miałem pojęcia co ma zamiar zrobić. Jak się zachować.

Ale przez to, że wszystko sprowadzało się do niego czułem jakby dalej grał główną rolę w tym przestawieniu.

Kiedy wychodziłem rzuciłem mamie szybkie dowidzenia i udałem się w stronę szkoły. Tak na wszelki wypadek.

Gdy doszedłem do większej ulicy skręciłem i udałem się w wręcz przeciwną stronę. Na dworzec.

Naciągnąłem czapkę na twarz najbardziej jak mogłem. Lepiej, żeby nikt nie zatrzymał mnie akurat teraz.

Najbliższy zakład karny był jakoś pół godziny drogi stąd. Ale.
Wątpię, żeby Alex poszedł do jakiegoś brudnego, starego zakładu. Musiał znaleźć się czymś bardziej przystających do jego standardów. A taki ośrodek zamknięty znajdował się jakoś godzinę na zachód.

I miałem nadzieję, że mój traf będzie dobry.

Wsiadłem do autobusu czując jak odmarzają mi palce. Było cholernie zimno i byłem zły na to, że nie mogłam przespać tej zimy.

Zająłem miejsce na samym końcu autobusu. Naprawdę nie chciało mi się ani trochę nigdzie ruszać w taką temperaturę, ale jak trzeba to trzeba.

W końcu kierowca ruszył, a ja zacząłem słuchać muzyki. Potrzebowałem czegoś na rozbudzenie.

Droga bardzo się dłużyła i naprawdę chciałem już wysiąść. Szczególnie, że gość chyba nie miał pojęcia co to ogrzewanie.
W końcu zatrzymał się na moim przystanku a ja wypadłem przez boczne drzwi najszybciej jak się dało. Czego odrazu pożałowałem bo najwyraźniej zapomniałem, że na dworze jest zimniej niż w środku.

Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie było cicho i pusto. Jakby dosłownie nagle wszystkich wywiało. Poszedłem w jedyną uliczkę odchodzącą od tej głównej i zacząłem szukać tego ogromnego bydynku.

Były tu domki jednorodzinne, jakiś jeden blok na uboczu i... tak. I wielka posiadłość z ogromną bramą wjazdową. Była dość okazała. Znieruchomiałem i już miałem nacisnąć guzik przy bramie jak ktoś złapał mnie za ramię.

- Co ty tu robisz?- Odwróciłem się gwałtownie. Za plecami stał Gerard ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy.

- Jesteś idiotą Frank.

- Czego ode mnie jeszcze chcesz?

- Jesteś debilem.

- Może powiedz skąd się tu wziąłeś zamiast tylko mnie wzywać!- Odepchnąłem go i widziałem jak narasta w nim złość, ale nic nie zrobił.

- Jechałem za tobą debilu. Wiedziałem, że będziesz chciał tu w końcu przyjechać. I nie było cię w szkole.

- Niemożliwe, że dotarłeś tu innym autobusem równo ze mną.

- Mam samochód Frank. Zostawiłem go za rogiem.

- Nie przypominam sobie, żebyś jeździł samochodem.

- Tak bo wtedy byłem ślepy.- Wykrzyczał, a ja drgnąłem. Nie chciałem, żeby krzyczał- Idź tam jeśli chcesz. Rozmawiaj z nim. Droga wolna.

Zaczesał włosy do tylu głęboko oddychając. Zielone oczy odbiły się od zimowych promieni słońca. Dalej był chory. Zrobiło mi się przykro. To w końcu moja wina. A teraz będzie jeszcze bardziej chory.

- A pójdę.

- Dobrze, zaczekam.

- Nie. Będzie ci zimno.

- Nagle się przejmujesz? Zaczekam. Idź już. W końcu czymś musisz wrócić do domu...

Oparł się o filar przy murze i zapalił papierosa.

Jedyne co mi zostało to faktycznie tam iść. Zadzwoniłem do wejścia, a drzwi się otworzyły.

Wszedłem do środa. Pachniało tam sterylnością i chlorem. Jak się okaże, że mają tu nawet basen to się wkurwie.
Podszedłem do recepcji gdzie siedziała niska kobieta z włosami spiętymi w kok.

- Czy mógłbym zobaczyć się z jednym z przebywających tu?

Spojrzała na mnie z ukosa.

- Za dziesięć minut jest przerwa więc możesz poczekać. Wszyscy będą tu w holu, pewnie go znajdziesz. Ale potem przez pół godziny wejście jest zamknięte, wyjdziesz dopiero po tym czasie.

- No nie ma problemu.

Odszedłem od lady i siadłem na skórzanej kanapie w boju holu.
Poczekałem te dziesięć minut, aż rozległ się pisk jakiegoś pseudo dzwonka i z sal wysypali się ludzie. Mijali mnie nie patrząc się aż w końcu go zauważyłem.

Z drugiego końca szedł Alexander dużo wolniejszym tempem niż inni. Białe włosy powiewały na lekkim wietrze spowodowanym pchającymi się uczniami. Wszyscy mieli identyczne mundurki. Szare kamizelki i biała koszula dopełniona zielonym krawatem. Nie wyglądało to jak kara, a jak nagroda.

Odrazu mnie zauważył uśmiechając się przenikliwie, lecz delikatnie.
Skierował się w moją stronę.

- Oh Frankie...- Pokręcił głową.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Spodziewałem się tego Frank. Ale tu nie będziemy rozmawiać.

Popatrzył się w stronę oszklonego tarasu i nie czekając na mnie tam poszedł.
Wstałem i podążyłem za nim.

Myślałem, że w środku będzie lodowato, a tym czasem było tam przyjemnie ciepło. Zostawiłem kurtkę na krześle obok Alexandra i usiadłem na nim.

Chłopak podparł się dłońmi opierając o szklany stolik.

- Więc czego chciałbyś się dowiedzieć.

- Nie pogrywaj ze mną Alexander. Przyszedłem tu po odpowiedzi. Dobrze wiesz jakie.

- Nie wiem. Oświeć mnie.

Już miałem otworzyć usta, ale mi przerwał.

- Nie byłem pewny czy się tu zjawisz. Czy żyjesz.- Ostatnie słowa wyszeptał zbliżając się do mojej twarzy.

Odrzuciło mnie to na tyle, że zamrugałem kilka razy.

- Wiesz czego chcę. Po prostu powiedz. Co łączy cię z Wayem.

- Raczej co ciebie z nim łączy.

Uśmiechnął się zaciekle. Nie było szans, żeby wiedział o ostaniej imprezie.

- O co ci znowu chodzi.

- Jak to Frank? Już nie pamiętasz? Nie pamiętasz jak się z nim całowałeś? Jak spaliście w jednym domu? W jednym łóżku?

- O czym ty do cholery mówisz Alex!- Uderzyłem rękami w stół nie wiedząc czy można mu ufać w tym co mówi.

- Nie spodziewałem się, że nie będziesz pamiętać jak to wtedy mówiłeś „kogoś kogo tak kochasz"...

Zachichotał i przeczesał włosy dłonią.

- Łżesz. On postrzelił swojego brata.

Z głośników ponownie wydał się dźwięk, a Alexander wstał z krzesła.

- Nie Frank. Ja to zrobiłem.

____________________________________________
Smutno mi, że ff się powoli kończy ;-;

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz